Czyste piękno futbolu. Najbardziej romantyczna historia piłki nożnej od czasu, gdy Groclin rozegrał cudowną rundę wiosenną (którą Andrzej Strejlau komentował “doskonała praca trenera Białka!”) względnie od emocjonującego finału Amica – Aluminium. Gbikinti Bassar potrzebowało 11:0 w ostatniej kolejce, choć wcześniej przez cały sezon nie błyszczało formą strzelecką. A jednak udało się – niesamowite, gotowy scenariusz pod hollywoodzką produkcję!
Wszystko wydarzyło się w Ekstraklasie Togo. W ogóle warto zauważyć, że groźba spadku doskonale zmotywowała wszystkie drużyny zagrożone relegacją – wygrywały w tej rundzie tylko drużyny od 12 do 7 miejsca.
Źródło: Livesports.pl
Nikt jednak nie miał takiego rozmachu jak Gbikinti. Grali z Maranathą, czyli z trzecią najlepszą drużyną sezonu. Co prawda już o nic nie walczącą, ale jednak każde dziecko wie, że Maranatha to znakomity zespół – Kodjo Amatepe i Mawugbe Atsou byle gdzie przecież by nie grali. A jednak Gbikinti niesione jak na skrzydłach wyrafinowaną taktyką z jakiej słyną w Afryce, tumultem rzeszy kibiców na mieszczącym tysiąc widzów Stade de Bassar. 11:0, historia stała się faktem.
I tylko wstrętna federacja zaczyna mieszać, zarzucając potencjalne oszustwo. Wielka szkoda, że kolejny raz działacze psują nieskazitelny wizerunek futbolu w Togo. Nie zmienia to jednak faktu, że dzielne Gbikinti na zawsze w naszych sercach, wręczamy mu order im. sędziego Jaskuły z “Piłkarskiego pokera”. Odbiór do rąk własnych, działaczy z Bassar zapraszamy do skontaktowania się z redakcją.