Oficjalnie: Real Madryt został mistrzem Hiszpanii, założył koronę i już może być pewnym, że nikt mu jej nie zabierze. Koniec wariantów, rozważań, gdzie i kiedy Królewscy mogą potracić punkty – sezon się skończył, a ekipa Zidane’a okazała się być w nim najlepszą hiszpańską drużyną. Co udowodniła dzisiaj, przypieczętowując sukces dzięki wygranej 2:0 z Malagą.
Kibice Barcelony wierzyli, że Malaga jednak Realowi się postawi, bo przecież drużyna z Andaluzji prezentuje się bardzo przyzwoicie, jest niepokonana od pięciu spotkań, wcześniej potrafiła ogolić choćby Barcelonę właśnie. Były co prawda obawy, że drużyna prowadzona przez Michela – historyczną postać Królewskich – odpuści Realowi, ale fani Blaugrany ufali jednak w rozwiązanie sprawy zgodnie z duchem sportu. Rzeczywiście, nie było widać, by gospodarze ten mecz olali – momentami iskrzyło, czego dowodem brutalny faul na Ronaldo – ale nawet walcząca Malaga nie była dzisiaj w stanie wiele zrobić.
Real był po prostu za mocny i pierwszy raz dał o tym znać już w 98. sekundzie spotkania, kiedy gola strzelił Ronaldo. Hernandez popełnił błąd, źle przyjął bądź podał piłkę, ta trafiła pod nogi Isco, który posłał idealne podanie do Cristiano – ten przyspieszył, minął swobodnie Kameniego i puścił strzał do pustej bramki. 1:0 to już był pewien komfort dla Realu, ale wiadomo, że lepiej wynik podwyższyć, dla świętego spokoju. I Królewscy to zrobili, drugą łapę położyli na koronie w 55. minucie. Strzał przez Ramosa po wrzutce z rożnego jeszcze świetnie obronił Kameni, ale przy dobitce Benzemy był już bezradny – gospodarze jeszcze upominali się o spalonego, żywo gestykulując, lecz arbiter boczny nie przyłączył się do tej gimnastyki i chorągiewki nie podniósł.
Dobre było to u Królewskich, że nie oddali się kunktatorstwu, nie trzymali jednobramkowej przewagi jak największego skarbu, tylko chcieli strzelać dalej. Nie wpadało, bo dobrze bronił Kameni (uderzenie Ronaldo), obrońcy dobrze asekurowali (próba Benzemy), albo po prostu brakowało szczęścia, jednak przyjezdni z Madrytu nie zniechęcali się i grali o podwyższenie wyniku. Tak właśnie powinien zachowywać się mistrz.
Mistrz, który był dziś dobrze dysponowany, ale co jakiś czas musiał spojrzeć błagalnym wzrokiem w kierunku swojego bramkarza, by ten naprawił błędy kolegów z pola. Malaga naprawdę dążyła do strzelenia swoich bramek, ale świetnie bronił Navas – jego interwencje, gdy wyjął strzał Sandro z wolnego albo zbił na poprzeczkę próbę Castro, były wręcz kapitalne. Gospodarze próbowali, oddali 22 strzały (przy 16 Realu), ale nie, dziś nie był ich strzelecki dzień.
Za to dzień i cały piłkarski rok w Hiszpanii jest dla Realu – miłego nocnego świętowania, panowie.
Malaga – Real Madryt 0:2
0:1 Cristiano Ronaldo 2′
0:2 Benzema 55′