Wielkie turnieje mają to do siebie, że niejednokrotnie niosą za sobą wielkie niespodzianki. Najświeższy przykład? Wyeliminowanie Anglików przez Islandię. Co jednak powiedzieć o Euro 2004? Tam cały turniej stanął na głowie, a dotychczasowi bohaterzy musieli uznać wyższość ludzi z drugiego, trzeciego, a nawet dalszych szeregów. O Grecji napisano i powiedziano już od tamtej pory wszystko, ale przepiękną kartę w swojej historii napisali też Czesi. Między innymi – pokonując Niemców po odebraniu im prowadzenia.
Całe zamieszanie rozpoczęło się od bramki Marka Heinza. Wydawało się, że Niemców nie czeka kolejny – po remisach z Holandią i Łotwą – kompromitujący rezultat. Błąd. Heinz zapakował z wolnego na 1:1, a nasi zachodni sąsiedzi skompromitowali się jak w żadnym innym turnieju w XXI wieku. „Bild” mógł wtedy spokojnie dać taką samą okładkę, co nasz „Fakt” dwa lata później i nikt nie mógłby z żadnym z użytych tam słów polemizować.