Na nudę kibice Arki Gdynia narzekać w tym sezonie z pewnością nie mogli. Z jednej strony, zespół wykręcił kapitalny wynik w Pucharze Polski i nawet łatwa drabinka mu tego nie ujmuje, również w tej edycji turnieju, kluby z ekstraklasy wykładały się na rzekomo prostych przeszkodach. Z drugiej jednak mańki, po dobrym początku w lidze przyszły katastrofalne wyniki i widmo spadku krążyło nad Gdynią niezwykle upierdliwie, nie chcąc odpuścić do ostatniej kolejki. Ostatecznie żółto-niebiescy zostają w lidze, choć zrobili w to w stylu, nazwijmy go, nieekskluzywnym. Ale tak, zdecydowanie – Arka pisała w tym sezonie jedną z ciekawszych historii.
MOCNY PUNKT
Rafał Siemaszko i jego ręka. Nie no, żarty żartami, oburzenie oburzeniem, lecz jedna głupota, oszustwo – zwał jak zwał – chyba nie może przekreślać bardzo dobrego sezonu w wykonaniu napastnika Arki. Na Rafała nikt nie stawiał, w Gdyni próbowano wielu rozwiązań, niż w końcu łaskawie zaufano Siemaszce – o gole mieli dbać choćby Zjawiński, Barisić i Trytko, natomiast jak trwoga nawiedzała Arkę, to sprawy we własne ręce (to przypadkowe, serio) brał Siemaszko. Dobrze grał w lidze, dołożył do tego piekielnie ważne trafienie w Pucharze Polski, innymi słowy: był liderem beniaminka. Bez niego żółto-niebieski rozegraliby dużo słabszy sezon, pewnie nawet zakończony spadkiem. 10 bramek strzelonych głową lub nogą w tak skromnej ekipie musi budzić respekt i tyle.
PIĄTA KOLUMNA
Za kadencji trenera Nicińskiego na pewno była to gra w obronie – zespół bronił się koszmarnie, dostałby bramkę i od Ryszarda Kalisza biegającego na szpicy. Przypomina się choćby mecz rewanżowy z Wigrami Suwałki, kiedy goście dwukrotnie zaskoczyli gdynian rzutem z autu, co w ostateczności może mieć miejsce jeden raz, ale jeśli się powtórzy, jest już wstydem wręcz niewybaczalnym. Arka miała taką serię:
1:4 z Lechem
2:3 z Piastem
2:4 z Łęczną
2:4 z Wigrami
1:5 z Pogonią
Musiało boleć, ale też ówczesny szkoleniowiec nie pomagał, bo losował kolejne zestawienia obrony chyba z układu gwiazd i ta w ogóle nie mogła się zgrać. Właśnie w tym momencie należy więc pochwalić Leszka Ojrzyńskiego, który defensywę gdynian zebrał do kupy. Jasne, żółto-niebiescy tylko raz zachowali czyste konto, natomiast przestali dostawać bramki seriami, więcej niż dwie stracili jedynie w starciu ze Śląskiem – gdyby utrzymali „formę” sprzed zatrudnienia nowego szkoleniowca, o pozostanie w lidze byłoby parokrotnie trudniej.
NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE
W dzisiejszych czasach, gdy wszystkim rządzi pieniądz, gdy trwa nieustanny wyścig szczurów, gdzie wiele osób przy najmniejszej okazji jest w stanie odwrócić się na pięcie od najbliższych, mecz Zagłębia z Arką przypomniał nam o istnieniu przyjaźni. Takiej prawdziwej, która – parafrazując – cierpliwa jest, łaskawa jest, nie zazdrości, nie szuka poklasku i nie unosi się pychą. Dlatego jesteśmy zaskoczeni, że w tym życiowym pędzie Arka znalazła sobie druha, który potrafił jej pomóc w trudnej chwili.
Teraz tylko zebrać kilku takich w pucharach i kto wie, jak daleko mogą zajść żółto-niebiescy.
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE
Niby liczb nie ma najgorszych – trzy gole i cztery asysty – to jednak wiosenny pobyt Formelli w Gdyni nie budzi jednoznacznie dobrych skojarzeń, raczej chętniej zamawia pobudkę tym złym. Choćby dlatego, że postawa zawodnika była w każdym kolejnym meczu uzależniona od jakiegoś losowania i niestety, ślepy traf chętniej zarządzał słabą formę. Piłkarz grał samolubnie, podejmował złe wybory, potrafił być koszmarnie nieskuteczny, frustracja wylatywała mu uszami, jednym słowem: irytował. Natomiast takich meczów jak z Koroną, kiedy zaliczył bramkę i ostatnie podanie, było zbyt mało w jego wykonaniu w stosunku do oczekiwań, jakie stawiali przed nim gdyńscy kibice. Którzy zresztą coraz chętniej wskazują na zwyczajną sodówkę Formelli, tak więc jeśli wróci do Poznania, nikt po nim specjalnie płakać nie będzie.
OPINIA EKSPERTA
O komentarz poprosiliśmy eksperta Eurosportu, Maćka.
– Arka to bardzo fajna drużyna, z bardzo fajnymi piłkarzami, ale po prostu w pewnym momencie, haha, ta łódź zaczęła im przeciekać. Rozmawiałem z Grześkiem Nicińskim i się go pytam: Grzesiek, to wy nad morzem mieszkacie, a wam łajba przecieka? Hahahaha! Grzesiek się tak na mnie podejrzanie, hehe, spojrzał, ale to jest bardzo fajny facet, z dużym dystansem do siebie. Chyba po prostu Arka potrzebowała wiosną trenera, który ich tak przygotuje fizycznie, żeby oni też mentalnie byli przygotowani… Ja byłem przekonany na 62 procent, że z Leszkiem Ojrzyńskim się uda – podobno jego żona go z wałkiem goniła, hahaha, bo ona chciała nad morze, a nie ciągle Zabrze, Bielsko-Biała czy Kielce, chociaż tam się ubrać mogła ładnie! Leszek sobie poradził, on ma wszystko, warsztat, motywację, charyzmę i może zostać gdyńskim Fergusonem albo może po latach powiemy, że to Ferguson był szkockim Ojrzyńskim!
SZALENIE ISTOTNY FAKT
W tym sezonie w barwach Arki na boiskach ekstraklasy nie wystąpił ani jeden Arek.
SEZON OKIEM WESZŁO
SONDA WESZŁO
[yop_poll id=”16″]
WERDYKT
Choć kibice Arki z pewnością doceniają zdobycie Pucharu Polski, kolejny sezon chyba woleliby przeżyć nieco spokojniejszy. To znaczy – jeśli udałoby się znów namieszać w krajowych rozgrywkach pucharowych, byłoby wspaniale, ale tym razem nie wolno zaniedbać ligi i pomyśleć o utrzymaniu na parę kolejek przed finiszem. A do tego konieczne będzie pare wzmocnień.