Jak wyliczył Tygodnik Kibica, 95% trenerów po zakończeniu rundy wiosennej mówi o tym, że już na pierwszym treningu przed nowym sezonem chcieliby mieć skompletowaną lub prawie skompletowaną kadrę. Inna statystyka mówi, że 99% klubowych decydentów zanosi się śmiechem, gdy słyszy powyższe słowa. Rynek transferowy jest na tyle zmienny i nieprzewidywalny, że takie życzenia trenerów to z reguły mrzonki. Ale zdarza się, że niektórzy starają się, by szkoleniowiec komfort pracy miał jak najwyższy. Tak robi teraz między innymi Lech Poznań.
Niecałe dwa tygodnie temu ogłoszono transfer obrońcy Emira Dilavera. Około tydzień temu potwierdzono, że do Lecha wróci pięciu wypożyczonych zawodników (Drewniak, Formella, Jóźwiak, Serafin, Gumny) a po tym, co ostatnio było udziałem Jana Bednarka, naprawdę ciężko z góry stawiać na kimkolwiek krzyżyk. Teraz Lech poinformował o testach medycznych dwóch piłkarzy – jednego z nich znamy bardzo dobrze, drugi będzie na ligowych boiskach nową twarzą. Do Kolejorza dołączyć mają Deniss Rakels i Mario Situm.
Zacznijmy od pierwszego. Łotysz w formie z czasów Cracovii sprzed wyjazdu do Reading byłby wzmocnieniem każdego klubu Ekstraklasy. Strzelił wtedy 15 bramek i zaliczył 3 asysty w ciągu jednej rundy – kapitalny wynik, wystarczy chyba tylko powiedzieć, że w zakończonym niedawno sezonie Rakels byłby z nim w trójce najlepszych strzelców ligi. Sęk w tym, że przez 1,5 sezonu w Championship jego kariera wyhamowała. O ile jeszcze wiosną zeszłego sezonu można było mieć wrażenie, że były piłkarz m.in. Zagłębia Lubin powoli wpasowuje się w nowe otoczenie (14 występów i 3 gole), o tyle już w rozgrywkach 2016/17 Rakels w zasadzie nie uczestniczył. Przyglądał się z boku, a raczej z perspektywy gabinetów lekarskich, jak jego drużyna otarła się o awans do Premier League – w finale play-offów lepsze okazało się Huddersfield.
Chyba żaden obserwator ligi nie obraziłby się, gdyby Rakels wrócił do takiej dyspozycji
Jego licznik zatrzymał się na 115 minutach w trzech występach po tym, jak doznał złamania nogi w meczu Pucharu Anglii z MK Dons. Po powrocie grał już tylko w rezerwach. Czyli jego dyspozycja będzie niewiadomą. Z drugiej strony – Lech niewiele ryzykuje, bo nie pakuje się od razu w długoletni kontrakt. Rakels trafi do Poznania na razie na rok.
Z kolei przyjście Situma – też na wypożyczenie – trzeba jednoznacznie łączyć z osobą Nenada Bjelicy. Chorwaci współpracowali ze sobą we włoskiej Spezii i za kadencji trenera Lecha 25-letni skrzydłowy spisywał się tam naprawdę obiecująco. Nieco obniżył loty później, a latem zeszłego roku wrócił do Dinama Zagrzeb. W zakończonym niedawno sezonie zagrał w 28 meczach (w tym pięciu na poziomie Ligi Mistrzów), w których strzelił 2 gole i zaliczył jedną asystę. Liczby na kolana nie rzucają, ale warto dodać, że Situm często grywał jako boczny obrońca. W styczniu zadebiutował w reprezentacji Chorwacji, ale grającej poza terminem FIFA w krajowym składzie. Kadry w gwiazdorskim składzie blisko był raz – dwa lata temu Niko Kovac zaprosił go na zgrupowanie, ale szansy debiutu nie dał.
Co tu dużo mówić – bardzo ciekawy ruch. Bjelica doskonale zna człowieka i z pewnością zakłada, że jest w stanie wycisnąć z niego więcej niż pokazywał ostatnio. A to może oznaczać nawet zostanie gwiazdą Ekstraklasy.
AKTUALIZACJA: O wspomnianym rozmachu Lechu świadczy też fakt, że pojawiła się kolejna informacja o testach medycznych. Vernon De Marco to 24-letni Argentyńczyk, który najczęściej występuje na środku obrony. Jeśli pokręciliście nosem, widząc narodowość nowego nabytku Kolejorza, to spokojnie – chłop ma też hiszpański paszport. Od trzech lat występuje na Słowacji, ostatni sezon spędził w Slovanie Bratysława (24 mecze, 1 gol). W końcówce miał problemy ze zdrowiem, ale powinien być już gotowy na nowe wyzwania. Lech planuje roczne wypożyczenie z opcją pierwokupu. Kolejny ostrożny, ale intresujący transfer.
Fot. FotoPyK