W niedalekiej przeszłości był narkomanem, który przez miłość do prochów wyleciał z uczelni. Obecnie jest jednym z dziesięciu najlepszych triathlonistów globu. Jesienią tego roku zamierza zostać mistrzem świata na połówce Ironmana. A tak w ogóle to panicznie boi się… jeździć rowerem po szosie. Możecie być pewni, że Lionel Sanders to jeden z najbardziej oryginalnych zawodowych sportowców, o jakich słyszeliście.
Na drugim roku studiów Kanadyjczyk jechał ze znajomymi na koncert do Detroit. Taka podróż oczywiście nie mogła się odbyć na trzeźwo, dlatego szybko wytrąbił butelkę whisky. Alkohol uderzył mu do głowy na tyle mocno, że postanowił… otworzyć drzwi i wyskoczyć z pędzącego po autostradzie auta. Inni pasażerowie jakoś go uratowali, skończyło się tylko na tym, że uchylił okno, zwymiotował, a następnie zemdlał.
Po tej przygodzie koledzy uznali, że facet ma problem. Zadzwonili więc do matki Lionela i opowiedzieli jej o wybrykach syna. A tych było od cholery – Sanders ćpał od wielu miesięcy. Najbardziej lubił kokainę, ale kiedy brakowało na nią pieniędzy, zadowalał się byle czym, chociażby wąchaniem kleju. Chłopak przyjmował tyle towaru, że zaczął miewać halucynacje. W jednej z rozmów przyznał, że kiedy wszedł do łazienki swojego mieszkania, zobaczył w niej… pterodaktyla.
– W tamtych czasach byłem zerem. Nienawidziłem siebie – ujawnił w jednym z wywiadów.
Kiedy Lionel sięgnął dna, nie tylko został wywalony ze studiów, ale postanowił też popełnić samobójstwo – zamierzał powiesić się w garażu swoich przyjaciół. Gdy stał już na krześle z zawiązaną wokół szyi liną, pomyślał o swojej matce, Becky. Uznał, że ta ciepła i serdeczna kobieta kompletnie załamie się, gdy znajdą jego zwłoki. Ta myśl była dla niego na tyle przerażająca, że zrezygnował ze swojego strasznego planu.
Co ciekawe, miesiąc wcześniej mama opłaciła Lionelowi start w pierwszym Ironmanie. Chłopak uznał, że aby się do niego dobrze przygotować, musi zamieszkać z ojcem, który będzie kontrolował jego trzeźwość. Ten plan wypalił – Sanders płynnie przeskoczył z jednego uzależnienia w drugie, dużo bardziej bezpieczne dla jego organizmu. Przez kilka kolejnych miesięcy trenował bardzo solidnie, skutkiem czego uzyskał w premierowym starcie czas 10:14:31, co jak na amatora jest bardzo dobrym wynikiem. Zmotywowany tym występem chłopak jesienią 2010 roku wrócił na studia. Traf chciał, że w międzyczasie o jego wyniku usłyszał niejaki Barrie Shepley. To trener triathlonu, który znał Lionela z czasów liceum, już wtedy spostrzegł, że chłopak potrafi szybko biegać.
Shepley zaprosił więc Sandersa na zajęcia z grupą zawodowców, którą prowadził. Lionel wypadł na ich tle nieźle, ale prawdziwy show dał kilka miesięcy później, podczas obozu. Pożyczył wówczas rower od lidera zespołu Seana Bechtela, po czym wjechał na górę Lemmon. Zrobił to w nieprawdopodobnym tempie, bijąc rekord trasy należący do właściciela kolarzówki.
– Wtedy zrozumiałem, że mam do czynienia z kimś absolutnie wyjątkowym – przyznał Shepley.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie – Lionel przeszedł na zawodowstwo i zaczął odnosić poważne sukcesy. Był m.in. czwarty podczas MŚ 2014 na dystansie 1/2 IM, a w poprzednim roku pobił rekord świata federacji Ironman, który de facto odebrał mu niedawno Tim Don. Sanders wygrał też kilkanaście prestiżowych zawodów, chociaż nadal trochę brakowało mu m.in. do Jana Frodeno, uważanego przez wielu za najlepszego zawodnika na świecie.
– Lionel biegał i jeździł na rowerze fantastycznie, na poziomie czołówki, natomiast odstawał od niej pod względem pływania. Teraz to się zmienia, bardzo mocno poprawił się w tym elemencie – opowiada Weszło Filip Szołowski, trener LABOSPORT Polska.
– Na początku był w wodzie beznadziejny. Obecnie wygląda to o niebo lepiej – potwierdza Shepley.
Faktycznie, obecnie Sanders traci do najlepszych pływaków na połówce 1,5-2,5 minuty, a nie 4-6 jak to wcześniej bywało. Lionel pokazał, że jest fantastycznie przygotowany na majowej imprezie w St. George, podczas której był drugi i okazał się gorszy tylko o 31 sekund od mistrza olimpijskiego, Brytyjczyka Alistaira Brownlee.
– Byłem zdziwiony swoim wynikiem. Ale myślę, że mogę być jeszcze lepszy, jesienią chcę zdobyć na 1/2 Ironmana mistrzostwo świata w Chattanoodze. Skupiam się tylko na tym starcie, dlatego odpuszczam występ na Hawajach na MŚ na pełnym dystansie – zdradził Kanadyjczyk, który aż 95% swoich treningów rowerowych odbywa na trenażerze. Na dwór wychodzi bardzo rzadko, tylko po to, żeby załapać odpowiednie czucie zakrętów, zjazdów i podjazdów. Skąd ta niechęć do szos? To proste, w przeszłości Sanders aż czterokrotnie bywał potrącany przez auta, dlatego ma do nich olbrzymi uraz.
Jego metody treningowe w ogóle są ciekawe: bardzo często zdarza mu się biegać w towarzystwie narzeczonej, niejakiej Erin MacDonald. Spokojnie, dziewczyna nie jest tak niesamowita, by wytrzymywała tempo Sandersa, nie, ona po prostu jedzie u jego boku rowerem.
– Dzięki temu treningi są mniej nużące – tłumaczy Lionel.
Erin pełni też funkcję kogoś na kształt jego motywatora od pływania. – Stoję na brzegu, liczę baseny, mobilizuję Lionela do cięższej pracy – mówi o swojej roli podczas treningu w wodzie. I dodaje, że wybranek serca nie jest łatwy do „prowadzenia”:
– Zwalniałam go już kilka razy, tak mnie zezłościł!
Dziewczyna nie pojawia się za to w „Jaskini Bólu”. To specjalnie przygotowany pokój, w którym Lionel bardzo lubi ćwiczyć sam. Ma w nim laptopa z wyjątkową tapetą – zdjęcie pokazuje Sandersa biegnącego podczas zawodów bark w bark z Frodeno. – Gapię się na nie każdego dnia przez wiele minut – przyznaje Kanadyjczyk. Czy w najbliższych miesiącach może regularnie bić wielkiego niemieckiego mistrza?
– To gość, który w niedługim czasie ma szansę znaleźć się w trójce najlepszych zawodników świata – odpowiada Filip Szołowski.
KAMIL GAPIŃSKI