Już jutro, w trakcie meczu Korony Kielce z Legią Warszawa, po raz pierwszy w Polsce przetestowana zostanie technologia VAR. No nie możemy się doczekać momentu, w którym będzie ona miała realny wpływ na sportową rywalizację. Bo ta rewolucja to nie tylko poprawa jakości pracy sędziów, to również narzędzie w walce z wszelkiej maści hochsztaplerami. Symulantami albo gośćmi pokroju Rafała Siemaszki, który Liborowi Hrdliczce strzelił dziś bramkę ręką.
Co gorsza, Tomasz Musiał przekrętu nie zauważył i uznał gola dla Arki. Nie wiemy, jakim cudem. Podbiegł do asystenta, dał sobie minutę na podjęcie decyzji, a później wskazał na środek boiska.
EGALISATION DE L’ARKA! La mano de Dios du Maradona polonais Rafal Semiaszko! (1-1) #ARKRCHpic.twitter.com/sOpimjguJz
— Piłka & Nożna (@OwskiMateusz) 27 May 2017
No kurwa mać. Wybaczcie wzburzenie, ale to się jednak w pale nie mieści. I mamy tu na myśli zarówno zachowanie arbitra, który po prostu zawalił, jak i piłkarza. W przerwie Siemaszko – który tak generalnie grał bardzo dobry mecz – został przyciśnięty przez reportera NC+ i przyznał, że trochę wstyd (najpierw chciał, by pozostało to jego tajemnicą!). Trochę! Drogi Rafale, napisałeś jedną z najfajniejszych historii w tym sezonie, naprawdę podobały nam się twoje opowiastki o pracy w stoczni i pogoni za marzeniami, nominowany do tytułu odkrycia też nie zostałeś za bujną fryzurę. Niestety, wszystko to zapaskudziłeś jednym zagraniem, jednym wsadzeniem ręki tam, gdzie nie trzeba. Nie trochę wstyd, tylko wstyd jak z Gdyni do Chorzowa. Jeśli Arka dzięki temu utrzyma się w lidze, niesmak pozostanie.
A na tę chwilę wiele na to wskazuje. Górnik Łęczna przegrał z Zagłębiem, a bramka Siemaszki dała remis. Oznacza to tyle, że z Ruchem Chorzów się już żegnamy, a gdynianie wyskoczyli nad kreskę kosztem łęcznian i teraz wszystko w ich nogach.
I rękach.
To nie był zły mecz Ruchu. Chyba nawet najlepszy od jakiegoś miesiąca, albo i dłużej. Chorzowianie szybko wyszli na prowadzenie po zderzeniu się piłkarzy Arki, z czego skorzystali Niezgoda z Monetą. Później głównie się bronili, momentami nawet całkiem umiejętnie. To Arka stwarzała co prawda lepsze okazje, ale zawsze czegoś jej brakowało. Czasami zwykłej koncentracji i przytoczyć musimy tu sytuację tak absurdalną, że „sekret Siemaszki” nie wydaje się czymś szczególnie dziwnym. Rzut rożny. Efektownym szczupakiem po wrzutce popisuje się Siemaszko, piłka zmierza na dalszy słupek. Gol? No nie, niewiele zabrakło, piłka odbiła się od słupka i wróciła na plac gry. Do pustaka mógł strzelić Sobieraj, ale był zajęty… cieszeniem się z bramki. Dom wariatów w tej Gdyni.
W drugiej połowie obie drużyny próbowały wygrać, ale najgorszym elementem tych starań były strzały. Taki Formella był w polu karnym sam jak palec, ale podarował piłkę osobom spacerującym po pobliskim centrum handlowym Riviera. To trochę lepiej niż Sołdecki, który w dobrej okazji nie potrafił czysto trafić głową w futbolówkę i piłkarze Ruchu, którzy chcieli tak zakombinować przy rzucie wolnym z 17. metra, że sami się pogubili. A gdy trzeba było, to na posterunku byli Steinbors i Hrdlicka.
Nie przegrał dziś Ruch (choć tak się może czuć przez spadek), nie przegrała Arka (a powinna). Przegrał – jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi – futbol.
Fot. FotoPyK