Nie będzie niczym nowym, jeśli napiszemy, że Rosja to stan umysłu. Obserwujemy przecież na YouTube tych wszystkich świrów wspinających się bez zabezpieczeń po wieżach radiowo-telewizyjnych czy innych wariatów pijących nieludzkie ilości samogonu i wsiadających w auta by przywieźć kolejne butelki. Nieprzypadkowo zaczynamy od takiego wstępu – chcemy przypomnieć wam wszystkim, że żadna patologia związana z Rosją prawdopodobnie nas nie zdziwi.
No więc w ogóle nie dziwi nas fakt, że reprezentacja Rosji, a konkretnie cała 23-osobowa drużyna występująca na mundialu w Brazylii, jest podejrzana o stosowanie dopingu. Podkreślamy: cała drużyna, a więc pod lupę wzięty jest dosłownie KAŻDY piłkarz, który został powołany na turniej. O wielkiej aferze dopingowej poinformował dziś “The Mail Sunday”. Wielkiej, bo podejrzani o szprycowanie się są nie tylko piłkarze, ale też reprezentanci praktycznie każdej dyscypliny sportu. Łącznie jest to… 1000 wyczynowych sportowców.
1000 sportowców. Wśród nich 34 piłkarzy, więc podejrzani są także ci, którzy na mundialu nie wystąpili. I to nie żadne wyssane z palca rewelacje brytyjskich dziennikarzy – FIFA potwierdza, że wobec Rosjan faktycznie toczy się śledztwo. Przy tak ogromnej skali procederu automatycznie rodzi się masa pytań. Czy rosyjska federacja wiedziała o wszystkim? Wydaje się to oczywiste, zważywszy na to, że brytyjscy dziennikarze dotarli do korespondencji, w której wysoko postawione osoby w rosyjskim sporcie dyskutują o możliwościach zatuszowania całej sprawy. Ale pojawia się też inne, o wiele ważniejsze pytanie: czy wszystko było przez władze wręcz… inspirowane?
No i jakim cudem rosyjscy sportowcy nie wpadli w normalnej procedurze antydopingowej? Czytamy o dwóch hipotezach. Pierwsza: masowa podmiana próbek jadących do analizy. Druga: celowe omijanie sportowców przy badaniach (np. w rozgrywkach klubowych testy antydopingowe przechodzi tylko kilku, losowo wybranych piłkarzy). No i chyba najbardziej istotna w całej aferze kwestia: czy na wszystko przez te lata FIFA przymykała oko? I dlaczego?
Sprawa śmierdzi na kilometr a swąd jest tym większy, że przecież już za rok Rosjanie będą organizowali swoją odsłonę mundialu. Tak na marginesie na niewiele się to domniemane szprycowanie zdało – Rosja na mundialu w 2014 roku przerżnęła z Belgią, zremisowała z Koreą Południową i Algierią, ale z grupy wyjść nie zdołała kosztem tych ostatnich. Niewykluczone, że piłkarze byli zatem tak beznadziejni, że nawet koks im nie pomógł.
Rosjanie przerżnęli też Puchar Konfederacji z kretesem, skompromitowali się na Euro 2016 (i sportowo, i kibicowsko), skompromitowali też na ostatnim mundialu, ich piłkarze oskarżani są o masowy doping. Całe szczęście, że w całej tej zawierusze chociaż Stasiek Czerczesow nie traci rezonu. Wczoraj został zapytany przez uroczą reporterkę ARD, czy po odpadnięciu z turnieju ciśnienie wokół jego osoby wzrasta.
– Ciśnienie? Kiedy stoją przy pani tacy faceci rozumiem, że ciśnienie może podskoczyć – odpowiedział w swoim stylu.
Ogólnie jednak, jeśli zdyskwalifikowanych zostanie jego kilku podstawowych graczy, do śmiechu może już mu nie być.