Reklama

Runmageddon nam nie straszny! Weszło na końcu świata nudnych biegów

redakcja

Autor:redakcja

16 maja 2017, 15:08 • 9 min czytania 10 komentarzy

Gdy na metę wbiegają kolejni uczestnicy, naprawdę ciężko ocenić, czego jest więcej. Błota na ich ciałach, czy może satysfakcji bijącej z twarzy każdej następnej osoby przekraczającej linię mety. Bo doprawdy trudno porównać jakiekolwiek uczucie z tym, kiedy na twoją szyję zakładana jest bandana i medal dowodzące, że udało się wyjść zwycięsko z walki z głosem z tyłu głowy podpowiadającym „nie dasz rady”. Wiemy, bo w miniony weekend doświadczyliśmy tego na własnej skórze. Razem z ponad czterema tysiącami ludzi ukończyliśmy wrocławski Runmageddon.

Runmageddon nam nie straszny! Weszło na końcu świata nudnych biegów

***

– Jak najlepiej przygotować się do tego, co mnie czeka na trasie? – pytała mnie jakiś czas temu znajoma, która w Runmageddonie biegła po raz pierwszy.

Odpowiedź jest prosta, choć strzelam, że gdy ją usłyszała, nie była szczególnie usatysfakcjonowana. – Tak w zasadzie, to nie da się na to przygotować.

Jasne, warto zamknąć się na dłużej na siłowni, choćby po to, by wzmocnić ręce przydatne podczas pokonywania ścian, na które należy się wgramolić czy lin, na które trzeba się wspiąć. Nie przeszkodzą dodatkowe serie przysiadów, żeby poprawić wyskok, a przy okazji zapewnić sobie pewniejsze lądowanie przy zeskakiwaniu z przeszkód. Zdecydowanie egzamin zdadzą także kilometry pokonane na bieżni czy rowerze, dzięki którym przebiegnięcie trasy od przeszkody do przeszkody zajmie możliwie jak najmniej czasu.

Reklama

Tylko że tak naprawdę opanowując każdą z tych sztuk do perfekcji, i tak można w którymś momencie potrzebować pomocy, a i bez tego wszystkiego da się Runmageddon ukończyć. Bo to, co odróżnia RMG od tradycyjnych biegów, to atmosfera na trasie. Atmosfera współpracy, która sprawia, że każde obawy pod tytułem „czy dam radę”, zostają rozwiane już przy pierwszej przeszkodzie.

IMG_2235

Przy każdej ścianie, linie, poręczy i jakiejkolwiek innej trudności, zawsze znajdzie się ktoś, kto poda rękę, da „nóżkę” czy weźmie na barana. Zaangażowanie się w pomoc ma zresztą bardzo wymierne korzyści. Nigdzie nie będziecie mieli okazji bezkarnie złapać za tyle wysportowanych tyłków w tak krótkim czasie.

Zrzut ekranu 2017-05-16 o 14.39.39

***

Oczywiście ściany – jedna wyższa od drugiej, aż do ostatniej, mierzącej około trzech metrów – to jedne z wielu przeszkód typowo sprawnościowych. Ale pomiędzy nimi spotyka się też wiele „mentalnych”. Jak na przykład kontener wypełniony wodą z ogromnymi bryłami lodu jako jeden z ostatnich stopów przed finiszem.

Reklama

– Staramy się trasę ułożyć tak, żeby na końcu dać rzeczy, których pewnie część osób na początku by nie zrobiła. Ale skoro udało im się pokonać wcześniejsze problemy, to dlaczego mieliby nie dać sobie rady, gdy skala trudności idzie w górę? – pyta w rozmowie z nam Jarosław „Jaro” Bieniecki, pomysłodawca i prezes Runmageddonu.

Z „Jarem” rozmawialiśmy jeszcze przed biegiem, więc mieliśmy szansę sprawdzić prawdziwość postawionej przez niego tezy. Oczywiście już po drodze do finiszu mamy szansę zaliczyć kilka ciężkich walk z przeszkodami i samym sobą:

Zrzut ekranu 2017-05-16 o 14.54.04Ściana prosta.

Zrzut ekranu 2017-05-16 o 14.53.44Ściana nie-tak-do-końca-prosta.

Zrzut ekranu 2017-05-16 o 14.55.49Mokry sen wulkanizatora.

Zrzut ekranu 2017-05-16 o 14.47.47Magiczna sztuczka: wchodzisz czysty, wychodzisz brudny. Tzw. odwrotny efekt z reklam proszków do prania z Chajzerem.

Zrzut ekranu 2017-05-16 o 14.51.26Małpi gaj w wersji „motoryzacyjnej” znany też jako mokry sen wulkanizatora 2.

Ale faktycznie, końcówka trasy to była już prawdziwa jazda bez trzymanki. Na dobry początek czołganie się w błocie. Pod drutem kolczastym. Pod górkę. Później przeszkoda znana uczestnikom jako „Indiana Jones” (jej testy przed biegiem wrzucamy w filmiku kawałek dalej), kilkumetrowa ściana, na którą trzeba wejść po mocno już ubłoconej w naszej serii linie.

Dalej?

IMG_2199Wspomniana „Lodowa”…

IMG_2263…inspirowany programami typu „Ninja Project” małpi gaj…

IMG_2268…starcie z drużyną futbolu amerykańskiego…

IMG_2278…i wreszcie przejście po bramie z łańcuchów.

Wszystko to na przestrzeni ledwie kilkuset metrów, już pod samymi trybunami.

– Pracujemy też nad tym, żeby i dla kibiców być atrakcyjnymi. Spora ich część przychodzi później do nas z chęcią, by zapisać się na kolejne wydarzenia. Umyślnie stawiamy na terenie miasteczka sporo spektakularnych przeszkód, żeby ludzie mogli poczuć atmosferę biegu, jego esencję. Emocje ludzi na przeszkodach są prawdziwe, to nie jest telewizja czy serial.

A jednak, mimo że wcześniej zostali na zmęczeniu, na do widzenia (bo mało kto po ukończeniu Runmageddonu mówi, że to był jego ostatni raz) kompletnie przeorani, na twarzy mało którego zawodnika można się dopatrzyć oznak niezadowolenia. Rozcięta skóra czy siniaki na nogach bolą dopiero, gdy zejdzie adrenalina. A ta – wierzcie nam lub nie – utrzymuje się jeszcze przez kilka ładnych godzin, co najlepiej widać na zdjęciach ze „ścianki” zaraz po ukończeniu biegu.

Tak naprawdę mało kto ma ochotę wtedy zawijać się do domu. Wielu zostaje dopingować kolejnych ludzi, często nieznajomych czy poznanych dopiero na trasie. Bo wiedzą, jak wiele znaczą ich rady, okrzyki i słowa otuchy kiedy pokonuje się trzydziestą-którąś przeszkodę.

***

–  56 organizacji robi biegi przeszkodowe w Polsce w tym momencie, w zeszłym roku było 157 takich imprez. Z czego my zorganizowaliśmy 26, czyli około 1/6. Jednocześnie mieliśmy grubo ponad połowę uczestników, czyli frekwencja na naszych biegach jest absolutnie nieporównywalna z niczym innym. Teraz, we Wrocławiu, mamy trzecią imprezę w ciągu miesiąca, kiedy przepuściłem przez trasę Runmageddonu trzynaście tysięcy ludzi. Więcej, niż którykolwiek organizator przepuścił w ciągu całego roku – chwali się Bieniecki, który dla Runmageddonu rzucił świetnie płatną pracę w dużej firmie e-commerce, gdzie miał pod sobą grupę kilkudziesięciu osób, a także sprzedał mieszkanie, które dostał w spadku po babci.

IMG_1432Jarosław „Jaro” Bieniecki, prezes Runmageddonu

On jednak daleki jest od nazywania tego poświęceniem. Woli słowo zaangażowanie. I faktycznie – zaangażował się na całego, bo nie tylko zorganizował największą serię biegów przeszkodowych w Polsce, ale też wydarzenie, w którym sam chętnie uczestniczy. – Mamy 32. edycję, ja startowałem w 27. Był taki czas, że jeszcze miałem lepszą formę niż teraz i w serii organizatorów na Służewcu pobiegłem trasę w 37 minut, podczas gdy zwycięzca miał 39 minut.

Zbudował też wokół swojego eventu całą markę. Bo Runmageddon to coś więcej niż ekstremalnie trudny bieg, którego nazwa – nieprzypadkowo – kojarzy się z armagedonem. To prężnie działająca firma, której przychód to już nie tylko pieniądze od sponsorów i uczestników, ale też linia odzieży, skrojonej pod start w biegu oraz wypuszczony ostatnio przez firmę Salomon (kto biega, ten wie, że jedną z czołowych w segmencie biegów trailowych) model buta zaprojektowany we współpracy z RMG.

Znakiem rozpoznawczym imprezy są jednak, były i prawdopodobnie będą już zawsze przeszkody.

– W Gliwicach na hałdach jako pierwsi na świecie zrobiliśmy dwustumetrową tyrolkę kilka metrów nad ziemią. Rewelacyjna przeszkoda. Stworzyliśmy tam na hałdach też basen 14×8 metrów, na którym zbudowaliśmy tzw. „Dużego Indianę Jonesa”, czyli górkę, z której na linie człowiek się buja i wpada do wody. Coś niesamowitego. Mamy zasadę, że na każdym evencie dostawiamy przynajmniej jedną nową. Czasami więcej niż jedną. Inspirujemy się też innymi dyscyplinami, programami telewizyjnymi jak Ninja Project. W mojej głowie zrodziła się idea, żeby robić najlepsze jakościowo biegi przeszkodowe na świecie. Na rynku – tym światowym właśnie – jest kilka firm, które robią to z podobnym przytupem, aczkolwiek przeszkody mamy na najwyższym poziomie, oznaczenie trasy też takie, jakiego nie robi nikt inny na świecie.

Przed biegiem każda, szczególnie jeżeli powstaje na potrzeby tego jednego eventu, musi być przede wszystkim dokładnie sprawdzona. Od strony uczestnika wygląda to tak: “O, tutaj wykopali rów i zalali go wodą, tutaj powiesili linę, a tu drabinkę”. Od strony organizatora – nieco inaczej. „Jaro” ze swoją ekipą musi być na miejscu biegu już tydzień wcześniej, żeby każdą przeszkodę najpierw zamontować, a później – bardzo dokładnie sprawdzić. Czy wytrzyma, gdy naraz znajdzie się na niej kilkanaście osób? Czy jej przepustowość będzie odpowiednia, by podczas biegu się nie korkowała?

***


Kolejny ciężki dzień w pracy. Tutaj przeprowadzane w pocie czoła testy “Indiany Jonesa”.

***

No i aspekt absolutnie najważniejszy – czy nie przekroczy cienkiej granicy pomiędzy sprawdzeniem woli walki i charakteru, a ryzykiem zrobienia sobie poważnej krzywdy.

– Przy kilku tysiącach uczestników nie możemy sobie pozwolić na takie zagrożenie. Jak jest druga kontuzja na danej przeszkodzie, to ją wyłączamy. Bierzemy pod uwagę to, że my też nie wiemy wszystkiego. Może jakieś warunki terenowe, wcześniejsze przeszkody, pogoda mogą powodować to, że na jakiejś przeszkodzie generują się kontuzje. Wtedy odpuszczamy  tłumaczy Jaro. – Zrezygnowaliśmy też między innymi z przeszkody prądowej, bo zbyt wiele osób twierdziło, że to przeszkoda, która generuje ból, a nie dodatkowe trudności.

Bieniecki mówi nam, że procent osób, które Runmageddon kończą z kontuzjami jest naprawdę niski. Te poważniejsze to mniej niż 0,1% ludzi biorących udział w biegu, te mniej poważne – mniej niż 1%.

***

Jednym z działań obliczonych na to, by zapobiec kontuzjom jest oczywiście rozgrzewka. Jak na nazwę biegu nawiązującą do armagedonu przystało, równie mordercza, co sam bieg. Za jej przeprowadzenie odpowiada Rafał „Walles” Lasota. Potrójny weteran Runmageddonu z ubiegłego roku, a więc gość, który ukończył po trzy razy każdy z trzech głównych dystansów biegu – Rekruta (6 km), Classica (12 km) i Hardcore’a (21 km). Gwoli ścisłości – oprócz nich można też pobiec 3-kilometrowy bieg Intro, a także gratka dla prawdziwych harpaganów – ponad 40-kilometrowy RMG Ultra.

Na pierwszy rzut oka można o „Wallesie” powiedzieć dwie rzeczy. Jedna – że to dzik, co nie ulega żadnej wątpliwości. Druga – nie chciałbyś go spotkać w ciemnej uliczce. Chyba że idzie z tobą, wtedy możecie się zapuścić nawet w najbardziej parszywe dzielnice swojego miasta. Trzeciej – że dysponuje głosem o sile porównywalnej do siły rąk – dowiadujesz się chwilę po tym, jak zaczynasz dogrzewać mięśnie. Przerywasz na chwilę, żeby zawiązać sznurowadło? Zjebka. Robisz nie dość głęboki przysiad? Zjebka. Odstajesz tempem przy burpeesach? Zjebka.


– Skacz! Skacz! Skacz! Nie zamulaj! Nie śmiej się! To początek!

Oczywiście wszystkiemu towarzyszy ciągłe puszczanie oczka do tych, którzy pewnie podobnego wycisku jeszcze przed ustawieniem się w blokach startowych się nie spodziewali. No, ci, którym „Walles” zwracał uwagę mogą mieć ewentualnie w tym temacie nieco inne zdanie.

***

Runmageddon to jednak nie tylko impreza biegowa dla dorosłych, bowiem od jakiegoś czasu głównym seriom towarzyszą także tory przeszkód pod szyldem Runmageddon Kids, gdzie przedsmak walki na trasie za kilka lat dostają dzieciaki. Którym zwykle przechodzenie na czworakach ciemnych tuneli, wspinanie się na – oczywiście odpowiednio niższe – ściany czy przedzieranie się przez pajęczą sieć daje ogromną frajdę. No i zaszczepia w nich sportowego bakcyla. Nikt z organizatorów nie mówi tego wprost, ale dorzucając do spektrum atrakcji rywalizację wśród dzieci, hodują sobie kolejne pokolenie uczestników. I sprawiają, że również za kilka lat nie zabraknie chętnych, by zmierzyć się z Rekrutem, Classikiem, Hardcorem, a kto wie – może także biegiem Ultra.

IMG_2200 2

***

My wiemy już na pewno, że to zdecydowanie nie nasz ostatni start na trasie oznaczonej charakterystyczną, żółto-czarną taśmą, reklamowanej u początków imprezy jako „koniec świata nudnych biegów”. A jeżeli komuś mimo wszystko nadal trudno jest zrozumieć fenomen zawodów, w których dajemy się sponiewierać i ubłocić od stóp do głów, sposób na zmianę optyki jest tylko jeden.

Stanąć na starcie.

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Weszło Extra

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

10 komentarzy

Loading...