– Godzina bólu jest równie długa, jak dzień przyjemności – mawiał Hipokrates, patron wszystkich lekarzy. Nic dziwnego, że sportowcy zrobią wszystko, żeby uniknąć kontuzji i zoptymalizować trening. Wiedzą, że o przewadze w ich dziedzinie decydują detale, dlatego chętnie oczyszczą głowę z negatywnych odczuć. Pijawki, krioterapia, akupunktura – takie zabiegi nie robią już na nikim wrażenia. Podobnie współpraca z psychologiem. Prześledźmy oryginalne metody dojścia do formy znanych sportowców. Od tych medycznie uzasadnionych, po całkowicie ekstrawaganckie, by nie napisać wręcz – dzikie.
Prądy lecznicze
Są doskonałym uzupełnieniem leczenia farmakologicznego. Pozwalają zmniejszyć ból i rozluźnić spięte mięśnie. Najważniejsza jest systematyczność. Zwykle w jednym cyklu wykonuje się od dziesięciu do piętnastu zabiegów. Mówimy oczywiście o bardzo niskim natężeniu.
Z elektroterapii korzysta m.in. brązowy medalista z Londynu Damian Janikowski. Zapaśnik już 27 maja zadebiutuje w zawodowym MMA i robi wiele, by nie zawieźć oczekiwań kibiców. Dzięki analizie włosów naukowcy na bieżąco oceniają stan odżywienia jego organizmu, a dietetyk dobiera mu spersonalizowaną dietę. Kluczowy dla Damiana jest odpowiedni poziom żelaza (wydolność organizmu) i cynku (testosteron – budowa i regeneracja mięśni). Żelazo dostarcza mięso, cynk jadłospis bogaty w kasze i nasiona.
Bańki
Wyobraźcie sobie, że starą, sprawdzoną metodę naszych babć niektórzy porównują do stosowania meldonium, czyli środka, którego przyjmowanie zniszczyło karierę Aleksandrowi Powietkinowi. – Masaż polegający na zasysaniu poprawia cyrkulację i ogóle samopoczucie, przeciwdziała zakwasom i skurczom, nasze mięśnie regenerują się szybciej. Innymi słowy, faktyczny efekt takich zabiegów nie różni się od zażywania zakazanego środka – powiedział w czasie igrzysk w Rio prezenter rosyjskiej telewizji Rossija 24.
Dzień wcześniej stosujący terapię bańkową Michael Phelps zdobył swój dziewiętnasty złoty medal. To był wymarzony powrót Amerykanina po kilku latach nieobecności na pływalni. Uwaga obserwatorów, tak mocno jak na osiągach biologicznego fenomenu, skupiła się na okrągłych, sinych plamach na jego ciele. – My, Amerykanie, traktujemy ten zabieg jak saunę, czy masaż – wyjaśniał rekordzista olimpijski.
Dziennikarze spoza Rosji, zamiast debatować nad legalnością baniek, pisali o efekcie placebo i nowym krzyku mody po opaskach, plastrach i taśmach. Plamami po bańkach chwalił się nie tylko Phelps, ale i Natalie Coughlin oraz wielu amerykańskich lekkoatletów. Dodajmy, że USA wygrało klasyfikację medalową igrzysk, zdobywając prawie dwa razy tyle krążków, co druga Wielka Brytania.
Cudowne łożysko
Czołowi sportowcy dawnej Jugosławii korzystają z pomocy Marijany Kovacević. Oczywiście, o ile rozchwytywana znachorka znajdzie dla nich czas.
Kovacević wierzy w cudowne właściwości końskiego łożyska. Wykonuje z niego autorski żel, który wmasowuje w skórę pacjenta używając wałka. – Proces działa nieinwazyjnie i nie wykazuje żadnych reakcji alergicznych. Po terapii wyniki testów dopingowych na obecność niedozwolonych substancji w krwi i moczu są ujemne. Wszystkie substancje stosowane przy zabiegu są całkowicie naturalne – broni swojej pracy kobieta nieposiadająca wykształcenia medycznego.
Serbska cudotwórczyni stawiała na nogi bałkańskie drużyny koszykarzy i szczypiornistów. Pod wielkim wrażeniem jej działalności jest Rafael Benitez. Kiedy trenował Liverpool, mówił: – Uważam, że zatrudniając ją, będę miał takiego asa w rękawie, że z łatwością prześcignę rywali w walce o tytuł. Po prostu zminimalizuje liczbę kontuzji.
Spacer po rozżarzonych węglach
Każdy ma swoją ścieżkę zdrowia. Jeżeli wam także spacer po rozgrzanym do 500-700 stopni podłożu kojarzy się z mało wybrednym obozowych chrztem, musicie wiedzieć, że Mauricio Pochettino zahartował w ten sposób w Southampton Rickie Lamberta i Luke’a Shawa. – To było coś w stylu: umysł ponad materią. Po czymś takim wiedziałeś, że nic gorszego w trakcie sezonu już cię nie spotka – opowiadał o niekonwencjonalnej metodzie trenera Lambert. Praca z Argentyńczykiem zapewniła mu transfer do Liverpoolu. Pocchetino po rozżarzonych węglach zawsze spacerował jako pierwszy, dając przykład podopiecznym.
To stary zwyczaj kultur pierwotnych. Zdaniem specjalistów, chodzenie po ogniu jest jednym z najbardziej efektownych i skutecznych narzędzi motywacyjnych. W wielu miejscach na świecie stanowi atrakcję turystyczną. Jakim cudem krótkotrwały kontakt stopy z rozżarzonym węglem nie wywołuje dotkliwych poparzeń? Węgiel słabo przewodzi ciepło, poza tym na skutek wysokiej temperatury pocą nam się stopy. Ciepło zużywa się na odparowanie wilgoci i nie wnika w skórę.
Picie krwi
Dracula musiał pić świeżą krew wziętą od żyjącego stworzenia, ponieważ on sam był martwy. Sugar Ray Robinson był w pełni sił witalnych, kiedy zdecydował się na eksperymentalną terapię. Podczas konferencji prasowej w przeddzień pojedynku z Jake’m LaMottą, jak gdyby nigdy nic, sączył sobie gęsty czerwony płyn. Dokładnie krew byka. Dlaczego akurat jego, a nie używanej przy produkcji czerniny krwi kury, królika, gęsi lub kaczki? Hipoteza pierwsza, niepotwierdzona – Robinson cierpiał na chorobę krwi i zaufał pradawnym wierzeniom jakoby krew bydła miała w takim przypadku działanie lecznicze. Hipoteza druga, prawdopodobna – pięściarz toczył wojnę psychologiczną z krewkim LaMottą, którego nazywano „Wściekłym Bykiem”.
Tak czy inaczej, zastosowana metoda przyniosła oczekiwany efekt. Krwiopijca pokonał oponenta. Bilans wszystkich starć obu panów to 5:1 dla Sugar Raya.
…i moczu
Picie uryny stosowane jest od pokoleń w rodzinie Lyoto Machidy – byłego czempiona organizacji UFC w wadze półciężkiej. Brazylijski zawodnik japońskiego pochodzenia tuż przed mistrzowskim pojedynkiem na UFC 98 zszokował sportowy światek: – Ludzie myślą, że to żart, ale tak. Mój ojciec robi to cały czas i nauczył nas tego. Piję swój mocz każdego dnia rano. To dla mnie naturalna medycyna. W momencie wypowiadania tych słów, Machida był niepokonanym wojownikiem, który zdecydowaną większość walk kończył szybko i w spektakularny sposób.
Zwolenników urynoterapii nie brakuje. Podkreślają oni, że mocz jest płynem sterylnym, naturalnym i w 100% bezpiecznym. Zawiera mnóstwo witamin i mikroelementów niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu. – Przyjmujesz minerały, robisz sobie witaminowe zastrzyki i każdego dnia pozbywasz się tego dobra w łazience. Dlaczego nie wprowadzić go z powrotem do organizmu? – pytał dziennikarzy znakomity meksykański pięściarz Juan Manuel Marquez.
Problem w tym, że z moczem wydalany jest np. nadmiar witaminy C. I dlatego właśnie mówi się, że nie można jej przedawkować. Nasz organizm wie, co robi.
Seks to zdrowie
Pięściarze i kolarze przez kilka dni/tygodni przed startem unikają seksu. Przedstawiciele wielu innych dyscyplin nie widzą jednak nic złego w szybkim numerku w przerwie zawodów. Dość powiedzieć, że sportowcy w wiosce olimpijskiej mają do dyspozycji grubo ponad 100 tys. prezerwatyw. Średnia? Nawet 15 gumek na osobę.
Czasami od wysokiego poziomu testosteronu ważniejsze jest nasze dobre samopoczucie, a seks to tony endorfin. Podczas gdy Krzysztof „Diablo” Włodarczyk wyprowadzał się z domu, by uniknąć niebezpiecznych zbliżeń z żoną, trener Palermo Serse Cosmi puszczał podopiecznym w autokarze filmy pornograficzne. Piłkarze oglądali je każdorazowo w drodze na stadion. Cosmi uważał, że wspólne oglądanie porno tworzy znakomitą atmosferę i motywuje zawodników. Jak? Przypomina się tu wymowna scena z komedii „Wieczny student”. Van Wilder zawiedziony postawą szkolnych koszykarzy wpada do szatni i rozpoczyna swój monolog: – Panowie, organizuję wieczorem imprezę. Ale tylko dla zwycięzców. Dziewczyny już zapowiedziały, że jeśli nie dokopiecie tym z Richmond, to one pójdą się bawić z nimi.
…i alkohol też?
„Pijany Kowal jest lepszy niż…” – nie muszę kończyć, znacie to na pewno. Chodzi generalnie o gloryfikację talentu. Najlepsze, że zdarzali się trenerzy, którzy powyższe zdanie odbierali literalnie. Przykładów nie brakuje, podam dwa:
– Brian Clough
Będąc menadżerem Nottingham Forest zachęcał swoich zawodników do ostrej popijawy, uwaga, dzień przed meczem! Szeptano, że zamykał podopiecznych w szatni z kilkoma beczkami piwa. Ci, zalani, kolekcjonowali trofea.
– Jerzy Rybicki
– Być może, gdybym ci dał drinknąć przed walką, to zdobyłbyś medal – miał powiedzieć do Dariusza Snarskiego po jego pechowej porażce pięściarza z Marco Rudolphem na igrzyskach w Barcelonie. – Mnie alkohol pomagał. Byłem szybszy, pewniejszy. A że miałem zawsze wydolność konia, to i z regeneracją nie było problemu – wyjawił lata później „Snara”.
Psychologia strachu
Uciekaliście kiedykolwiek przed wściekłym bulterierem? Na pewno widzieliście taką scenę w bajkach. Jak reaguje goniona postać? Dostaje turboprzyspieszenia, z żółwia zmienia się w strusia pędziwiatra. Na podobny efekt liczył Ali Daei, szkoleniowiec irańskiego Naft Tehran Football Club. Były piłkarz Bayernu urządzał swoim piłkarzom długie przebieżki po pustyni. Poganiał ich jadąc na koniu.
Podobnie jak nie chcemy stracić życia, zdrowia, wolelibyśmy zachować pieniądze. Z tego założenia wyszedł trener reprezentacji Bahrajnu, który wychował bramkarza o rzadko spotykanym refleksie. Jak mu się to udało? Zamiast bramki za plecami chłopaka postawił drogocenne, terenowe auto. Zawodnik, nie chcąc go uszkodzić, bronił niemal każdy ze strzałów napastników. A te padały co sekundę. Ciężko o wywołanie większej koncentracji.
HUBERT KĘSKA