Arka gra dzisiaj drugi finał w tym sezonie – pierwszy wypadł szczęśliwie, choć wówczas mogło być tylko dobrze albo bardzo dobrze, nikt nie wymagał od gdynian zwycięstwa w Pucharze Polski, to był piękny, ale dodatek. Teraz sprawy mają się zupełnie inaczej, spadek byłby dla klubu wręcz katastrofą, pięć lat starań o elitę skończyłoby się wyproszeniem z niej już po roku. Porozmawialiśmy chwilę z Leszkiem Ojrzyńskim, ściągniętym do Gdyni, by od tej katastrofy uchronić.
Większy stres był przed Pucharem Polski czy jest teraz?
Teraz. W Pucharze Polski byliśmy na straconej pozycji, mogliśmy sprawić niespodziankę, postarać się o nią i tak było, a teraz jest walka o ligowy byt, zupełnie coś innego. W grze mamy przyszłość klubu na najbliższy sezon, przyszłość naszą, a puchar się zdobywa albo nie i wraca do rzeczywistości.
Może być o tyle łatwiej, że cały tydzień chodzą spekulacje o odpuszczeniu tego meczu przez Zagłębie.
A pan by odpuścił?
Nie, ale ja też nie mam kibiców nad głową.
No właśnie. Dużo się mówi, spekuluje, a trzeba poczekać do meczu. Zagłębie będzie walczyło o trzy punkty, chociaż one im pozycji nie poprawią i pieniędzy nie przysporzą, bo wyżej niż na 9. pozycji nie będą. Oni mogą, my musimy.
Jednak pewnie pan się nie obraża za te naciski.
Nie spekuluję, nie siedzę w internecie, mam co robić, zamiast się tym zajmować. To wy, dziennikarze, z tego żyjecie.
Też sytuacja Arki byłaby trudniejsza, gdyby nie ręka Siemaszki w ostatniej kolejce, prawda?
Ręka nie była w 90. minucie, tylko w 23. i można było dużo jeszcze zrobić, to był błąd pana sędziego, ale na żywo nie wszyscy tę rękę widzieli. Ja też nie, myślałem, że jest spalony i czekałem na decyzję arbitra, bo były protesty. Potem się okazało, że ewidentna ręka i tyle, takie błędy się zdarzają, my mieliśmy teraz szczęście, natomiast tydzień wcześniej Morioka poprawił sobie piłkę ręką, kiedy przy naszym prowadzeniu 1:0 Śląsk strzelił na 1:1. Wiemy co ten gol dał Śląskowi, potem poszli za ciosem. Raz ci życie daje, a raz odbiera.
Według mnie Morioka a Siemaszko to różne sytuacje – pierwszy zagrał bez intencji, drugi już nie.
Można i tak powiedzieć, ale tu i tu była ręka. Wiadomo, że Siemaszko ją wystawił i wyglądało, jakby z pełną determinacją to zrobił. Rozmawiałem z nim, żałuje tego, drugi raz tak nie postąpi. My walczymy o życie, decyzje trzeba podejmować szybko, on rękę wystawił, myślał, że przeszkodzi bramkarzowi, piłka się gdzieś od niego odbiła. Jakby sędzia jeden-drugi to widział dobrze, bramki by nie uznał i tyle. Mamy nowy tydzień, a to się za nami ciągnie – przekręcono moją wypowiedź z konferencji i wszyscy ją podłapali, to jest trochę nieprofesjonalne, trzeba tej konferencji wysłuchać, a dzisiaj kierownik mi mówi, że do Komisji Ligi poszła sprawa. Mnie się dziennikarz zapytał czy mi będzie wstyd, jeśli Arka się utrzyma – odpowiedziałem: nie, wstyd to właśnie kraść czy się obijać. Ktoś przekręcił, jakby to pytanie było o bramkę, a nie o naszą sytuację.
Czyli za samą bramkę było panu wstyd?
Ja tego nie zrobiłem. Uczulam zawodników, żeby grać fair, bo trzeba być uczciwym, ale też wiem, że takie sytuacje się zdarzają. Stoisz przy linii, widzisz, że piłka może wyszła, może nie, ale decydujesz się, bierzesz ją, to jest walka, ułamki sekund na podejmowanie decyzji.
Natomiast zdanie “takie sytuacje są wliczone w piłke nożną” jest już dokładnym cytatem.
Tak, takie sytuacje, czyli pomyłki, dziwne, żeby nie były, jak wejdzie VAR to ich będzie mniej, ale też się będą zdarzać, bo nie można zatrzymywać się cały czas, tylko gra musi się toczyć dalej. To jest jak najbardziej prawdziwe zdanie, oszustwa się zdarzają, w minionej kolejce były padolina, to może nie jest bezpośredni strzał ręką, ale rzut karny i zaraz można zdobyć bramkę. Powinno się dążyć do zmiany regulaminu, by za takie zagrywki można było karać, wtedy będzie sprawiedliwiej, bez takiego nabierania jak teraz.
W Anglii wprowadzają coś takiego od nowego sezonu, że za symulki będą dwa mecze kary.
No właśnie, dobrze, zawsze gra będzie czystsza.
W każdym razie, kończąc temat spekulacji – z kolei Ruch miałby odpuścić mecz Łęcznej, by ukarać Arkę.
Proszę dzwonić do Ruchu, my jesteśmy mistrzami w spekulacjach, a trzeba się wziąć do roboty i tyle, możemy porozmawiać po meczach, jak to wyglądało. Przed trudno powiedzieć, ja nie mogę wypowiadać się na temat Zagłębia i Ruchu, bo jestem trenerem Arki. Natomiast od karania to jest kto inny, lecz zobaczymy, jak będzie w Chorzowie. Chciałoby się, by godnie pożegnali się z ligą, wtedy nasze szanse – przy braku zwycięstwa w Lubinie – są większe.
Poza tym wszystkim, trochę ucieka, że Arka gra po prostu słabo.
Całe szczęście, że Arka wygrała z Łęczną, zremisowała z Piastem, Wisłą, Ruchem, bo jeszcze jest w grze. Arka nie walczy o puchary, już je ma, tylko gra o utrzymanie – można wymagać lepszej postawy, zgadzam się, ale staramy się, robimy co w naszej mocy. Jak pan przeanalizuje, to zagraliśmy trzy mecze z jednym Siemaszko w ataku, który występuje ze złamanym palcem, innego pola manewru nie było. Kombinowaliśmy, mamy jeszcze inne problemy, oceniani jesteśmy słabo, bo każdy by chciał, byśmy wygrali dwa mecze po pięknej grze i zapewnili sobie utrzymanie. Jednak walczymy, gdy utrzymamy się w lidze, każdy o tym zapomni. Trzeba zapewnić sobie byt, potem będziemy się martwić jak poprawić grę, wzmocnić skład, budować drużynę. Wie pan, ja przyszedłem w trakcie sezonu, po pięciu porażkach z rzędu, gdzie 20 bramek zostało straconych. Trudno to odbudować szybko, ale się na to zdecydowałem, wiedziałem w co wchodzę, wierzyłem, że utrzymanie zapewnimy sobie szybciej, ale mam nadzieję, że stanie się to teraz.
Jest trudniej niż pan myślał, że będzie?
Tak. Myślałem, że ligę zagwarantujemy sobie wcześniej, gdybyśmy nie stracili gola w ostatniej akcji z Wisłą Płock czy w końcówce z Piastem nie zagrali słabej końcówki, to byśmy mieli ekstraklasę. Zaniedbaliśmy jednak sprawę, pokpiliśmy ją i ligi nie mamy, walczymy o nią dalej.
Okej, ale wiele drużyn w wielu meczach może doszukiwać się dodatkowych punktów. Tak samo można je stracić – jak Arka tydzień temu.
Można, ale ja mówię z własnej perspektywy, gdy byliśmy blisko – mówię o bramkach straconych w ostatniej akcji meczu albo pod koniec, nie mówię o spotkaniu z Ruchem, gdy gol padł w 23. minucie. Takich nie liczę, liczę spotkania gdzie mało brakowało, bo to bardziej boli i dlatego o nich wspominam.
Zabrakło koncentrancji czy to był strach przed wygraną? Wówczas Arka miała koszmarną serię.
Koncentracja, braki w przygotowaniu wytrzymałościowym, były mecze, kiedy zmiany robiliśmy wcześniej, bo niektórzy zawodnicy nie prezentowali się tak, jak sobie tego życzymy. Też zbyt głęboko wracaliśmy w pole karne, bo myśleliśmy, że to dowieziemy. A tak nie można, trzeba grać wyżej, szczególnie z przewagą jednego zawodnika – atakować, przejąć inicjatywę, my tego nie zrobiliśmy.
Gdyby przydarzył się spadek, odchodzi pan z Arki?
Tak. Nigdy nie mów nigdy, ale na obecną chwilę, tak. Wiadomo, jakby była perspektywa szybkiego powrotu, chęć ze strony działaczy, to można rozmawiać, ale na obecną chwilę wydaje mi się, że bym nie został, ale oby takiego scenariusza nie było, dalej chcę pracować w ekstraklasie. Rok nie smakowałem tego, teraz przyszedłem na dziewięć kolejek i chciałbym po swojemu przygotować i zbudować drużynę, mieć większy wpływ. Czy tak będzie – trzeba poczekać do późnego wieczora.
Rozmawiał Paweł Paczul
Fot. FotoPyk