Reklama

Dramat Janka Tomaszewskiego stał się faktem

redakcja

Autor:redakcja

29 czerwca 2017, 22:43 • 3 min czytania 37 komentarzy

To uczucie, gdy apelujesz o wykluczenie reprezentacji Niemiec z turnieju, a potem to ona gładko wyklucza kolejnych rywali i wtarabania się z hukiem do finału. Jeden z największych przegranych Pucharu Konfederacji – Jan Tomaszewski.

Dramat Janka Tomaszewskiego stał się faktem

Wiedzieliśmy już wtedy, że się wydurnił, ale skoro Niemcy są już o jeden mecz od wygranej, to zaraz może być ekspertem za słabym na Studio Plaża czy Fabrykę Wedla – chcemy wierzyć, że nawet oni znają przynajmniej jednego członka drużyny triumfatora.

Przypomnijmy tę złotą myśl:

Ja tutaj skreśliłem nazwiska wszystkim niemieckim piłkarzom i mam tylko numerki. Bo ja ich nie znam! Dla mnie to jest kpina co zrobił Joachim Loew.

A Loew taką odstawił kpinę, że dał odpocząć najlepszym, przejrzał stan wojsk, za chwilę może przywieźć też do domu całkiem okazały puchar. Po gładziutkim jak pupa niemowlęcia 4:1 z Meksykiem w półfinale nie ma powodu by uważać, że nie są w stanie sięgnąć po pełną pulę.

Reklama

To był mecz trochę skupiający w soczewce problem trwającego turnieju. Niby fajne drużyny, fajni piłkarze, fajne areny, a termin sprzyja. Ale jednak więcej emocji dostarczało Dinamo – Jagiellonia oglądane na streamie z końca świata, gdzie transmisja była tak wyraźna jak mimika zawodników w Sensible Soccer. Niemcy mecz zabili w siedem minut, bo tyle potrzebował Goretzka, by dwa razy ustrzelić Meksykanów. Potwierdzili tym samym, że mają na nich patent, bo o stawkę jeszcze nigdy nie przegrali.

Dzisiaj tą porażką nie pachniało ani przez sekundę. Nie powiemy, że Meksykanie nie próbowali odrobić strat – to byłaby duża przesada. Giovanni Dos Santos jeszcze w pierwszej połowie próbował z ostrego kąta, dobijał potem głową całkiem groźnie jego brat. Chicharito wyszedł sam na sam i przestrzelił, ale:

– po pierwsze, była to sytuacja trudna, intuicyjna,

– po drugie, stworzył ją błędem Kimmich, bo piłka zaplątała mu się między nogami.

Kwadrans po zmianie stron Timo Werner podwyższył na 3:0 i zaczęła się plaża. Draxler momentami włączał taki tryb, że nie wiadomo było czy bawi się w piłkę w ogródku z psem czy gra mecz piłkarski. To było naprawdę fajne, bo ryzykował, a przez to widzieliśmy na co go stać, gdy puszczają taktyczne hamulce, ale mimo takich pojedynczych popisów emocji było za grosz. I nawet, gdyby główka Jimeneza z 75. minuty wpadła do siatki, wiele więcej ich by nie było, bo Niemcy panowali nad sytuacją. W końcówce zasłużona honorowa bramka Fabiana, bo za ambicję Meksykanie zasłużyli na gola, ale potem znowu cios pokazujący kto tu dzisiaj był krupierem, miał asy w rękawie i fulla z ręki – na 4:1 Younes.

Niemcy, choć młodzi, choć niedoświadczeni, choć – co najgorsze – nieznani przez bohatera Wembley, tak mają wszystkie cechy swoich poprzedników. Mogą się zagrzać w meczu, ale jednak znacznie częściej niż inni zachowują w kluczowym momencie zimną krew. Tę samą umiejętność wykończenia rywali widzieliśmy w półfinale Euro U-21 z Anglikami. Aż przerażające.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

37 komentarzy

Loading...