Reklama

Wspaniała nagroda w Neymar Jr’s Five. Zwycięska ekipa zagrała 30 minut z Neymarem i kumplami

redakcja

Autor:redakcja

09 lipca 2017, 13:16 • 5 min czytania 7 komentarzy

Neymar wyglądał tak jak zawsze. Każdy kolejny kontakt z piłką traktował jak święto. Zagarniał ją pod siebie i wyczekiwał na moment, by wejść między dwóch. Zaczynał robić kapki, by za chwilę przerzucić piłkę nad rywalem. Rozpędzał się i próbował założyć rywalowi siatę. Rywalowi, który – to akurat niecodzienne – bił mu brawo po każdej zdobytej bramce. Rywalowi, dla którego prawdziwym wydarzeniem byłoby – powiedzmy – selfie z postacią pokroju Adriana Mutu. Rywalowi, który zawodową piłkę zna tylko z telewizji, książek i bywania na stadionach.

Wspaniała nagroda w Neymar Jr’s Five. Zwycięska ekipa zagrała 30 minut z Neymarem i kumplami

Jeden z Rumunów nie potrafił uwierzyć we własne szczęście. Spojrzał na Neymara, jakby zobaczył właśnie boga i oddał mu piłkę. Wszystko po to, by ujrzeć jeszcze raz, jak Neymar zaprosi go do boiskowej samby.

***

Wybaczcie patos, ale trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Nagroda za wygranie turnieju Neymar Jr’s Five rozgrywanego w Praia Grande na przedmieściach Santosu, na który wbiliśmy się także i my, była czymś absolutnie cudownym, najpiękniejszą sprawą, jaką zwykły maniak futbolowy może sobie wyobrazić. Albo… albo nawet czymś więcej, niż jest sobie w stanie wyobrazić. No bo… zagrać 30 minut meczu pokazowego z Neymarem? Z tym samym Neymarem, który strzela gole dla Barcelony, dla Brazylii, który rok w rok gra o Ligę Mistrzów? Przybijać z nim piątki, próbować założyć mu siatę, bawić się lepiej niż podczas gierki z najlepszymi kumplami?

Nie, to absolutny kosmos.

Reklama

A jednak Rumunów, zwycięzców turnieju, którzy – tak swoją drogą – w pierwszym meczu ogolili polską ekipę 5:0, ten zaszczyt dopadł. Po ich wygranej nad Anglikami w dogrywce zaplanowany był tylko jeden mecz pokazowy w konwencji turnieju (przypomnijmy – 10 minut, po każdej straconej bramce schodzi jeden zawodnik). Gdy jednak pierwsze spotkanie dobiegło końca, na boisko weszli nowi kumple Neymara i… zagrali kolejny mecz. Oczywiście cały czas z kapitanem za sterami, który zszedł łącznie może na dwie minuty. A potem jeszcze kolejnego. Pewnie tylko po to, by meczyk z Neymarem zapisał w swoim życiorysie Djibril Cisse. Francuz robił na evencie za DJ’a, więc na szybko skołował jakieś spodenki kompletnie z czapy i dograł kilka piłek do swojego brazylijskiego ziomka. Łącznie wyszło z tego trzydzieści minut pykania z Neymarem i jego załogą.

Ale co najważniejsze – Neymar miał do chłopaków FANTASTYCZNE podejście. To nie było truchtanie, to nie była gra na odwal się, byle na zdjęciu wyglądało, że na boisku faktycznie przebywa Neymar. Gdy trzeba było wrócić za akcją – Neymar wracał i to na pełnym sprincie. Mecz toczył się naprawdę na serio. Dość powiedzieć, że gdy ekipa gwiazdy Barcy przegrywała 2:0, na boisku pojawił się Gabriel Jesus, który pomógł udowodnić, że 2:0 to najniebezpieczniejszy wynik (skończyło się 3:2 po karnym w ostatnich sekundach). Ba! Gość tak poważnie podszedł do sprawy, że w jednej akcji wyciął Rumuna do tego stopnia, że ten aż musiał zejść z boiska i nie pojawił się już ani na minutę. Ale przynajmniej będzie miał co opowiadać, oglądając z kumplami kolejny mundial.

Neymar swoje kapitalne usposobienie pokazywał nie tylko w samej grze. Robił wszystko, by zwycięzcy pamiętali ten dzień do końca życia. Przed meczem finałowym wpadł na boisko, by przynieść im piłkę i elegancko się przywitać. Pozwolił zrobić sobie selfie z każdym piłkarzem, który tylko chciał. Powymieniał uśmiechy, powymieniał piątki, powymieniał z każdym z chłopaków kilka zdań. Osoby, które nie sympatyzowały jakoś szczególnie z Neymarem, w zasadzie z miejsca mogły się w nim rozkochać.

A w szczególności chłopaki, którzy za chwilę znajdą się z powrotem w Bukareszcie czy innej Kluż-Napoce i wrócą na studia czy codziennej pracy.

I przed telewizory by sprawdzić, jak w lidze hiszpańskiej radzi sobie ich kumpel.

***

Reklama

– Skumaliśmy się z nimi w hotelu. Wiemy jak przygotowywali się do turnieju i to był chyba błąd, że wybraliśmy profesjonalną drogę – śmiali się polscy reprezentanci z Kapeli Weselnej. Rumuni ani przez moment nie byli bowiem żadnymi faworytami. Nie mieli takiego magicznego błysku jak Anglia, która grając w czwórkę przeciwko Austrii potrafiła wsadzić loba z dystansu (a to o tyle duży wyczyn, że bramki są naprawdę małe). Nie mieli takiej jakości jak Brazylijczycy, którzy po strzelonej bramce nie dawali sobie odebrać piłki. Co było ich siłą? Niesamowita zawziętość. Łokieć w plecy, wślizgi, spychanie na bandę. Jakby to powiedział Kamil Glik – podostrzyli. I przed meczami, i na meczach.

Ale jak widać w niczym im to nie przeszkodziło. I chwała im za to.

Chwała im za to przynajmniej taka, z jaką w Brazylii spotyka się Neymar. Słyszy się wprawdzie tu i ówdzie o jego uwielbieniu, ale dopóki się tego nie zobaczy na własne oczy – ciężko sobie wyobrazić tę skalę.

Gdy Neymar tylko wyszedł na turniej – a przylecieć na niego musiał helikopterem, inna droga przedostania się na teren swojego instytutu, w którym szkolą się dzieciaki groziła sporym niebezpieczeństwem – zapanowała ogromna wrzawa. Gdy tylko Neymar coś powiedział – od razu dostawał salwę braw. Gdy tylko strzelił bramkę – wiwatowała cała lokalna publika. Nawet mimo tego, że to tylko mecz pokazowy.

Kolejka do selfie wyglądała tak…

19894050_1589859661058829_125824393_n

A dostęp dla dziennikarzy – tak. Jakieś – na oko – piętnaście ośmioosobowych grupek dziennikarzy i trzydzieści sekund dla każdej. Obszernego wywiadu raczej z tego nie zrobisz.

19873887_1589859657725496_1152992504_n

***

Na koniec anegdota, która rozwaliła nas doszczętnie. Po przegranej fazie grupowej polska ekipa wyszła na miasto. Niestety kilku z chłopaków nie przewidziało, że do wejścia do klubu będzie potrzebny dowód osobisty. A że niedawno urodziny obchodził pewien bardzo znany kibic Legii, a powrót do hotelu trwałby co najmniej kilkadziesiąt minut…

– Panowie, mam pomysł. Tuż obok jest jakiś hotel. Zapytajmy na recepcji, czy nam tego nie wydrukują – rzucił jeden z nich i pokazał na screen, który otrzymał od kumpla na WhatsAppie. Screenem było oczywiście graficzne przypomnienie, że najsławniejszy kibic Legii Warszawa świętuje mały jubileusz.

Wydrukowali. Udało się wejść do klubu. W ten sposób gwiazda internetu uratowała wieczór Polakom.

***

PS Jeśli interesuje was jak wyglądały mecze pokazowe albo finał/półfinały Neymar Jr’s Five, możecie to sprawdzić TUTAJ. Warto, bo zajawa aż kipi.

PS 2 Wkrótce wrzucimy od nas duże wideo z turnieju. Przeglądaliśmy dzisiaj z Karolem ujęcia i zapowiadają się naprawdę kozacko.

JB

19866784_1751667164861655_1708532561_o 19850541_1751667051528333_1073503177_o 19885566_1751666978195007_2070838100_o 19885541_1751666991528339_433968251_o 19866874_1751667004861671_706508649_o 19840432_1751667138194991_2134689320_o 19866909_1751667201528318_526279565_o 19875704_1751667111528327_2072681791_o

 

Najnowsze

Ekstraklasa

Szef polskich sędziów: Nie uważam, by błędów było znacząco więcej niż w przeszłości

Paweł Paczul
0
Szef polskich sędziów: Nie uważam, by błędów było znacząco więcej niż w przeszłości

Komentarze

7 komentarzy

Loading...