Duże były oczekiwania wobec kadry Engela, ale mundial w Korei i Japonii najwidoczniej przerósł naszych zawodników. Piłkarze to jedno, ale pewności siebie dodawał też styl, w którym przeszli eliminacje – jak burza. Awans na turniej do Azji zapewniliśmy już sobie w momencie, gdy dzieciaki w szkole pierwszy raz słyszały dzwonek. Nie trafiliśmy do jakiejś grupy śmierci, ale poprzeczka w niej i tak okazała się zbyt wysoko zawieszona. Na koniec zmagań, w meczu o honor, rozklepaliśmy USA, a pierwszą bramkę już w trzeciej minucie zdobył Emmanuel Olisadebe. Tego gola weźmiemy dzisiaj na tapet.
Nie daliśmy rady wygrać z Koreą. Ba, nawet z nią dostaliśmy w tyłek. O meczu z Portugalią na tamtym turnieju znów jest ostatnio tak głośno, że chyba nie trzeba przypominać ani wyniku, ani najgorszego zawodnika starcia z tą ekipą. Już po dwóch kolejkach pierwszej fazy byliśmy spakowani i czekaliśmy na samolot do Warszawy. Nasi jednak pokazali klasę i na koniec rozmontowali USA. Pierwszego gola dosłownie wpakował Amerykanom Emmanuel Olisadebe. Potem Kryszałowicz i Żewłakow dołożyli dwie bramki, a rywale zdołali trafić do siatki Radka Majdana tylko raz.