Przypominając historyczne trafienia, stosunkowo rzadko decydujemy się na gole samobójcze, ale tym razem zrobimy wyjątek. A to dlatego, żeby przypomnieć Tomasza Sokołowskiego II (nie mylić z Tomaszem Sokołowskim I oraz Tomaszem Sokołowskim III). Chodzi o tego sympatycznego blondyna ze zdjęcia powyżej, który słynął z tego, że absolutnie niczym szczególnym się nie wyróżniał. A już na pewno nie dobrą grą w piłkę.
Rok 2005, ćwierćfinał Pucharu Polski, mecz rewanżowy pomiędzy Legią i Lechem. W doliczonym czasie gry utrzymuje się bramkowy remis premiujący gości z Poznania. Wtedy jednak warszawianie dostają rzut wolny, do piłki podchodzi Kiełbowicz i oddaje piekielnie groźny strzał. Piłka odbija się od dwóch słupków i spada pod nogi Sokołowskiego, a ten… zwyczajnie w nią nie trafia. Dopiero wracający Mowlik pakuje futbolówkę do własnej bramki. Mamy więc samobója, ale już na wieki ten gol będzie nam się kojarzył z Sokołowskim II.