Trudno o bardziej pożegnalny finał niż ten na Vicente Calderon. To już ostatni raz kiedy piłkarze zagrają na tym legendarnym obiekcie. To już ostatni raz, kiedy Luis Enrique poprowadzi Barcelonę. To już ostatni raz, kiedy strój sędziowski wdzieje Carlos Clos Gomez. To już najprawdopodobniej ostatni raz, kiedy Alaves poprowadzi Pellegrino. Jak widać finał szczególny z wielu względów, a walka Dawida z Goliatem to również częsty scenariusz na wielkie widowisko.
Kibice Barcelony zapewne mają deja vu, bo przecież pięć lat temu także finałem pucharu króla żegnał się z nimi wybitny szkoleniowiec. Ostatni sezon Guardioli na Camp Nou, to lustrzane odbicie tego co dzieje się obecnie. Oba są – jak na realia Barcelony – dość mizerne. Owszem, wtedy wygrali puchar i teraz też mogą, ale brak mistrzostwa kraju czy dojścia choćby do finału Ligi Mistrzów to dla Barcy zawsze sezon stracony. Na pewno nie zmieni tego wygranie pucharu Hiszpanii, bo to bardziej rozgrywki pocieszenia niż prestiżu. Zawsze to jednak lepiej pożegnać się w chwale i dołożyć kolejny puchar do swojej zacnej kolekcji. Luis Enrique, czy tego chcemy, czy nie jest trenerem wybitnym. Jeśli dzisiaj jego drużyna wygra po raz kolejny, to będzie już dziewiąty puchar w przeciągu trzech lat. Prostą matematyką dochodzimy więc do wniosku, że to średnio trzy trofea na rok – kosmos.
Co prawda Puchar Króla nie uchodzi za trofeum szczególnego pożądania, ale od wielu lat traktowany jest z coraz większym szacunkiem. Zarówno Barcelona jak Real nie odpuszczają, bo to przecież jeden z trzech elementów do skompletowania potrójnej korony. Specjalistą od tych rozgrywek jest jednak Barca i to zdecydowanie, bo dzisiaj Katalończycy staną przed szansą zdobycia tego pucharu po raz 29. Dla porównania Real Madryt wygrywał to trofeum tylko 19 razy. Natomiast Deportivo Alaves zagra po raz pierwszy w swojej 96-letniej historii w finale tych rozgrywek.
No właśnie, jak to możliwe, że finale zagra akurat Alaves? Na pewno pomogła w tym niezwykle prosta drabinka, bo Baskowie po drodze do finału wyeliminowali Gimnastic, Deportivo La Coruna, Alcorcon i Celte Vigo. Nie ma co tutaj bajerować, nie grali z nie wiadomo jakimi kozakami, chociaż Celta Vigo w Lidze Europy pozostawiła całkiem dobre wrażenie. Ale właśnie w tym sęk, że tylko tam, bo na te rozgrywki byli najbardziej napaleni. Nie można też jednak powiedzieć, że Alaves tylko dzięki szczęściu zagra w dzisiejszym finale.
Przychodzili jako beniaminek, który miał być zjedzony przez gigantów hiszpańskiej piłki. Szybko się jednak okazało, że Alaves jest ciężkostrawne, bo już w trzeciej kolejce na Camp Nou opitolili Barcelonę. Wtedy również mówili, że to przypadek, a spadek nieunikniony. No, ale Baskowie mieli to kompletnie gdzieś i dalej robili swoje. Sezon ostatecznie ukończyli na dziewiątym miejscu, a dodatkowo dotarli do finału pucharu króla, który może dać im bilet do upragnionych europejskich pucharów. Trudno im się dziwić, że pragną powrotu do Ligi Europy, bo chyba każdy z nas pamięta ich szalony finał pucharu UEFA z 2001 roku. Przegrali wtedy 4:5 z Liverpoolem, ale cóż to była za przygoda. Jedynie wygrana w dzisiejszym meczu da im bilet do Ligi Europy, ponieważ w przypadku przegranej w eliminacjach zagra Athletic Bilbao, które zajęło siódme miejsce w rozgrywkach ligowych. Co ciekawe i smutne zarazem, władze Alaves postanowiły nie zapraszać bohaterów pamiętnego finału sprzed szesnastu lat. Szczególne ubolewanie nad tym faktem na łamach znanego Cadena Ser wykazał Javi Moreno, który w pamiętnym finale z Liverpoolem zaliczył dwa trafienia. Cóż – słabo.
Nie wiadomo jeszcze, kto zgarnie koronę króla strzelców Copa del Rey. Faworytem jest Leo Messi, który ma na koncie cztery trafienia. Argentyńczyk do lidera Ben Yeddera traci jedną bramkę. W identycznej sytuacji jest Arda Turan, ale on najprawdopodobniej nie wystąpi w dzisiejszym meczu od początku. W Alaves szanse ma również Edgar Mendez z trzema trafieniami, ale wątpliwe wydaje się by załadował dzisiaj minimum dwie bramki. Będąc realnym, szykuje nam się czwarte Pichichi w CdR dla Messiego.
Po tym sezonie z Alaves na 99% odejdzie Mauricio Pellegrino, który na brak ofert latem na pewno nie będzie mógł narzekać. Argentyńczyk zebrał masę pochwał, za to co zrobił w malutkim klubie z Baskonii. Dzisiaj bez wątpienia po raz kolejny zobaczymy tzw. autobus i grę na pięciu obrońców. Trudno się temu dziwić, skoro już raz taka taktyka poskutkowała. Poza tym to właśnie dzięki solidnej grze w defensywie Alaves zanotował tak świetne wyniki. W rozgrywkach ligowych mniej bramek od drużyny Pellegrino straciło tylko Atletico Madryt, Barcelona, Real i Villarreal.
Dzisiejszy mecz może mieć różne oblicza, ale kluczowym wydaje się to kiedy padnie pierwsza bramka. Czas będzie grał na korzyść Alaves, bo im dłużej będą na zero z tyłu, tym piłkarze Enrique będą coraz bardziej nerwowi. Ambicji nie zabraknie nikomu, a stawka całkiem duża mimo wszystko dla obu finalistów.