Mogło się wydawać, że biorąc go z Zabrza, Wisła Płock pakuje się na minę. Trudno było zrozumieć motywy stojące za ściągnięciem do zespołu – gdzie pozostałe wzmocnienia wyglądały naprawdę logicznie – napastnika, który nie strzela bramek i który właśnie zleciał razem z Górnikiem z ligi. Dziś Jose Kante to piłkarz kompletnie odmieniony. I najgroźniejsza broń beniaminka, którego już na pewno w przyszłym sezonie będziemy oglądać w ekstraklasie.
Nie było zresztą tak, że w przebudzenie Kante tylko my, z natury sceptyczni, nie mogliśmy uwierzyć. Tomasz Smokowski założył się nawet o butelkę dobrego alkoholu z Marcinem Kaczmarkiem, że Gwinejczyk z hiszpańskim paszportem nie dobije do granicy 10 goli. No i co? No i przegrał.
Ale dla Marcina Kaczmarka trafienia Kante to nie tylko coś, dzięki czemu zawartość jego barku została powiększona. Napastnik to przede wszystkim gość, któremu w ogromnej mierze Wisła zawdzięcza walkę do końca o grupę mistrzowską. A już po podziale – utrzymanie i pozycję lidera w grupie spadkowej. Dwucyfrowy dorobek to jedno. Waga jego goli to coś zupełnie innego. A ta była niebagatelna:
– w 4. kolejce dał prowadzenie 1:0 z Ruchem (2:2)
– w 9. kolejce dał prowadzenie 1:0 i ustalił wynik na 2:0 z Pogonią (2:0)
– w 13 kolejce wyrównał na 1:1 z Górnikiem (1:2)
– w 21. kolejce wyrównał na 1:1 ze Śląskiem (1:1)
– w 22. kolejce strzelił na 2:4 z Koroną (2:4)
– w 23. kolejce wyrównał na 1:1 z Zagłębiem (2:1)
– w 30. kolejce wyrównał na 1:1 z Arką (1:1)
– w 31. kolejce dał prowadzenie 1:0 z Ruchem (1:1)
– w 32. kolejce dał prowadzenie 2:1 z Górnikiem (3:2)
Spośród dziesięciu trafień, tylko dwa nie zmieniały kierunku wyniku. Każde pozostałe albo dawało Wiśle prowadzenie, albo wyrównywało stan meczu. Nie brakowało wśród nich takich z samej końcówki, ratujących Wiśle bezcenne punkty. Jak to z karnego przeciwko Arce w ostatniej kolejce rundy zasadniczej, które wywołało lawinę zmiatającą Zagłębie z grupy mistrzowskiej i dające się do niej wspiąć Koronie. Czy jak to ze Śląskiem w kolejce 21.
Kiedy zresztą asystował, również miało to zresztą niebagatelne znaczenie:
– w 11. kolejce asysta przy golu Merebaszwilego wyrównującym na 2:2 z Wisłą Kraków (2:3)
– w 20. kolejce asysta przy golu Wlazły dającym prowadzenie 1:0 z Jagiellonią (2:1)
– w 34. kolejce asysta przy golu Recy dającym prowadzenie 1:0 z Arką (1:0)
Dziś osoba Kante nie wywołuje już więc uśmieszku u rywali, którzy nie musieli w poprzednim sezonie z jego obecnością na boisku wiązać jakiegokolwiek zagrożenia. Dziś to gość, bez którego trudno sobie wyobrazić Nafciarzy. Prawdziwy gamechanger na płocką modłę.
Fot. FotoPyK