W tym tygodniu ruszamy z ekstraklasą, więc w idealnym świecie każdy z ligowych trenerów miałby już kadrę zamkniętą, z dwoma piłkarzami na jedną pozycję i mógłby spokojnie myśleć o pierwszym starciu. Jednak wiadomo, że naszej lidze do idealnego świata daleko jak Karolakowi do Złotych Globów i takich cudów nie ma. Lecz jeśli są zespoły, potrafiące ten dystans skrócić, byłaby w nich z pewnością Lechia, która w szczytowym momencie mogłaby jeździć na mecze dwoma autokarami. Ale czy przed sezonem 17/18 rzeczywiście Piotr Nowak może rozglądać się po szatni ze spokojem?
Jeśli chodzi o defensywę, z pewnością tak. Już w rundzie wiosennej tamtego sezonu Lechia prezentowała się w tyłach korzystnie, bo przecież w siedmiu meczach fazy finałowej Kuciak nie musiał wyjmować piłki z siatki ani razu. Teraz nie odszedł żaden kluczowy obrońca, a na wzmocnienie zasieków zostało ściągniętych kilku piłkarzy. Najlepszym jest pewnie Matras, który ma za sobą bardzo dobry sezon w Pogoni i który potrafi z powodzeniem zagrać zarówno jako defensywny pomocnik, jak i na środku obrony. Przyszedł też Nalepa, pracujący solidnie na nazwisko w węgierskiej lidze, gdzie zdobywał mistrzostwo oraz krajowe puchary. Trzecie wzmocnienie to z kolei Lewandowski, będący znośną alternatywą dla Wawrzyniaka. Z wypożyczenia wrócił Łukasik, no i zostaje Schikowski, najczęściej grający jako defensywny pomocnik, ale na młodzieżowym poziomie z żyłką do podłączania się w ofensywę.
Lechia może sobie pozwolić więc na wiele wariantów w obronie, personalnie jest tam mocna jak mało kto w ekstraklasie i bylibyśmy bardzo zdziwieni, gdyby zespół Nowaka zaczął być regularnie dziurawiony.
Wydaje się natomiast, że problem jest w ofensywie. Zanim przejdziemy do tego okienka, spójrzmy na to zimowe – pisaliśmy już o tym TUTAJ, więc by się nie powtarzać, w skrótowej formie. Lechia nie wzmocniła przed wiosną ataku, przecież żadnym wzmocnieniem nie był ani van Kessel, ani Michał Mak. Grali mało, jak grali to raczej słabo. Pierwszego już w Gdańsku nie ma, drugi jest tylko dlatego, że w Płocku zwolniono Kaczmarka i wypożyczenie upadło.
Mamy więc pierwsze okienko bez wsparcia ataku i cóż, teraz również tych wzmocnień nie ma, chyba nikt nie liczy, że Schikowski będzie ładował gola za golem, ponieważ w młodzieżowej Lidze Mistrzów strzelił hat-tricka Celtikowi. W Lechii panuje ruch w drugą stronę, ofensywni piłkarze stamtąd odchodzą. Tylko w tym okienku:
– definitywnie odszedł Makuszewski,
– odszedł Pawłowski,
– odszedł Kobylański,
– odszedł Wiśniewski,
– na upartego można zaliczyć jeszcze Chrapka, który przeprowadził się do Śląska.
Pewnie, żaden z nich nie był kluczową czy nawet istotną postacią w Lechii (Makuszewski w ogóle grał gdzie indziej), ale ich obecność dawała pewien komfort. Przy większej liczbie kontuzji, przy nagromadzeniu kartek, któryś mógł wejść do gry i Nowak nie musiałby się martwić, że na skrzydle będzie grał masażysta.
Jednak okej, jeśli kogoś ta argumentacja nie przekonuje, jedziemy dalej. Odejść może wspomniany Mak, a nawet gdyby jakimś cudem został, to przecież nie jest ulubieńcem Nowaka i trudno go brać za wysoką kartę w talii. Haraslin? Podobno pojawiają się oferty, a skoro Słowak ma kontrakt ważny tylko przez rok, być może klub zdecyduje się na sprzedaż. No i jest jeszcze sprawa Peszki, który przegapi początek sezonu, gdyż po raz kolejny nie zapłacił rachunków za prąd i tym razem odcięto mu go w kluczowym meczu z Legią.
No, nie wygląda to dobrze. W sparingu z Chojniczanka w pierwszym składzie wyszedł Karol Fila, nic do chłopaka nie mamy, niech zbiera minuty w ekstraklasie, ale trudno sobie wyobrazić, by pociągnął Lechię w swoim debiutanckim sezonie ligowym. A Lechię będzie trzeba przecież w końcu zaciągnąć do pucharów. Na inaugurację rozgrywek do gry na skrzydle Nowak ma Filę, Flavio, Haraslina i Maka. Nikt nam nie wmówi, że to jest kareta asów. W ataku może grać Marco Paixao i Kuświk, więc tutaj nie będziemy się czepiać, ale już na kierownicy jest tylko Wolski i Mila, ten drugi ostatni mecz w ekstraklasie rozegrał 11 marca, kiedy biegał po boisku przez 12 minut.
Wygląda to dość biednie, a przecież Lechia biedna podobno nie jest, tym bardziej, że puściła do Torino Milinkovicia-Savicia za spore pieniądze. Ataku w Gdańsku jednak nie wzmacniają i kibice mogą się o to martwić. Przypomnijmy: już w sezonie 16/17 Lechia z czołowej czwórki strzeliła najmniej goli.
Fot. 400mm.pl