Reklama

Największa impreza, o której nie słyszałeś – zaraz początek World Games we Wrocławiu

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

09 lipca 2017, 12:28 • 11 min czytania 10 komentarzy

Kojarzycie taką imprezę jak World Games? Wcale się nie zdziwimy, jeśli właśnie słyszycie o niej po raz pierwszy. Skłamalibyśmy pisząc, że w naszej redakcji wszyscy wiedzą, co to za zawody, a ich historię mają w małym palcu. Ale prawda jest taka, że z World Games zdecydowanie warto się poznać. Tym bardziej, że 10. edycja lada chwilę ruszy we Wrocławiu. I wiecie co? Zapowiada się kozacko!

Największa impreza, o której nie słyszałeś – zaraz początek World Games we Wrocławiu

W największym skrócie: to igrzyska tych sportów, które z różnych powodów nie łapią się do programu olimpijskiego. Impreza jest rozgrywana od początku lat osiemdziesiątych, co cztery lata, rok po letnich igrzyskach. We Wrocławiu odbędzie się 10. edycja i będzie to zdecydowanie największa sportowa impreza zorganizowana w naszym kraju. Igrzyska ruszą 20 lipca i potrwają do końca miesiąca.

Imponujące liczby World Games

Garść liczb i statystyk, które naprawdę robią wrażenie: na Euro 2012 w Polsce zagrało 10 z 16 drużyn, czyli około 220 piłkarzy. Na siatkarskim mundialu dwa lata później gościliśmy 24 ekipy, czyli około 300 graczy. Tymczasem do Wrocławia na World Games wybiera się blisko 3500 zawodników ze 112 krajów, uprawiających 31 różnych sportów. Do tego półtora tysiąca wolontariuszy, tłumy kibiców, mała armia lekarzy, porządkowych, ochroniarzy, kierowców, ratowników medycznych i tak dalej. O skali wydarzenia świadczy także fakt, że do Polski przyleci pracować ponad 400 zagranicznych dziennikarzy (w tym blisko 50 z samych Chin), a transmisje zawodów trafią na cały świat.

Co jeszcze? 50 tirów sprzętu, 280 osób technicznych, 500 wolontariuszy i 400 artystów zaangażowanych w ceremonię otwarcia, którą na żywo pokaże otwarty Polsat. Jednym słowem: gruba impreza.

Reklama

Co z arenami igrzysk?

Pojechaliśmy do Wrocławia, sprawdzić, czego tak naprawdę możemy się spodziewać w czasie World Games, co to za zawody i z czym to się je.

Całe miasto jest oplakatowane, wszędzie widać banery, reklamy, bilboardy. Tuż przy rynku stoi zegar, odliczający czas, pozostały do rozpoczęcia zawodów. Bilety sprzedają się znakomicie, na niektóre dyscypliny są już dawno nie do zdobycia (i to nie na te, na które byście się spodziewali, ale o tym później). W wielu częściach miasta powstają areny igrzysk.

Zaraz, zaraz – spytacie – dwa tygodnie do otwarcia, a one „powstają”?! To znaczy, że jeszcze ich nie ma?! No rzeczywiście, organizacja na wypasie…!

Spokojnie, właśnie w tym rzecz i największa różnica pomiędzy igrzyskami olimpijskimi, a World Games. W takim na przykład Rio de Janeiro trzeba było zbudować obiekty do szermierki, koszykówki, pływania i pływania synchronicznego, zawodów BMX, tenisa, koszykówki, judo, taekwondo, zapasów, piłki ręcznej, kajakarstwa i golfa oraz zmodernizować dziesiątki innych. Wszystko według wytycznych MKOl, za ciężkie miliony. I jak w większości przypadków – sporo z tych obiektów dziś świeci pustkami.

Stadion Hermana Goeringa

Reklama

We Wrocławiu jest inaczej. Dość powiedzieć, że poważne inwestycje w mieście były w sumie trzy. Zbudowano kompleks basenów (kryty i otwarty, oba 50-metrowe) oraz tor wrotkarski (uliczny oraz do jazdy szybkiej), a także zmodernizowano Stadion Olimpijski. To zresztą dobry moment, żeby obalić miejską legendę, że powstał on na igrzyska, które rzekomo miały się odbyć we Wrocławiu, a którym przeszkodził wybuch II wojny światowej. Bzdura. Igrzyska w 1940 roku miało gościć Tokio, a cztery lata później Londyn.

2

Nazwa wrocławskiego obiektu tak naprawdę wywodzi się od olimpiady w Los Angeles w 1932 roku, na której Richard Konwiarz, niemiecki architekt ze stolicy Dolnego Śląska, zdobył brązowy medal w konkurencji „architektura sportowa”. Tak, w dawnych latach było na igrzyskach wiele nietypowych zawodów, także z zakresu literatury i sztuki oraz naprawdę dziwnych dyscyplin. Niektóre z nich, jak choćby przeciąganie liny, dziś znajdują się w programie World Games.

Wracając do Stadionu Olimpijskiego, który nawiasem mówiąc w czasach III Rzeszy nosił imię Hermana Goeringa: został on gruntownie zmodernizowany na tegoroczne zawody. Gruntownie, czyli naprawdę solidnie, zaczynając od tego, że każda cegła z zewnętrznej elewacji została ręcznie wyczyszczona przez konserwatorów. Stadion, który na co dzień gości żużlowców Betardu Sparty Wrocław oraz futbolistów amerykańskich Panthers Wrocław, może teraz pomieścić kilkanaście tysięcy widzów. Będzie areną dwóch sportów „na zaproszenie” – futbolu amerykańskiego oraz żużla.

Nie powtórzyć błędów z EURO

Co to znaczy „sport na zaproszenie”? Nic prostszego. W programie World Games jest nieco ponad 30 dyscyplin. Organizatorzy każdych kolejnych zawodów mogą zaproponować „swoje” dyscypliny. Stąd na wrocławskich igrzyskach zobaczymy (oprócz dwóch wspomnianych wcześniej sportów) także kick-boxing oraz wioślarstwo halowe. Co istotne, konkurencje dodatkowe nie liczą się do klasyfikacji medalowej, a ich zwycięzcy otrzymują nieco inne, nieznacznie mniejsze medale. Wszystkie zaprojektował profesor Mateusz Dworski z Wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Medale z jednej strony mają logo igrzysk, z drugiej kulę ziemską, wrocławski ratusz oraz sylwetki sportowców.

5

Większość zawodów odbędzie się na istniejących wcześniej obiektach. Miasto nie musiało wydać ogromnych pieniędzy na ich budowę. A wspomniane wcześniej inwestycje już służą mieszkańcom Wrocławia – Stadion Olimpijski wypełnia się na każdy mecz żużlowy, więc odnowienie mu się przydało. Tor wrotkarski już w dniu otwarcia przyciągnął tłumy chętnych do jazdy. Kompleks basenów także już spełnia swoje zadanie, a zanim ruszą World Games odbylły się na nim mistrzostwa świata w pływaniu w płetwach.

To dobra wiadomość, bo akurat Wrocław znakomicie zdaje sobie sprawę z problemu areny wielkiej imprezy, z którą potem nie ma co zrobić. Stadion Wrocław (nowa nazwa obiektu EURO 2012) służy piłkarzom Śląska. Właśnie, piłkarzom, a nie bardzo kibicom. Trybuny świecą pustkami, nie zapełniają się w zasadzie nigdy. Średnia frekwencja w sezonie 2012/13, gdy drużyna broniła tytułu mistrzów Polski, wynosiła niespełna 15 tysięcy, w zakończonym niedawno sezonie spadła poniżej 10 000, a na przykład mecz z Pogonią Szczecin przyciągnął 4 tysiące widzów. Możecie sobie wyobrazić, jak wyglądali na stadionie, mogącym pomieścić ponad 42,700 osób…

Bilety tanie jak barszcz

Stadion Wrocław także „weźmie udział” w World Games. To właśnie na nim odbędzie się ceremonia otwarcia, która – trzeba przyznać – zapowiada się spektakularnie. Impreza jest reżyserowana przez Krzysztofa Maternę. Będą trzy wielkie sceny, orkiestra symfoniczna pod batutą Radzimira Dębskiego, Dawid Kwiatkowski, Kamil Bednarek, Steve Nash, zespół LemOn, BeMy oraz oczywiście grupy taneczne.

To będzie mocny wstęp do igrzysk. Chcemy w uniwersalny sposób zaprezentować Wrocław, Dolny Śląsk i Polskę. To będzie bardzo ważny moment dla całej imprezy, transmisja trafi do wielu krajów świata – mówi Marcin Przychodny, prezes komitetu organizacyjnego.

„Może i fajnie, ale na pewno drogo” – stwierdzicie. No właśnie wcale nie. Ceny biletów na ceremonię otwarcia zaczynają się od 10 złotych. Podobnie na większość zawodów (na niektóre w ogóle ich nie ma). Do tego dzieci płacą połowę, a rodzina płaci maksymalnie za dwoje dzieci (reszta gratis) Inaczej mówiąc: rodzice z trójką dzieci zapłacą trzydzieści złotych. Zdecydowanie – taniej niż kino.

To także mocno odróżnia World Games od igrzysk olimpijskich. Tutaj najważniejsze jest, żeby pokazać widzom radość, jaką można czerpać ze sportu. Dlatego też taki, a nie inny dobór dyscyplin. Najkrócej mówiąc – kibice dostają to, co chcą oglądać. Bo nie oszukujmy się, program igrzysk olimpijskich jest przeładowany, o czym pisaliśmy choćby tutaj.

Większość dyscyplin olimpijskich budzi jakiekolwiek zainteresowanie kibiców właściwie wyłącznie w czasie igrzysk, a i to tylko do momentu, gdy walczą Polacy. Na World Games jest inaczej. Kibice zobaczą między innymi spektakularne zawody na nartach wodnych na Odrze (bez biletów), będzie wspomniany żużel (też bez biletów, ale nie dlatego, że wstęp jest wolny, ale po prostu już są dawno wyprzedane), kręgle, sporty bilardowe (w tym snooker), hokej i jazdę szybką na wrotkach. Pisząc „jazda szybka” mamy na myśli naprawdę szybko. Na 200-metrowym, owalnym torze zawodnicy osiągają prędkość ponad 60 kilometrów na godzinę. Zawodowe rolki kosztują kilka tysięcy, są ultralekkie i pozwalają na dowolną wymianę poszczególnych elementów.

4

Do Wrocławia wybierają się między innymi bracia bliźniacy Michael i Ronald Mulderowie, czyli mistrz i wicemistrz olimpijski z Soczi, którzy do startów na łyżwach trenują właśnie na rolkach.

Fistball, korfball i lacrosse

Oprócz sportów, co do których wszyscy zgodzimy się, że są widowiskowe, będą też dyscypliny, o których prawdę mówiąc większość z nas słyszy właśnie po raz pierwszy. O ile jeszcze lacrosse jest w miarę znane, to w końcu najważniejszy sport rdzennych indiańskich ludów USA i Kanady, o tyle korfball czy fistball to dość oryginalne wynalazki.

Korfball na przykład to taka jakby koszykówka. Z tą różnicą, że piłka jest mniejsza (mniej więcej jak nożna), kosz nie ma tablicy, a drużyny są mieszane (dwie kobiety plus dwóch mężczyzn). Dziwne i trochę kłopotliwe, bo każda drużyna potrzebuje… dwóch szatni. W fistballu z kolei niedużą, ale bardzo twardą piłkę odbija się przedramionami, coś jakby połączenie tenisa i siatkówki. Dyscyplinę promuje Robert Szczerbaniuk, siatkarz, olimpijczyk, a obecnie… prezes Stowarzyszenia Fistballu. – Po trzech dniach mistrzostw Europy mieliśmy tak posiniaczone przedramiona, że nie szło odbijać. Ale turniej zakończyliśmy sukcesem, bo w meczu o 7. miejsce pokonaliśmy Hiszpanów – mówi.

Nie oszukujmy się jednak, w tych dyscyplinach jesteśmy kompletnymi amatorami, bez większych szans na medale. To sporty popularne w innych krajach, w niektórych ludzie mają na ich punkcie kompletnego fioła. Dla polskich kibiców – raczej jako ciekawostka.

Polscy pewniacy do medali

Są za to inne dyscypliny, w których reprezentanci Polski są murowanymi faworytami. Tak będzie w żużlu (turniej par), wspinaczce, czy trójboju siłowym.

1

Marcin Dzieński, ksywka „Rambo”, to aktualny mistrz świata we wspinaczce sportowej. Wrocławskie zawody to dla niego ostatnia szansa na medal World Games. Czemu? Bo jego dyscyplina od 2020 roku zostanie włączona do programu igrzysk olimpijskich, niejako potwierdzając hasło „World Games: przedsionek olimpizmu”. 24-latek jest takim Usainem Boltem na ściance, specjalizuje się w konkurencji wspinaczka na czas. Dla tych, którzy wybiorą się na Plac Nowy Targ, by zobaczyć Marcina w akcji mamy jeden apel: nie zajmujcie się telefonem, nie odwracajcie głowy, a jak wam coś upadnie, to nie podnoście. Czemu? Bo możecie przegapić jego występ. Wbiegnięcie na szczyt ścianki Dzieńskiemu zajmuje moment. Normalny człowiek właśnie by próbował złapać drugi, może trzeci uchwyt, a „Rambo” już jest na górze.

O ile Dzieński wielką karierę dopiero zaczyna, o tyle Jarosław Olech dominuje od lat. Dokładniej mówiąc: od 15 lat, co roku zdobywa mistrzostwo świata w trójboju siłowym. We Wrocławiu powalczy o trzecie w karierze złoto World Games. Startujący w kategorii 74 kg 43-latek legitymuje się następującymi rekordami: martwy ciąg – 320 kg, przysiad – 367,5 kg, wyciskanie na ławeczce – 220 kg, w trójboju – 305 kg. Podczas polskich igrzysk rywalizację w trójboju zaplanowano nietypowo – na scenie w Narodowym Forum Muzyki. Olech obiecuje, że znów da koncert.

Monopłetwa rządzi!

Na część zawodów jeszcze jest sporo biletów, tak jak wspominaliśmy – zdecydowanie tanich. Za nic w świecie nie da się już jednak zdobyć wejściówek na dwie konkurencję. Pierwsza to żużel, co nikogo nie może dziwić w rozkochanym w speedawyu mieście. Druga? Możecie zgadywać, strzelać, typować – nie ma szans, żebyście trafili. Nie sumo (choć też zapowiada się widowiskowo), nie frisbee, nie unihokej, nawet nie rock’n’roll akrobatyczny z czterokrotnymi polskimi mistrzami świata Anną Miadzielec i Jackiem Tarczyło. A więc co? Monopłetwa!

Dobra, już słyszymy te głosy: „co to za jaja”, nie ukrywamy, że pomyśleliśmy podobnie. Przynajmniej dopóki nie zajrzeliśmy do nowego kompleksu basenów, na trening przed mistrzostwami świata w pływaniu w płetwach, które właśnie się skończyły. Spróbujcie sobie przypomnieć Michaela Phelpsa, płynącego kraulem na krótkim, spriterskim dystansie. Jest niczym motorówka, tymczasem pojedynek Phelpsa z gościem w monopłetwie, czyli jednej, dużej płetwie (coś jak u Syrenki Warszawskiej) byłby jak starcie Roberta Korzeniowskiego z Usainem Boltem. Prędkość, jaką osiągają w wodzie ci goście jest niewiarygodna. Rekord świata na 50 metrów stylem dowolnym to minimalnie poniżej 21 sekund. Ten sam dystans w monopłetwie najlepszy na świecie Rosjanin Paweł Kabanow pokonał w niespełna 14 sekund! Inaczej mówiąc – podobnie jak w przypadku wspinaczki na czas – lepiej nie odwracać głowy…

Pijany Janusz utrudnia życie

W nowym kompleksie basenów rozgrywane będą nie tylko zawody w płetwach, ale także konkurencje ratownicze. W roli ratowniczki ze „Słonecznego Patrolu” wystąpi jedna z najbardziej pozytywnie zakręconych polskich pływaczek, olimpijka z Rio i Londynu, Alicja Tchórz. Zawody ratownicze są bardzo widowiskowe. Trzeba przepłynąć cały basen, wyłowić z dna 70-kilogramowego manekina, a następnie doholować go do brzegu.

Nie jest lekko. Manekin zachowuje się jak pijany Janusz i nie ułatwia pracy – śmieje się Alicja, dla której występ we Wrocławiu będzie ostatnim sprawdzianem przed „klasycznymi” mistrzostwami świata w Budapeszcie.

3

Dla Alicji i jedne, i drugie zawody będą ważne. World Games oczywiście nie ma takiej rangi, jak igrzyska olimpijskie, ani jak pływackie mistrzostwa świata. W wielu dyscyplinach hierarchia jest jednak zupełnie inna. Dla nich mistrzostwa Europy czy świata są oczywiście ważne, ale prawdziwym świętem są właśnie World Games.

Nawiasem mówiąc, Ministerstwo Sportu i Turystyki podeszło do tematu bardzo poważnie. Związki sportowe, przygotowujące sportowców do startu we Wrocławiu otrzymały dodatkowe środki finansowe. Reprezentanci Polski dostali stroje narodowe, wyprodukowane zresztą przez firmę 4F, tę samą, która ubiera olimpijczyków (na głównym zdjęciu karatecy Magdalena Nowakowska i Michał Bąbos).

Sportowcy, którzy zdobędą medale na World Games mogą także liczyć na premię od ministerstwa. Jak duże? W Rio de Janeiro nagrody wynosiły 120 tysięcy za złoto, 90 za srebro i 50 za brąz. W sumie za 11 medali kosztowało Polski Komitet Olimpijski nieco ponad 900 tysięcy złotych. W World Games spodziewamy się trochę lepszych wyników niż w Brazylii, ale stawki mogą być zbliżone do olimpijskich, bo na nagrody dla polskich medalistów przewidziano okrągły milion złotych.

JAN CIOSEK

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...