Reklama

Czas się żegnać

redakcja

Autor:redakcja

19 maja 2017, 23:25 • 3 min czytania 59 komentarzy

Ekstraklasa żegna się Ruchem Chorzów. To znaczy “Niebiescy” wciąż jakieś tam szanse na utrzymanie mają, ale to raczej matematyka z gatunku wyższych i nie spodziewamy się, że w klubie, w którym nie potrafią spełnić najprostszych wymogów licencyjnych, spełnią szereg skomplikowanych równań i do końca sezonu zaliczą komplet zwycięstw. Po prostu – utrzymanie Ruchu jest po dzisiejszej porażce już tak prawdopodobne jak to, że tytuł przedsiębiorcy roku powędruje w tym roku do Chorzowa.

Czas się żegnać

Obejrzeliśmy dzisiejszy mecz przy Kałuży i postawę piłkarzy “Niebieskich” grających z nożem na gardle i… Napiszmy wprost: piłkarze byli mniej więcej tak zdeterminowani jak działacze, by im zapłacić. Nie było żadnego gryzienia trawy (bo i po co, skoro za wygrana dostaną tylko dobre słowo), nie było chęci potraktowania tego meczu ostatniej szansy na śmierć i życie (bo i po co nabawić się przy tym urazu), nie obejrzeliśmy kompletnie NIC, przez co byśmy powiedzieli teraz: cholera, ten Ruch może jeszcze da radę. Nie, nie da.

By była jasność – ciężko mieć o to pretensje do samych piłkarzy, to oczywiście wypadkowa tego, co działo się ostatnimi czasy organizacyjnie w chorzowskim klubie. Ruch właśnie przegrał batalię o Ekstraklasę na boisku i kto wie, jak spisze się w nadchodzącej walce o pierwszą ligę. Przypominamy – obowiązują tam identyczne wymogi licencyjne, co w Ekstraklasie. Wydaje się prawdopodobne, Ruch będzie musiał najpierw uregulować długi, a dopiero później wklepywać w nawigację Głogów czy Siedlce.

Dziś w zasadzie od pierwszej minuty było jasne, jak ułoży się to spotkanie. Ledwie się mecz zaczął, a Steblecki już napoczął rywala, mając wokół siebie tyle miejsca, że spokojnie można by na tym placu wybudować mały domek. Dostał piłkę od Malarczyka i mógł zrobić wszystko – przyjąć, przymierzyć po długim, zaparzyć przy tym herbatę. Niedługo potem Cracovia podwyższyła wynik i paluchy dość mocno umaczał w tym Urbańczyk – próbował wybijać piłkę, lecz zrobił to tak nieporadnie, że piłka przy pomocy blokującego piłkę Malarczyka wylądowała pod nogami Piątka. Nie minął pierwszy kwadrans, było 2:0 i w zasadzie od tamtego momentu zaczęła się zabawa “Pasów”. Piątek wyszedł sam na sam? Spróbował się zabawić podcinką. Dąbrowski mógł rozegrać akcję? Spróbował pociągnąć samemu i strzelić. Niewiele było forsowania tempa, raczej spokojne utrzymanie wyniku, bez przemęczania się i bez ryzykowania kontuzją.

A Ruch? Poza naprawdę pojedynczymi przebłyskami, zerwał się tylko na jakieś dziesięć minut pod koniec pierwszej połowy. Piłka nie bardzo chciała jednak wpaść – z dystansu postraszył Nowak, ale trafił w poprzeczkę, później błąd Sandomierskiego próbował głową wykorzystać Niezgoda, lecz powtórzył rezultat swojego kolegi z drużyny. Sam na sam wyszedł też Miłosz Przybecki, ale dokonał niebywałej sztuki, gdyż strzelił w aut, a Tomasz Smokowski nie potrafił na antenie powstrzymać się od śmiechu, co było jedyną możliwą puentą tego wyczynu. Ale niech te dwie sytuacje was nie zmylą – Ruch tak dziś zasłużył na trafienie, jak Mirosław Mosór na premię za poprzedni sezon. Wyszedł na mecz po to, by przyjąć jak najmniejszy wymiar kary i cel się udał – srogiego lania nie było.

Reklama

Los Ruchu w rękach wyższej matematyki, ale biorąc pod uwagę szczęście do liczb chorzowian w ostatnim czasie – sukcesu nie przewidujemy. Mamy nadzieję, że spadek pozwoli poukładać struktury, postawić na normalność i doprowadzić klub do porządku. Za takim Ruchem tęsknić na pewno nie będziemy.

u7RPJ8z

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
9
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

59 komentarzy

Loading...