Po 30. kolejce I ligi szanse na awans Górnika Zabrze do Ekstraklasy były gdzieś na granicy błędu statystycznego. Za dużo wpadek, za dużo głupich remisów, wreszcie porażka z MKS-em Kluczbork, którego ogrywała solidarnie cała liga. Górnik zajmował dziewiąte miejsce w tabeli, wprawdzie do wicelidera tracił tylko cztery punkty, ale przecież między drugą Olimpią Grudziądz a Górnikiem było sześć innych ekip. I każda z nich za cel obrała sobie awans. Górnik musiał liczyć na komplet zwycięstw w swoich meczach i serię katastrof w spotkaniach aż siedmiu rywali.
Nadchodził tymczasem mecz zgodowy z GKS-em Katowice, “murowanym kandydatem” do awansu, który miał na koncie 50 punktów i przed sobą trzy łatwe mecze – z MKS-em Kluczbork i Bytovią u siebie oraz ten w Zabrzu. Zwycięstwo nad przyjaciółmi dałoby GKS-owi pole position, z którego spaść nie zdołaliby chyba nawet partacze z Katowic – w najgorszym scenariuszu, przegrywając bezpośrednie starcie z Olimpią Grudziądz, i tak 9 punktów w pozostałych 3 spotkaniach raczej gwarantowałoby im awans. Zabrzanie mogli więc pomóc swoim przyjaciołom, albo wygrać, przedłużając własne nadzieje, ale zwiększając szanse chociażby śmiertelnych wrogów z Zagłębia Sosnowiec.
Po 31. kolejce III ligi szanse na awans Widzewa Łódź do II ligi były wciąż całkiem wysokie jak na zespół z 12 punktami straty do lidera w przerwie zimowej. Po niesamowitym marszu wiosną Widzew zredukował stratę do ŁKS-u do zaledwie pięciu punktów. Do lidera, Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie tracił wprawdzie aż sześć, ale w perspektywie miał mecz z nimi na własnym, wypełnionym po brzegi stadionie. Wystarczyło wygrać z Drwęcą, potem w ostatnich dwóch kolejkach zdobyć 6 punktów i liczyć na potknięcia obu rywali – wcale nie takie nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę, że i ŁKS, i Drwęca punktowały wiosną gorzej niż Widzew. Widzewiacy mogli więc znacząco pomóc zawodnikom Drwęcy, albo wygrać, przedłużając własne nadzieje, ale zwiększając szanse śmiertelnych wrogów z ŁKS-u.
Górnik w zgodowym meczu przy dopingu 21 tysięcy kibiców pokonał ziomków z Katowic 1:0 szalenie komplikując sytuację w tabeli i nadrabiając do sąsiadów trzy punkty. Nie było mowy o żadnym układaniu się, podkładaniu się, grze na pół czy chociaż 3/4 gwizdka.
Widzew w meczu z Drwęcą na oczach 14,5 tysiąca kibiców przegrał 0:1 przekreślając swoje szanse na awans do II ligi, jednocześnie utrudniając sytuację ŁKS-u, który na dwie kolejki przed końcem wciąż traci do lidera jeden punkt.
Ci pierwsi przy pokonaniu zgodowicza oszaleli z radości po swojaku Prokicia. Ci drudzy we wczorajszym meczu z Drwęcą, gdy drużyna gości wykonywała rzut rożny, krzyczeli: “róg, róg, róg, gol, gol, gol”.
Serio.
W Internecie kibice Widzewa podzielili się na dwa obozy. Jedni piszą o tym, że po zaintonowaniu tej przyśpiewki opuścili stadion i prędko na niego nie wrócą. Wierzyli w awans, wierzyli w swoją drużynę, tymczasem ważniejsza dla niektórych kumpli z trybun okazała się nienawiść do lokalnego rywala. Drudzy z kolei racjonalizują – większe korzyści Widzew odniesie, jeśli ŁKS pozostanie w tej samej lidze, jeśli miasto nie będzie musiało dobudowywać mu kolejnych trybun, jeśli ugrzęźnie w bylejakości. A wobec tego – nawet utrata szans na awans nie ma wcale gorzkiego smaku. Uwagę przykuwają pomeczowe wypowiedzi trenerów (za widzewtomy.net):
Sławomir Majak, były piłkarz Widzewa, obecnie trener Drwęcy: To był dziwny mecz. Odniosłem wrażenie, że nie do końca było tak, jak powinno. Takie jest moje spostrzeżenie na gorąco.
Przemysław Cecherz, trener Widzewa: Graliśmy dzisiaj tak, jakbyśmy nie chcieli wygrać. Nie dążyliśmy do strzelenia bramki, do wyrównania czy wcześniej do objęcia prowadzenia. Przepraszam niektórych kibiców za siebie i za zespół. Proszę o nie zadawanie mi pytań.
Do tego jeszcze fragmenty relacji live ze strony widzewiak.pl:
Widzewiacy dośrodkowują, ale nikogo tam nie ma! I to kilka razy pod rząd! O co tu chodzi?
Festiwal błędów Widzewa. Najpierw fatalna strata Kazimierowicza, a potem Gromek wcale nie był lepszy. Dobrze, że Wolański obronił groźny strzał Domżalskiego.
Do jasnej cholery, co to było?Wojcinowicz ograł pół boiska i wyłożył Millerowi. Wolański bez szans. TRAGEDIA!
Kazimierowicz wyciął rywala tuż przed polem karnym. Co się dzieje z tym piłkarzem?
Baran przechodzi sam siebie, ale sytuację ratuje Zieleniecki
Kamiński dziś nie przypomina siebie. Jeden z najsłabszych na boisku
Co prawda Patryk Wolański obronił rzut karny, Kazimierowicz zaś był w końcówce bardzo blisko wyrównania, okrzyki “wspierające” piłkarzy Drwęcy przez część kibiców Widzewa spotykały się zaś z gwizdami pozostałych trybun – niesmak jednak pozostał, skoro temat “specyficznej” gry poruszyli nawet obaj trenerzy. Co gorsza – Widzew grał w osłabieniu, brakowało kilku ważnych zawodników, Drwęca ograła ich również jesienią, ostatnio zaś gra łodzian nie zachwycała. W normalnych okolicznościach wszyscy uznaliby, że po prostu jest jeszcze dla łodzian za wcześnie na awans i tyle. Ale z tymi okrzykami z trybun i w takiej atmosferze, nawet zwykła piłkarska nieudolność staje się podejrzana. Źle przyjął, bo inaczej nie umie, czy źle przyjął, bo nasłuchał się od “zawsze wiernych” kibiców, że dzisiaj zwycięstwo nie jest mile widziane?
O Zagłębiu z Arką nawet nie chce nam się znowu myśleć.
Na tle takiego Widzewa i takich kibiców Widzewa, na tle takiego Zagłębia i takich kibiców Zagłębia, Górnik Zabrze wraz ze swoimi fanatykami staje się w tym sezonie wzorem do naśladowania. Ten mecz z GKS-em zaś – przykładem, że nawet w najbardziej tragicznych okolicznościach, da się jeszcze odwrócić losy sezonu. Co stałoby się, gdyby Widzew wygrał z Drwęcą? Dziś miałby trzy punkty do Nowego Miasta, pięć punktów do ŁKS-u i dwie kolejki do zagrania. Sytuację porównywalną do tej Górnika przed paroma tygodniami.
Sytuację porównywalną do świeżo upieczonego beniaminka Ekstraklasy.
Fot. FotoPyK