Krzysztof Mączyński kontynuuje swoją medialną ofensywę, która jest mniej więcej równie udana jak ofensywa Legii w meczu o Superpuchar. Wszyscy doradzają „weź już lepiej nic nie mów”, ale on najwyraźniej pogadać sobie lubi i jeszcze zdaje mu się, że z sensem. Jest to o tyle zaskakujące, że w każdym z wywiadów powtarza, że czasami warto ugryźć się w język.
Najpierw oficjalnej stronie Legii powiedział, dlaczego w ogóle trafił do tego klubu:
„Niestety, nie miałem na pewne rzeczy wpływu i kilka czynników wpłynęło na to, że musiałem podjąć taką decyzję. Dzisiaj oczywiście żałuję, że powiedziałem taką rzecz. Życie pokazało, że jestem w Legii Warszawa. Być może mój przykład pokaże młodym chłopakom, że czasami warto ugryźć się w język i nie składać żadnych deklaracji, bo życie jest brutalne” – stwierdził.
„Niestety”
„Musiałem podjąć taką decyzję”
„Życie pokazało, że jestem w Legii Warszawa”
„Życie jest brutalne”
Powiedzmy sobie szczerze – nie są to wyznania, z jakimi zazwyczaj spotykamy się na oficjalnej stronie klubu zaraz po transferze, ale jednak doceniamy, że Mączyński postawił na szczerość – nie takie miał plany, miała być Wisła, ale wszystko się posrało, no i niestety: Legia. Life is brutal.
*
Ponadto w tym samym wywiadzie: „być może mój przykład pokaże młodym chłopakom, że czasami warto ugryźć się w język i nie składać żadnych deklaracji”.
I chwilę później: – Nigdy nie zagram w Cracovii.
OK…
*
Następnie Mączyński idzie do „Przeglądu Sportowego” i stwierdza „Być może mój przykład będzie przestrogą dla młodych zawodników, by niczego nie deklarowali”.
I chwilę później: – Nigdy już nie zagram w Wiśle.
OK…
Dwa wywiady w ciągu dwóch dni, w których Mączyński zaznacza, że deklarowanie czegokolwiek jest bez sensu, a jednocześnie zdążył w nich zadeklarować, w jakich dwóch klubach nigdy nie zagra. Jednocześnie chłop chyba zamierza być jakimś wzorcem dla młodzieży, bo ciągle powtarza, by brano z niego przykład, jakby nie zauważał, że wszyscy wokół mają z niego bekę i na dziś to jest on jedynie wzorcem medialnej nieporadności. Krzysiu, idź na trening i trochę pogłówkuj, ale w tym bardziej przyjaznym dla ciebie znaczeniu.
*
Oczywiście to nie koniec. Mączyński w „PS” odpala torpedę: „Przez dwa lata nie wydała na mnie ani złotówki, bo moje pensje spokojnie pokryło to, co zarobiłem dla klubu podczas mistrzostw Europy”.
Złoty biznes! Piłkarz gra w klubie de facto za darmo, bo pensję płaci mu UEFA. Problem w tym, że gdy ktoś powie „sprawdzam”, to okaże się, że Mączyński kłamie.
UEFA za jego udział w mistrzostwach Europy wypłaciła Wiśle 86 760 euro. Piłkarz chce więc nas przekonać, że tyle zarobił w zespole „Białej Gwiazdy” przez dwa lata. W przeliczeniu – 3615 euro miesięcznie brutto. Nam się coś jednak zdaje, że to zdecydowana nieprawda i że kasował miesiąc w miesiąc znacznie więcej.
Możemy jeszcze dodać rekompensatę od UEFA za udział w eliminacjach Euro, zakładając życzliwie, że i to piłkarz miał na myśli. Jednak wtedy jego miesięczna pensja w Wiśle wzrosłaby do 4300 euro brutto, co wciąż wydaje nam się znacząco zbyt małą sumą.
A przecież Mączyński wyraźnie mówi: – Wisła nie wydała na mnie ani złotówki!
To jakże to tak? Naprawdę w Krakowie przez dwa lata zarabiałeś 4300 euro miesięcznie brutto, co oznacza, że Legia dała ci siedmiokrotną podwyżkę? Po co opowiadać takie bzdury w gazetach?
fot. FotoPyK