– Mam usiąść i płakać? Przystawić sobie pistolet do głowy i pociągnąć za cyngiel? Żalić się, że po pewnych zaniedbaniach jesteśmy dziś w ciemnej dupie? Nie, zakasujemy rękawy i nadal pracujemy – motywował polskich szczypiornistów przed meczem ostatniej szansy Tałant Dujszebajew. Ci pozbierali się po tęgim laniu w Mińsku i dziś pokazali serce. Po zaciętym meczu zremisowaliśmy z Białorusią 27-27, ale… ten remis nic nam nie daje. Po raz pierwszy od 18 lat najprawdopodobniej zabraknie nas w mistrzostwach Starego Kontynentu.
Polska jak Łotwa, Szwajcaria i Belgia. W hokeju? Super. W piłce nożnej? Spoko. W szczypiorniaku? Katastrofa. W trzech spotkaniach eliminacji mistrzostw Europy Biało-Czerwoni zdobyli tyle punktów, co wyżej wymienione reprezentacje. Okrągłe zero. My, z multimedalistami mistrzostw świata i zwycięzcami Ligi Mistrzów w składzie.
Wysokie porażki z Serbią, przeciętnymi Rumunią i Białorusią spowodowały, że kolejne potknięcie ekipy Dujszebajewa oznaczało przełomowe wydarzenie w historii polskiej piłki ręcznej. Reprezentacja po 10 latach corocznej obecności na wielkich imprezach, niespodziewanie powiedziałaby „pas”. Co gorsza, o ile brak naszych na igrzyskach w Londynie można było traktować jako wypadek przy pracy, to teraz nie możemy mówić o żadnym przypadku. Ogłośmy to oficjalnie: nie wykorzystaliśmy szansy, jaką dało nam pokolenie Bogdana Wenty. Po kończących powoli swoją przygodę z kadrą Bieleckim, Jureckim i Jachlewskim pozostanie spalona ziemia, a przepowiednie sceptyków, że kadra pojedzie na igrzyska olimpijskie do Tokio, ale w 2050 roku, stały się aktualne jak nigdy.
– Jeżeli nie zakwalifikujemy się do finałowego turnieju, trener Dujszebajew musi odejść – grzmiał przed starciem z Białorusią brązowy medalista mistrzostw globu z 1982 r. Marek Panas (wszystko wskazuje na to, że tak się stanie, zaraz po meczu Dujszebajew zapowiedział, że poda się do dymisji). – Reprezentacja zrobiła straszny zjazd, ale pretensji nie można mieć tylko do selekcjonera, bo teraz czkawką odbijają się wieloletnie zaniedbania związku w kwestii szkolenia. Obecnie nie mamy kim grać.
Sprawdźmy. Najwięcej bramek z Rumunią? 35-letni Bielecki. Z Serbią? Znów „Kola”. Kto jest najskuteczniejszy, kiedy on nie domaga? Skrzydłowi, w tym Mateusz Jachlewski, który pamięta jeszcze chętnie wspominane przez kibiców mistrzostwa w Niemczech. Na kim spoczywał ciężar gry? Oczywiście na Michale Jureckim (w Orlen Arenie gracz meczu), od dyspozycji którego zależy całościowe wrażenie, jakie zostawia po sobie kadra. Nowa generacja? Kusa cechuje brutalność (dzisiaj niebieska kartka, po wyjątkowo perfidnym faulu na Kułaku) i to tyle, jeśli porównywać go z Siódmiakiem. Gębala? Jedynie przez kolor włosów można pomylić go z Bieleckim.
W dzisiejszym spotkaniu tego ostatniego, ze względu na kontuzję, zabrakło na parkiecie. Przez większą część rewanżu z Białorusinami goniliśmy wynik, nie oszczędzając przy tym kości. Niezrażeni niepowodzeniami reprezentantów kibice w Płocku dodali naszym skrzydeł. Co przyniosła nam determinacja? Przerwaliśmy wstydliwą serię. Bardziej tylko niż aż.
Niespełna rok temu otarliśmy się o medal igrzysk, w 2015 wyszarpaliśmy brąz w Katarze. Może po prostu nie potrafimy już wygrywać „na luzie jedną”.
HK