
weszlo.com / Weszło
Opublikowane 03.07.2017 10:00 przez
redakcja
Marcin Wasilewski jest legendą Anderlechtu. Nie tylko z uwagi na wieloletnią służbę dla „Fiołków”, ale również dlatego, że był kozakiem zarówno przed wejściem Witsela, jak i po nim. Wrócił jeszcze silniejszy. Miał (i ma) w Brukseli niesamowitą renomę. Na potwierdzenie tych słów przypomnimy mecz ze Standardem Liege z lutego 2009 roku, na sześć miesięcy przed złamaniem nogi. To dobitnie pokazuje, kto rządził w szatni stołecznego zespołu.
Wynik 2-2, gra lider w postaci Anderlechtu, z drugim miejscem w tabeli Jupiler Pro League, czyli z Standardem Liege. 66. minuta na tablicy wyników, Guillaume Gillet faulowany w polu karnym gości. Kto podejdzie do „jedenastki”? De Sutter? Boussoufa? Ewentualnie Biglia? Eee tam, Wasilewski! Marcin podszedł, strzelił i sprawił, że 25 tysięcy ludzi popadło w euforię. Potem co prawda Anderlecht dobił swoją ofiarę, ale to głównie dzięki „Wasylowi” „Fiołki” wygrały tamto starcie w finale krajowego pucharu.
Opublikowane 03.07.2017 10:00 przez
Wasyl mega chłop! Podobno następny sezon w Skandynawii (Dania)
miał (i pewnie dalej ma) chłop jaja i charyzmę
Byloby genialnie gdyby skonczyl kariere w polskiej lidze, na pewno by mial mega respekt z trybun praktycznie na kazdym stadionie
Treść usunięta
Klasa