Dzisiaj powrócimy do czasów, w których bycie kibicem Valencii sprawiało wielką radość, było satysfakcjonujące. „Nietoperze” odnosili mniejsze lub większe sukcesy na wszelkich frontach, a obecność takich artystów boiskowych jak Gaizka Mendieta tylko pomagała realizować cele. Szczególny był rok 2000. Bilans tamtej Valencii pod wodzą Hectora Cupera mógłby być jeszcze lepszy, ale „Los Che” w finale z Realem zebrali baty od Morientesa i spółki. Przed spotkaniem z „Los Blancos” Valencia musiała się rozprawić z Barceloną. I zrobiła to najdosadniej, jak potrafiła.
Miguel Angel Angulo miał wówczas swój dzień. Hiszpan brał czynny udział przy trzech z czterech bramek „Nietoperzy” i to w głównej mierze właśnie jemu zawdzięczali oni awans do finału. A swój koncert zaczął błyskawicznie. Już po dziesięciu minutach Valencia objęła prowadzenie. Angulo fantastycznie wykorzystał zamieszanie w polu karnym Barcelony i wpakował piłkę do siatki Ruuda Hespa. Potem bramką samobójczą stan rywalizacji wyrównał Mauricio Pellegrino. Jednak Miguel Angulo się nie zatrzymywał. Przed przerwą to on najpierw dał prowadzenie „Nietoperzom”, a jeszcze zdążył w ostatniej akcji pierwszej odsłony wyłożyć piłkę Gaizce Mendiecie, który dobił Barcę. W drugiej połowie wynik na 4:1 ustalił Claudio Lopez.