Reklama

,,Mam oferty z zagranicy i Niemiec, ale czekam na odpowiednią konstelację gwiazd”

redakcja

Autor:redakcja

05 lipca 2017, 13:57 • 3 min czytania 12 komentarzy

Przy wyborze nowego klubu decydujące są zazwyczaj pieniądze, długość kontraktu, perspektywy rozwoju, pozycja w lidze, warunki do życia w mieście, czasami infrastruktura obiektów sportowych. Jednak dla Melvyna Lorenze, któremu w lipcu wygaśnie kontrakt z Werderem, kluczowe są zupełnie inne aspekty. Aby związać się umową z nowym klubem musi zaistnieć odpowiedni układ gwiazd, który będzie mu sprzyjał. Na razie jest nie najlepszy, a więc wszelkie oferty idą do śmietnika.  

,,Mam oferty z zagranicy i Niemiec, ale czekam na odpowiednią konstelację gwiazd”

Bez wątpienia Melvyn Lorenze nie jest napastnikiem, przed którym miękną kolana obrońcom. Jak do tej pory tylko jeden raz trafił do siatki rywala na boiskach Bundesligi. Co prawda w barwach Werderu debiutował dość szybko, bo już przed czterema laty, jednak było to jedynie kilka minut. Jego grę zdecydowanie częściej można było zobaczyć, gdy występował w drugiej drużynie bremeńskiego zespołu. W ostatnim sezonie na boiskach III ligi niemieckiej zaliczył prawie 1500 minut, w tym czasie strzelił dwie bramki. Trochę słabo, dlatego nic dziwnego, że Werder nie zaproponował mu przedłużenia umowy. Dla 22-latka to koniec przygody w niemieckim klubie, a to oznacza szukanie nowej drużyny. Oferty podobno są z Niemiec i z zagranicy, ale piłkarz czeka na dobry układ gwiazd. Bez tego nie ma mowy o podpisaniu nowego kontraktu.

– Mam oferty z Niemiec i z zagranicy. Wyczekuje jednak na odpowiednią konstelację gwiazd w tegorocznym okienku transferowym. Jest to ważna sprawa, w jakim czasie dokonuje się zmiany klubu. Ułożenie gwiazd pokazuje, czy uda mi się osiągnąć sukces w nowym zespole, z tego powodu na razie odrzucam wszystkie oferty.

Cóż, przed czterema laty, gdy wybierał Werder, gwiazdy musiały być wyjątkowo kiepskie, bo jak inaczej wytłumaczyć tylko trzynaście niepełnych spotkań w Bundeslidze? Poza tym bardzo mało minut w drugiej drużynie, a co za tym idzie również mało bramek. Chociaż wtedy Lorenze nie miał swojego mentora, który jest ekspertem od astrologii. Być może dlatego rozegrał cztery fatalne sezony w Werderze? Prawdopodobnie, gdyby wybrał wtedy Real Madryt, albo ewentualnie inny Manchester City czy Bayern Monachium, to teraz pisalibyśmy o gwieździe światowego formatu.

– Moim mentorem jest Pan X, który chce pozostać anonimowy. Jego praca opiera się na astrologii, medycynie i matematyce. Dzięki jego badaniom możemy określić strefy czasowe, które pozwalają wybrać najlepszy czas. Nowy klub wybiorę w odpowiednim momencie, co pozwoli mi m.in. uniknąć kontuzji. Przekonałem się już wiele razy, że wszystko się sprawdza z obliczeniami mojego doradcy.  

Reklama

Ubolewamy nad tym, że pan X nie chce ujawnić swojej tożsamości, bo przecież mógłby pomóc wielu piłkarzom. Inna sprawa, że historia Lorenze przypomina nam trochę postać Emmanuela Adebayora, który nie mógł podpisać kontraktu z Aston Villą, ponieważ nie dostał znaku od Boga. Co z tego, że przeszedł testy medyczne, a klub wówczas trenował Tim Sherwood, który w niego wierzył. Dodatkowo Tottenham zgodził się na opłacanie części jego wysokiej pensji. Togijczyk oczekiwał jednak znaku od Boga, ale najwyższy milczał, dlatego transakcja legła w gruzach. Warto też przypomnieć, że innym razem Adebayor jechał też do matki, aby ta zdjęła z niego klątwę juju, która była przyczyną złej formy piłkarza.

Różnica pomiędzy nimi jest jednak taka, że swego czasu Adebayor był faktyczną gwiazdą, a w gwiezdnej karierze Lorenze jednak się na to nie zanosi.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

12 komentarzy

Loading...