Większość ludzi zainteresowanych naszą piłką klubową zastanawia się przeważnie, jak poradzi sobie Ireneusz Mamrot, który zastępuje niekwestionowanego króla Białegostoku, czyli Michała Probierza. Mamrot wchodzi przecież w piekielnie trudne środowisko – musi pokazać, że jest godzien tego stanowiska, nie uniknie porównań, przy gorszym wyniku nie uniknie też narzekań, że on to nie to samo co Probierz i tak dalej. Nikt się jednak nie pochyla nad innym tematem, dużo mniej medialnym, ale też ciekawym – jak poradzi sobie zastępca Mamrota, czyli Grzegorz Niciński?
Były trener Arki również wchodzi na trudny teren. Mamrot pracował w Głogowie od 16 grudnia 2010 roku, co w polskich warunkach jest wynikiem kosmicznym, ale też nie przypadkowym. Wiadomo, jak każdemu trenerowi, Mamrotowi również przydarzały się kryzysy, jednak wprowadził zespół z 3. ligi do drugiej, a potem z drugiej do pierwszej. Na zapleczu, nigdy niefaworyzowany Chrobry też dawał sobie radę, zajmując 11., 6. i 12. miejsce, a były momenty, kiedy zespół z Głogowa siedział na podium ligi, kiedy mówiono o nim głośno, bo piłkarze potrafili zagrać taką akcję:
Teraz przejąć tę machinę ma Niciński, który jako trener nie wyjechał jeszcze poza wąskie środowisko, trener pracował bowiem w Rumi, Wejherowie i Gdyni, które dzieli ledwie kilka przystanków kolei podmiejskiej. Temat jest więc podwójnie ciekawy, Niciński wchodzi na teren, który nie widział innego szkoleniowca od czasów futbolowej prehistorii, a sam musi opuścić swoją strefę komfortu – choć oczywiście pamiętamy, że jako piłkarz mieszkał choćby w Katowicach i Krakowie.
Co stoi przeciw Nicińskiemu? Wspomniane już trudności przy wejściu w dotychczas sterylne środowisko i ostatnie miesiące jego pracy w Arce. Gdynian oglądało się ciężko, wyglądali jak drużyna w ogóle nie wierząca w swoje możliwości, przerażona, że znów musi grać mecz. 20 goli straconych w ciągu pięciu gier to liczby recytowane przez każdego gdyńskiego przedszkolaka, tak samo jak wymęczona porażka 2:4 u siebie z Wigrami, które przecież przyjeżdżały nad morze z solidnym debetem.
To jednak poziom ekstraklasy i półfinału Pucharu Polski, cokolwiek mówić, jednak większy niż granie w pierwszej lidze. A tam przecież Niciński sobie radził – przejmował Arkę w sezonie 14/15 na 15. miejscu i skończył na wciąż średnim, ale lepszym, 10. miejscu. Później przyszedł kolejny sezon i już cholernie pewny awans do elity, bo tak trzeba nazwać aż 17 punktów przewagi nad trzecim zespołem w tabeli. Pewnie, prowadzenie Arki – faworyta do awansu co rok – a Chrobrego, to trochę inna para kaloszy, ale ważne, że na poziomie pierwszej ligi Niciński umie poradzić sobie z kryzysem. W pierwszych kolejkach rozgrywek 15/16 nie wygrał czterech meczów z rzędu, lecz potem jak poszedł, to nie było co zbierać. Tej umiejętności zabrakło mu właśnie poziom wyżej, ale on Chrobrego na dziś nie dotyczy.
Co ważne dla nowego trenera, najprawdopodobniej zobaczy w Głogowie szatnię stabilną. Odejść mają tylko Wieteska i Bonecki, natomiast reszta – przy braku kosmicznych ofert z ekstraklasy – powinna zostać i ciągnąć ten wózek. Chrobry uniknie w ten sposób tradycyjnej, corocznej rewolucji. Przed poprzednim sezonem przyszło 18 zawodników, odeszło 19. Dwa lata temu przyszło 13, odeszło 12. I tak dalej. Teraz karuzela ma zostać w piwnicy, co znacząco ułatwi sprawę Nicińskiemu.
Ciekawi jesteśmy, jak potoczą się jego losy, to dla niego kluczowy egzamin. Jeśli pokaże, że poza znanym dla siebie środowiskiem potrafi sobie dać radę, pójdzie wyżej. Jeśli nie, ugrzęźnie z nieprzyjemną łatką. Zupełnie jakbyśmy pisali ten akapit o Mamrocie, prawda?
Fot. 400mm.pl