W UEFA postanowili pobawić się w litościwych wujków i tym samym na sędziego najważniejszego meczu roku wybrano Felixa Brycha. Dokładnie tego samego, który uznaje bramki widmo, a tydzień temu w meczu Borussii Dortmund z Hoffenheim wypracował sobie łatkę największego parodysty sezonu wśród sędziów. Nie mamy żadnych wątpliwości, że ten gość musi mieć hiszpańskie korzenie, bo idealnie pasowałby do poziomu tamtejszych arbitrów.
No ale jakiś powód musieli mieć, żeby go wybrać. Być może ktoś z UEFA chciał zrobić wszystkim na przekór i postawił na sędziego, który wraz ze swoim zespołem był najgorszy w ostatniej kolejce we wszystkich najmocniejszych ligach? A może motywacja była taka, że przecież nie ma szans, by w tak krótkim czasie ten sam człowiek odwali znowu to samo? Trzeba przyznać, że może i jest w tym trochę racji, bo chyba nawet sam Brych nie byłby w stanie powtórzyć swoich ostatnich wyczynów. Przypomnijmy:
1. Na początek błąd asystenta: Marco Reus strzela bramkę z półtorametrowego spalonego. Bramka oczywiście uznana. Trener Hoffenheim Julian Nagelsmann określił to trafienie wygraną w karty:
2. Chwilę później Brych podyktował karnego za zagranie ręką Kaderabeka. Co prawda ręka może i była, ale wcześniej to piłkarz Borussii również pomagał sobie ręką i akcja już wtedy powinna być przerwana.
3. Przed przerwą popis dał jeszcze asystent, który gwizdnął spalonego z powietrza i sytuacja sam na sam Kramarica została niesłusznie przerwana.
4. Oczywiście o gwizdnięciu karnego, kiedy Sandro Wagner był przewracany w polu karny, też nie było mowy:
Co ważne, mecz był o bardzo dużą stawkę, ponieważ decydował o tym kto zagra w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów bez męczenia buły w eliminacjach. Przed tym spotkaniem Hoffenheim zajmowało 3. miejsce i miało jeden punkt więcej od drużyny z Dortmundu. A dziś to Borussia ma dwa oczka przewagi, a do końca pozostały już tylko dwie kolejki…
Całe spotkanie zostało w niemieckich mediach przedstawione jako jedno z najgorzej sędziowanych w ostatnich latach. Co ciekawe, błędy Brycha były na tyle widoczne, że nawet Tuchel przyznał o korzyściach, jakie z tego powodu uzyskała jego drużyna: – Oczywiście, że skorzystaliśmy na błędnych decyzjach sędziego. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Ale od samego początku graliśmy znakomicie w defensywie i to był klucz do wygranej.
Dyrektor sportowy Hoffenheim w bardzo ironiczny sposób stwierdził, że w tym meczu brakowało tylko tego, żeby ktoś wyciął dziurę w siatce podczas przerwy. I chyba celniej nie dało się tego skomentować, bo w Niemczech wciąż wszyscy pamiętają, jak Brych uznał bramkę widmo w meczu Hoffenheim-Bayer Leverkusen:
A może w UEFA uznali, że Niemiec myli się tylko na niekorzyść “Wieśniaków”, a skoro ich nie ma w finale Ligi Mistrzów, to spokojnie może poprowadzić to spotkanie?