Bjelica zrobił się nerwowy. Analizował przyczyny niepowodzeń i wyszło mu, że wina leży też po stronie niektórych piłkarzy. – Od dawna miał pretensje do Trałki, że nie jest kapitanem z prawdziwego zdarzenia, czyli takim, który potrafi wstrząsnąć szatnią i w każdej chwili pokazać lwi pazur. Bjelica w takich działaniach niemal go wyręczał. Pamiętacie, jak wbiegał na boisko podczas meczu z Lechią? Przecież jego zdaniem to właśnie Trałka powinien być ciskającym gromami wodzem. On chce w nim widzieć charyzmatycznego faceta, za którym jak w ogień idzie cała drużyna i chyba stąd bierze się rozczarowanie – czytamy w dzisiejszym „Fakcie” i „Przeglądzie Sportowym” o konflikcie w Lechu Poznań między Nenadem Bjelicą a trójką jego zawodników: Trałką, Robakiem i Pawłowskim.
FAKT
W Legii są pewni swego – tytuł zostanie w Warszawie.
– W stolicy będzie feta, mistrz zostanie w Warszawie. Zrobimy wszystko, żeby tak było, a poniosą nas kibice – mówi bez gryzienia się w język kapitan zespołu Miroslav Radović (33 l.).
W rundzie finałowej Legia jest najskuteczniejszym zespołem – w sześciu meczach zdobyła 14 punktów (tyle co Lechia) i strzeliła w nich tuzin goli. Straciła tylko jednego, Malarza pokonał tylko Petar Brlek (23 l.) z Wisły Kraków, który wykorzystał rzut karny. Bramkarz Legii przeżywa najlepszy moment w karierze – jest niepokonany od 482 minut.
A w Lechu – problemy. Bo Nenad Bjelica traci kontrolę nad zespołem.
Atmosfera w szatni poznańskiego klubu zaczęła się psuć po przegranym 1:2 finale Pucharu Polski z Arką. Bjelica miał pretensje do Łukasza Trałki (33 l.) za oba stracone gole. Do tego trener zaczął podważać pozycję w zespole doświadczonego piłkarza. Obaj panowie pokłócili się na treningu. Po awanturze Trałka stracił opaskę kapitana. To jeszcze bardziej rozsierdziło zawodnika. Jakby tego było mało, Bjelica posadził Trałkę na ławce w meczu z Wisłą. Obrażony piłkarz nie wyszedł na rozgrzewkę przedmeczową.
W ślady Trałki poszedł Marcin Robak (35 l.). Napastnik ma pretensje do Bjelicy, że ten daje mu mało szans na grę, mimo dobrej formy. W kuluarach mówi się, że władze Lecha wywierają nacisk, by więcej szans dostawał Dawid Kownacki (20 l.), którego w letnim okienku transferowym działacze Kolejorza chcieliby sprzedać za dobre pieniądze.
Korona zamieniła siekierkę na kijek. Skutecznego trenera na trenera-chodzącą porażkę.
Włoski szkoleniowiec w poprzednim sezonie prowadził FSV Frankfurt, grający w 3. Bundeslidze. Niestety, nawet na tym poziomie sobie nie poradził i jego zespół z kretesem spadł z ligi.
Jakim kluczem kierowali się działacze przy wyborze nowego trenera? Tego nie wiemy. Możliwe, że warsztat Lettieriego zachwalał Fabian Burdenski (26 l.), syn właściciela Korony, Dietera. Burdenski junior grał w FSV prowadzonym przez Lettietriego. A jeszcze kilka tygodni temu prezes Krzysztof Zając (59 l.) zapewniał, że nowy szkoleniowiec nie będzie znajomym ani jego, ani Dietera Burdenskiego.
GAZETA WYBORCZA
Ruch nie chce zaczynać od nowa – klub ma zamiar odbudować się w 1. lidze. Problem w tym, że w klubie jest źle, a może być jeszcze gorzej.
– Ruch zawsze był jednym z najbiedniejszych zespołów. Pieniądze są ważne, ale najważniejsze powinno być to, że jak źle będzie z Ruchem, to z nami, ludźmi związanymi z klubem będzie jeszcze gorzej. Jedni w takich okolicznościach zaciskają zęby, mobilizują się, a z drugich uchodzi powietrze – mówi Dariusz Fornalak, były piłkarz i trener Ruchu.
Bieda wyłaziła ostatnio z każdego zakamarka ulicy Cichej i archaicznego stadionu. Klub od kilku lat grał na kredyt. Pożyczał pieniądze. W banku została zastawiona „R-ka”, czyli herb klubu. Janusz Paterman, który wiosną przejął zarządzanie klubem, przyznaje, że nie sądził, że skala problemu jest tak duża. – Mnożą się zajęcia komornicze. Blokowane są konta. Nie ma dnia, żeby nie zgłaszała się do nas firma, która ma dokumenty na to, że pożyczyła nam pieniądze – mówi.
„Wyborcza” przedstawia też Ernesto Valverde, nowego szkoleniowca Barcelony.
Jego charakter doskonale oddaje przydomek „Txingurri” – czyli po baskijsku „Mrówka”. Valverde nie jest Baskiem, urodził się w Extramadurze, ale jego rodzina przeniosła się do baskijskiej Vitorii, stąd do zawodowej piłki startował z Alaves. Zabłysnął jako piłkarz Espanyolu zajmując z nim miejsce na ligowym podium w 1987 roku. Rok później dotarł z nim do finału Pucharu UEFA, w którym klub z Katalonii ograł w pierwszym meczu Bayer Leverkusen 3:0, by przegrać rewanż 0:3 i gorzej strzelać rzuty karne (2:3).
(…)
Czy Valverde to trener o rozmiarze kapelusza godnym Barcelony? Z pewnością staje przed najcięższym testem w swoim życiu. Prezes klubu Josep Maria Bartomeu obiecał kibicom efektowne transfery: mówi się stoperze, prawym obrońcy (najlepiej wyszkolony w Barcy Hector Bellerin z Arsenalu), by inny wychowanek Sergi Roberto mógł grać w pomocy. Z wielkich nazwisk padają: Marco Verratti (PSG), Philippe Coutinho (Liveropool) i Ander Herrera (Manchester United), tylko jak wyciągnąć graczy od tak wielkich i bogatych rywali?
SUPER EXPRESS
Jak zawsze pewny siebie Marco Paixao w rozmowie z „SE” twierdzi, że Lechia może wygrać w Warszawie, a on sam – ustrzelić kolejnego hat-tricka.
To był twój ostatni hat-trick w tym sezonie?
Mam nadzieję, że nie. Przecież niemożliwe nie istnieje (śmiech). Wiadomo jak ciężka przeprawa czeka nas w Warszawie, ale jedziemy tam ze swoją bronią, a mamy się czym pochwalić. Wierzę w naszą wygraną, bo cała Lechia gra w play off bardzo dobrze. Przecież my w sześciu meczach nie straciliśmy ani jednej bramki! A między słupkami mamy Kuciaka, dla którego mecz na Legii to szczególne wydarzenie i wielka motywacja. Dostaję dużo wiadomości od rodziny i znajomych z Portugalii i wszyscy mówią to co ja: że gram w szalonej lidze. Nie znam drugiej takiej na świecie, w której przed ostatnią kolejką aż cztery drużyny mają szanse na tytuł. Moim zdaniem to świetna reklama polskiej ligi. A dla nas pewien paradoks: Lechia zdobyła w play off 14 punktów i… ani drgnęliśmy w tabeli. Wciąż czwarte miejsce, które absolutnie nas nie zadowala.
Piotr Koźmiński odsłania sekrety kontraktów piłkarskich.
Zawodnik nie tylko nie może brać udziału w korupcji, ale nie wolno mu też na przykład chodzić do kasyna, grać u bukmacherów, uprawiać płetwonurkowania ani uprawiać sztuk walki. „SE” dysponuje konkretnym kontraktem, ale można założyć, że część dotycząca zakazów jest ogólna i wygląda podobnie we wszystkich polskich klubach (…). Piłkarz nie może też brać udziału w grach liczbowych, grach na automatach lub w innych grach losowych.
Zawodowy piłkarz ma też zakazy jeśli chodzi o uprawianie innych sportów. Wykluczony jest alpinizm, turystyka wysokogórska, sporty motorowe, narciarskie, łyżwiarskie, żeglarskie, a nawet… płetwonurkowanie. Złamanie zakazu może kosztować utratę dwóch pensji.
PRZEGLĄD SPORTOWY
„PS” jedynkę zarezerwował dla Lecha i konfliktu w szatni Kolejorza przed najważniejszym meczem sezonu.
Ten temat znajduje się także na pierwszych stronach gazety. Bjelica podpadł niedawnym liderom zespołu – Pawłowskiemu, Trałce i Robakwi.
Oficjalnie nikt nie narzeka, ale to tylko pozory spokoju, bo w drużynie Lecha jest jak w czynnym wulkanie: w każdej chwili może nastąpić erupcja. – Dopóki Bjelica seryjnie wygrywał mecze, wszystko toczyło się narzuconym przez niego rytmem i jeśli nawet komuś się jego styl pracy nie podobał, to zaciskał zęby i pokornie robił swoje, bo szef miał wszystkie atuty po swojej stronie. Coś jednak pękło po przegranym finale Pucharu Polski z Arką Gdynia, choć wcześniejsza porażka z Legią przy Bułgarskiej też zrobiła swoje – mówi nam osoba świetnie zorientowana w realiach poznańskiego klubu.
Bjelica zrobił się nerwowy. Analizował przyczyny niepowodzeń i wyszło mu, że wina leży też po stronie niektórych piłkarzy. – Od dawna miał pretensje do Trałki, że nie jest kapitanem z prawdziwego zdarzenia, czyli takim, który potrafi wstrząsnąć szatnią i w każdej chwili pokazać lwi pazur. Bjelica w takich działaniach niemal go wyręczał. Pamiętacie, jak wbiegał na boisko podczas meczu z Lechią? Przecież jego zdaniem to właśnie Trałka powinien być ciskającym gromami wodzem. On chce w nim widzieć charyzmatycznego faceta, za którym jak w ogień idzie cała drużyna i chyba stąd bierze się rozczarowanie.
… a jakby problemów było mało, Lech do Białegostoku jedzie bez Wilusza i Gajosa.
Wszystko wskazuje na to, że urazy, których dwaj podstawowi gracze nabawili się w meczu z Wisłą Krakó (2:1), są na tyle poważne, że nie uda się ich postawić na nogi przed niedzielnym (początek o godz. 18) meczem w Białymstoku z Jagiellonią, który może zdecydować o losach mistrzostwa Polski. Szkoleniowiec Kolejorza Nenad Bjelica od razu po spotkaniu z Białą Gwiazdą miał złe przeczucia. – W tym momencie nie wygląda to wszystko dobrze – kręcił głową Chorwat.
Jagiellonia potrafi i lubi grać z Lechem.
Podstawą sięgnięcia po coś wyjątkowego jest zwycięstwo nad Lechem Poznań. Możliwe? Spoglądając na statystyki – wręcz obowiązkowe. Jaga z ostatnich pięciu spotkań z Lechem wygrała… pięciokrotnie. Tyle, że to tylko statystyka i nie ma się co czarować – w spotkaniu o taką stawkę (bo o pełną pulę walczy także Kolejorz) obie strony nie będą zawracać sobie głowy starymi cyferkami. Poza tym, jak głosi stare powiedzenie, istnieją trzy rodzaje kłamstwa: przepowiadanie pogody, komunikat dyplomatyczny i statystyka.
– Zupełnie nie zawracam sobie głowy porównaniami. Wpływ na to, że w niedzielę miałoby być z Lechem łatwo, bo Jagiellonia wygrała z nim trzy lata temu, jest żaden i nie ma co brać pod uwagę. Dla niektórych bardziej przesądnych kibiców to pewnie jest interesujące, ale nie dla nas. Do niedzieli nie potrafiliśmy wygrać w Niecieczy i patrząc na statystyki, teraz również nie powinniśmy, a jednak zrobiliśmy to – uśmiecha się pomocnik Jacek Góralski.
Czas rewolucji w Cracovii. Szykują się duże zmiany w klubie z Kałuży.
Trenerzy lubią powtarzać, że podczas każdego okna transferowego należy dopuścić nieco świeżej krwi, by zburzyć hierarchię i poczucie zbytniej pewności u niektórych piłkarzy. W Cracovii tego zabrakło i drużyna przestała się rozwijać.
Teraz zmiany będą, a część z nich wymusi życie. Nic nie wskazuje na to, by mógł nastąpić zwrot w przypadku Marcina Budzińskiego. Otwarty konflikt między Filipiakiem a menedżerem piłkarza Bartłomiejem Bolkiem skutecznie uniemożliwi przedłużenie kontraktu. Na liście życzeń kilku klubów jest Damian Dąbrowski choć Filipiak zapewniał, że nie ma dla reprezentanta Polski żadnych konkretnych ofert. Go walki o miejsce w składzie trzeba dopuścić nowych poważnych graczy. Inaczej Pasy ciągle będą stać w miejscu.
Ruud Gullit w wywiadzie z „Przeglądem” opowiada między innymi o jego Milanie i o znajomości z Johanem Cruyffem.
Czy Milan, w którym pan występował, to najmocniejsza ekipa w historii?
Trudno powiedzieć, bo przecież w latach siedemdziesiątych wielką drużynę miał Ajax, potem Bayern Monachium, następnie Liverpool, wreszcie niedawno Barcelona. Te drużyny odcisnęły piętno na historii futbolu.
W książce poświęcił pan cały rozdział Johanowi Cruyffowi. Zetknęliście się w Feyenoordzie. Jak go pan wspomina?
Miałem szczęście z nim występować. Ćwiczyć u jego boku, to jak mieć trenera w drużynie.
Jak on wpłynął na pana?
Johan pokazywał, jak mam biegać, jak się ustawić. Tłumaczyłem to w książce. Piłka to pewne wzory zachowania, które rozumiesz po latach gry. Chodzi o umiejętność przewidywania wydarzeń. Johan myślał kilka ruchów do przodu. Przewidywał, jak może potoczyć się akcja. Co stanie się, jeśli stracę piłkę itd. Porównałbym go z szachistą.
fot. 400mm.pl