Gdy obcokrajowiec odchodzi z polskiej ligi do mocniejszej, odczuwamy pewną dumę. To sygnał, że ekstraklasa jednak nie taka buraczana. Śledzimy później, jak toczą się losy byłego ligowca, przypatrujemy się sukcesom (rzadziej) i upadkom (częściej). Mało który obcokrajowiec zrobił taką karierę po wyjeździe z Polski, co Kalu Uche. Niezła kariera klubowa swoją drogą, ale ilu stranieri może powiedzieć o sobie, że strzeliło dwie bramki podczas mistrzostw świata?
2010 rok, mistrzostwa w RPA. Nigeria uznawana za czarnego konia turnieju, bo w końcu potęga na kontynencie, a turniej grany w Afryce. W składzie Nwankwo Kanu, Taye Taiwo, Joseph Yobo, Victor Obinna, Peter Odemwingie, Yakubu i Obafemi Martins, ale wszystkich przyćmi były wiślak.
Porażka z Argentyną na otwarcie fazy grupowej – umówmy się, 0:1 z Albicelestes to żadna ujma. Od początku było wiadomo, że Nigeria o awans będzie bić się z Grecją i Koreą Południową. I to Uche wprawił cały kraj w euforię, gdy w 16. minucie strzelił bramkę na 1:0 z podopiecznymi Otto Rehhagela. Niestety dla Nigerii, niespełna dwadzieścia minut później czerwoną kartkę zobaczył Sani Keita. Grecy wykorzystali przewagę i wygrali 2:1.
Nigeria mimo wszystko wciąż miała realne szanse na awans, wystarczyło wygrać z Koreą i liczyć, że Argentyna powiezie Greków. Uche znowu nie zawiódł, otworzył wynik, ale mecz zakończył się promującym Koreańczyków 2:2.
Tu bramka Uche z Grekami: