Odkąd podana została informacja, że Maciej Bartoszek będzie musiał zostawić Koronę – bo mógłby z piłkarzami skolonizować Marsa, wynaleźć szczepionkę na raka, a i tak dostałby kopa w dupę – byliśmy naprawdę ciekawi, kogo nowi właściciele wymyślą w jego miejsce. Przewijały się różne nazwiska, głównie związane z piłką niemiecką, przecież wiadomo, że każdy trener stamtąd – nawet jakby licencję kupił gdzieś na targu w Berlinie – jest lepszy od naszego. Od Bartoszka lepszy ma być konkretnie Gino Lettieri, który został dzisiaj przedstawiony przez Koronę jako gwarancja lepszego jutra. Jeśli nic wam to nazwisko nie mówi albo prędzej kojarzy z jakimś projektantem mody, to spokojnie, wszystko jest z waszą futbolową wiedzą w porządku.
Trudno bowiem powiedzieć, że Lettieri to chodzący sukces, perełka, o którego biło się wiele klubów, ale ten wybrał kapitalną ofertę Korony. Ujmijmy to tak: nie ma facet za sobą najlepszego czasu. Prowadził FSV Frankfurt (na trzecim poziomie u naszych sąsiadów) i zleciał z ligi z tak ogromnym hukiem, że słyszano go wiele kilometrów od miasta. Przyszedł tam po 25. kolejce, gdy sytuacja zespołu była trudna, lecz jeszcze nie beznadziejna, ekipa zajmowała 17., ostatnią bezpieczną lokatę chroniącą przed spadkiem. Natomiast trener przygwoździł ich do dna, zostawiając z 15 oczkami straty do upragnionego 17. miejsca (dziewięć było co prawda odjętych, ale sportowo nic to nie zmieniło). Lettieri wygrał jeden mecz, trzy zremisował, dziewięć razy dostał w cymbał. Średnia punktów: 0,46.
Czyli wziąć takiego gościa to trochę, jak zatrudnić napastnika, który w poprzednim sezonie strzelił jednego gola i zmarnował kilkanaście okazji. A przecież wcześniej z Lettierim specjalnie lepiej nie było – pozostawał na bezrobociu około 1,5 roku, odkąd jego przygoda z Duisburgiem w 2. Bundeslidze była równie smutną katastrofą co FSV. Na 12 meczów ligowych nowy szkoleniowiec Korony wygrał raz, trzykrotnie wyszarpał remis, pozostałe przypadki to zebranie oklepu. Naturalnie został zwolniony, czy jak pisze oficjalna strona Korony – „pożegnał się”. Tyle dobrego, że Lettieri sam ten Duisburg klasę wyżej wprowadził, co jest jednocześnie jego największym sukcesem w trenerskiej karierze.
Ale czaicie? Korona wzięła trenera, który od sezonu 15/16 wygrał dwa mecze…
Był jeszcze spadek z 2. Bundesligi z Arminią po barażach – Lettieri objął zespół na spółę z innym szkoleniowcem pod koniec sezonu 13/14 – i to w zasadzie koniec sytuacji, kiedy nazwisko trenera styka się z choć trochę większą piłką. Poza tym prowadził bowiem zespoły na trzecim i czwartym poziomie w Niemczech, czyli w kontekście kierowania ekipy z ekstraklasy (jakkolwiek ją cenić) jest to raczej bez znaczenia.
No, szału nie ma, właściwie jest bryndza kompletna, ale szczerze powiedziawszy, nie spodziewaliśmy się niczego innego. Dobry trener z Niemiec do Polski nie przyjdzie, trzeba ściągnąć średniego albo takiego, który w tym fachu dopiero startuje. Lettieri jest w zawodzie od 20 lat i specjalnie nie mamy przekonania, by jego kariera w jakikolwiek sposób się rozwijała – dość poważny poziom, czyli 2. Bundesliga, rozliczył go bezlitośnie, a ostatnio i piętro niżej dostał wycisk.
Może oczywiście być z Lettierim jak z Ramirezem, który zręcznie prowadzi Wisłę, ale na dziś ten ruch niezbyt trzyma się kupy albo nie, nie ma co się bawić w dyplomację – nie trzyma się kupy w ogóle. Sportowo facet nie ma argumentów, kompletnie nie wiadomo w czym jest lepszy od Bartoszka poza tym, że pewnie lepiej wypada na polu towarzyskim – w FSV prowadził dobrze znanego u nas Fabiana Burdenskiego, czyli oczywiście syna obecnego właściciela Korony. I właśnie klubu najbardziej szkoda: grający fajną piłkę kielczanie zostaną przemeblowani, tylko właściwie nie wiadomo po co.