Southampton jest poważnie zainteresowane ściągnięciem Jana Bednarka. Do tej pory Anglicy tylko się przyglądali, ale wreszcie na biurku prezesa Lecha wylądowała konkretna oferta, która opiewa na pięć milionów euro.
W Poznaniu stwierdzili jednak, że to za mało i poczekają sobie na jeszcze większą kasę. Czy nas to dziwi? Niespecjalnie, tak samo jak nie dziwi nas przyjście latem do Southampton młodego Höjbjerga z Bayernu za 15 milionów euro (co kiedyś nigdy nie miałoby miejsca) czy wyłożenie aż 17 baniek w euro za Gabbiadiniego z Napoli (a w starych czasach nie dobiłby nawet do dychy). Zresztą czym byłby transfer Bednarka za piątkę/szóstkę/siódemkę przy niedawnym transferze Jordana Pickforda, który nie zdążył nawet zadebiutować w pierwszej reprezentacji, a już poszedł do Evertonu za ponad 30 baniek i z miejsca stał się trzecim najdroższym bramkarzem w historii futbolu. Rynek oszalał i stawki za piłkarzy drastycznie poszły w górę, szczególnie w Anglii. Dawniej zatem z pocałowaniem ręki przyjętoby za Bednarka trójkę, teraz Lech chce widocznie ubić największy w historii ligi transfer z klubu. I wydaje się to dość realne, szczególnie, że ostatnio na naszych piłkarzy zrobił się ostatnio boom, a już na pewno są oni w Europie powszechnie doceniani.
Na ten moment Bednarek zostaje więc w Lechu i czas pokaże, czy Southampton zechce dołożyć do transferu Polaka jeszcze trochę grosza (a pewnie będzie musiał dołożyć do poziomu 7 milionów euro). Bednarkiem zainteresowane jest także AS Monaco.
Fot. FotoPyK