Reklama

Łukasz, przejdź do historii – wygraj ten cholerny Wimbledon!

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

13 lipca 2017, 21:22 • 3 min czytania 12 komentarzy

Każdy sportowiec ma swój Mount Everest. Dla piłkarza jest to wygranie mistrzostwa świata. Dla koszykarza – ligi NBA. Za to większość tenisistów marzy o tym, aby triumfować w Wimbledonie. W 2012 roku Agnieszka Radwańska miała okazję do zdobycia efektownej patery. Nie wyszło, Serena Williams okazała się za mocna. W sobotę kolejna osoba z naszego kraju stanie przed szansą podbicia londyńskiej trawy. Łukasz Kubot wraz z Marcelo Melo wystąpią w finale turnieju debla!

Łukasz, przejdź do historii – wygraj ten cholerny Wimbledon!

Skromny. Pracowity. Na maksa profesjonalny. Tak Kubota określają ludzie ze środowiska tenisowego, z którymi rozmawialiśmy wielokrotnie na temat Łukasza. Zawalić trening przez imprezę? Nie ma szans. Zjeść coś niezdrowego w sezonie? Nigdy w życiu. Najważniejszy jest tenis. Koniec, kropka.

To na wskroś profesjonalne podejście przyniosło mu korzyść m.in. w 2014, kiedy to wygrał z Robertem Lindstedtem Australian Open. Teraz przed Łukaszem szansa na jeszcze bardziej prestiżowy skalp. Spróbuje ją wykorzystać już z innym partnerem – od jakiegoś czasu gra w duecie z Marcelo Melo. Brazylijczyk w swoim kraju zwany jest… „Żyrafą”, oczywiście ze względu na wzrost. Facet jest strzelisty jak gotycka katedra, mierzy 203 cm. Co ciekawe, nigdy nie myślał o grze w kosza czy siatkówkę. Od zawsze chciał być… piłkarzem, ubóstwiał swojego rodaka Ronaldo, ale kiedy skończył 15 lat, zdał sobie sprawę, że nie ma futbolowego talentu. Zajął się więc na poważnie tenisem, co wyszło na dobre dla polskiego sportu. Dziś Melo z Kubotem wygrali trzynasty kolejny mecz na trawie! Po wspaniałej pięciosetowej batalii wyeliminowali Henriego Kontinena i John Peersa, a więc debel uznawany przez wielu za najlepszy na świecie. Jaka jest tajemnica sukcesu naszego rodaka i Brazylijczyka?

– Odpowiem banalnie: ta dwójka po prostu dobrze się rozumie, zarówno na korcie jak i poza nim. Mam wrażenie, że liderem drużyny jest Kubot, którego returny i woleje bardzo jej pomagają. Marcelo z kolei dysponuje bardzo ciekawym serwisem, chociaż oczywiście i Łukasz w tym elemencie sobie radzi – tłumaczy komentator Polsatu Sport Tomasz Tomaszewski. A były tenisista Lech Sidor dodaje:

– To bardzo ważne, żeby deblowi partnerzy się lubili. Pamiętacie Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego? Grali razem latami, wielu wydawało się, że kiedyś zwyciężą Wimbledon. I co? I musieli się rozejść, bo jeden drugiego miał już trochę dosyć. Łukasz i Marcelo współpracują ze sobą krócej, tu o znużeniu i zmęczeniu na szczęście nie może być mowy.

Reklama

– Nie ma też mowy o tym, by obwiniali się za nieudane zagrania. W ćwierćfinale był taki set, w którym Łukasz przegrał swój serwis dwa razy. Marcelo pięknie go w tym czasie wspierał na duchu, co na pewno pomogło Kubotowi. To są detale, ale jakże istotne, na tym poziomie często decydujące – dodaje Tomaszewski.

John McEnroe, Mats Wilander, Jimmy Connors – tych wszystkich wielkich singlistów łączy jedno: wygrywali na Wimbledonie turnieje deblowe. Dawniej brali w nich udział najlepsi tenisiści świata, dziś sytuacja wygląda nieco inaczej. M.in. naładowany do granic możliwości grafik sprawia, że tacy zawodnicy, jak Roger Federer, Novak Djoković czy Stan Wawrinka raczej unikają występów w duetach. Mimo to sukcesu Kubota i Melo nie można dyskredytować. Sidor:

– Debel od lat jest dyscypliną samą w sobie. Najlepsi w tej specjalności całkowicie jej się poświęcili, dzięki czemu osiągają wysoki poziom. Gdyby nagle czołowy singlista dobrał sobie kogoś do pary i chciał z nimi powalczyć, wcale nie musiałby wygrać.

15 lipca, sobota – zapamiętajcie tę datę. Właśnie wtedy Kubot może przejść do historii. By zapisać się na kartach najwspanialszego z tenisowych turniejów, Łukasz i Marcelo muszą pokonać Mate Pavica i Olivera Maracha. To para nr 16 tegorocznego turnieju, Polak i Brazylijczyk będą więc faworytami. O ile wytrzymają presję, o ile nie złapie ich jakiś niespodziewany dołek formy, a rywale nie zagrają meczu życia, w sobotę będzie można otwierać szampany, które – jak wiadomo – wyśmienicie współgrają z truskawkami, będącymi przecież symbolem londyńskiej imprezy.

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
55
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Inne sporty

Komentarze

12 komentarzy

Loading...