W związku Agnieszki z wielkoszlemowym Rolandem Garrosem nigdy nie było pieszczot i francuskich pocałunków. Wręcz przeciwnie – obojętność i odtrącenie, bo Radwańskiej czasami już pokazywano tam drzwi zanim jeszcze impreza na dobre się rozkręciła. Nic dziwnego, że French Open nie jest jej ulubionym turniejem, bo często męczy się tam niemiłosiernie. Tym razem też nie będzie łatwo, tym bardziej, że Aga wbija na kolejną randkę do Paryża świeżo po rehabilitacji kontuzjowanej stopy. Jak to się skończy? Zobaczymy. Póki co, na kilka dni przed startem imprezy. zajrzeliśmy do francusko-polskiego słowniczka naszej gwiazdy.
„Farine”
Mączka. Radwańska nie trawi tej nawierzchni i nigdy tego nie ukrywała. Podejrzewamy, że gdyby tylko mogła, sama wzięłaby się za siane trawy na paryskich kortach, a potem jeszcze wskakiwała na traktorek i ją tam kosiła. A na koniec nawet czesała grzebieniem. Dla niej byłaby to bowiem w końcu szansa na dobry wynik, bo jak na razie to właśnie na trawiastych kortach Wimbledonu szło jej najlepiej: doszła tam raz do finał i dwukrotnie do półfinału.
„Quart de finale”
Ćwierćfinał. To maks, co Agnieszka potrafiła wycisnąć z French Open w dziesięciu edycjach, w których dotychczas brała udział. Biorąc pod uwagę, że mówimy o dziewczynie, która od lat potrafi utrzymywać się w pierwszej dziesiątce światowego rankingu, jest to słaby wynik. Sorry Aga, taka prawda.
Najlepszym Garrosem w jej wykonaniu był ten z 2013 r., kiedy pierwsze cztery rundy przeszła na miękko nie tracąc nawet seta, pokonując m.in. Anę Ivanović. W ćwierćfinale wpadła jednak już na Sarę Errani, która powiedziała jej włoskie „addio”. Za tamten występ nikt jednak nie miał do Radwańskiej pretensji, mało tego, niektórzy uznali, że skoro krakowianka w końcu przełamała się w Paryżu, to teraz będzie już tylko lepiej. No ale jakoś później zawsze było już tylko gorzej…
„Quatre-vingt trois”
Osiemdziesiąt trzy. Z takim numerem rankingowym startowała we French Open w 2015 r. Niemka Annika Beck. Normalnie, zawodniczka pałętająca się gdzieś pod koniec pierwszej setki WTA obchodziłaby nas mniej więcej tak samo jak aktualna pogoda na Kamczatce, ale to właśnie ona pogoniła Radwańską już w pierwszej rundzie tamtej edycji.
Agnieszka nie zdążyła się pewnie jeszcze nawet dobrze rozpakować, a już mogła oddawać klucze od hotelowego pokoju. To była jedna z jej największych wtop w karierze i humoru nie poprawił jej pewnie wtedy nawet obchód po paryskich butikach.
„Pied”
Stopa. Konkretnie prawa, w którą wdał się poważny stan zapalny. Radwańska była zmuszona odpuścić przez to udział w prestiżowych turniejach w Madrycie i Rzymie. Jedna z najdroższych stóp w polskim sporcie była ponoć w tak paskudnym stanie, że pojawiło się nawet widmo opuszczenia French Open. Byłby to pierwszy od 10 lat turniej wielkoszlemowy, na którym zabrakłoby Polki.
– To kontuzja zmęczeniowa. Potrzebuję odpoczynku, którego nie miałam. Gdybym była 10 lat młodsza, to może to by się rozeszło po kościach. Teraz znów jest gorzej, a gra na mączce nie pomaga. Starałam się zrobić wszystko co w mojej mocy, by tu zagrać, ale niestety. Chcę się z tym rozprawić w stu procentach i być w formie w Paryżu – tak Radwańska tłumaczyła na swojej stronie internetowej rezygnację z turniejów w Hiszpanii i we Włoszech.
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, trzymamy kciuki za jej stopę.
„Croissant”
Rogalik. Symbol francuskiego stołu. Jego rozpowszechnienie we Francji przypisuje się żonie Ludwika XVI, Marii Antoninie, która ponoć rozsmakowała się w nim podczas pobytu w Wiedniu. Jeśli Radwańska odpadnie w początkowych fazach turnieju, będzie miała mnóstwo czasu, żeby zajrzeć do słynnych, lokalnych piekarni. Taki rogalik to wprawdzie nawet i bez nadzienia niezła bomba kaloryczna, ale Aga będzie mogła sobie na to pozwolić, jednym (lub pięcioma) zdrowia sobie nie zrujnuje.
My jednak mamy nadzieję, że Agnieszka odczaruje w końcu paryskie korty. I zamiast odwiedzin w piekarni, wyskoczy później na wystawną kolację do restauracji z trzema gwiazdkami Michelina.