Obecność AS Monaco w półfinale Champions League trzeba odbierać jako sporego kalibru niespodziankę. Biorąc pod uwagę mocarstwowe ambicje Manchesteru City wyeliminowanego w 1/8 finału i pucharowe osiągi wyrzuconej za burtę w ćwierćfinale Borussii Dortmund, można wręcz mówić o sensacji. Ale nie pierwszy – i pewnie nie ostatni – raz europejskie puchary pokazują, że od czasu do czasu piszą się w nich podobne, a czasami nawet jeszcze trudniejsze do uwierzenia historie. Zebraliśmy więc 21 tych absolutnie najbardziej szokujących półfinalistów rozgrywek pod egidą UEFA, zagłębiając się w historie takie jak gromiący PSG i eliminujący Manchester United Videoton Szekesfehervar czy niesamowity Hibernian, wbijający Barcelonie w dwumeczu siedem goli. Spokojnie – polskich akcentów również nie brakuje.
21. RWD Molenbeek (Belgia) – Puchar UEFA 1976/77
Od piętnastu lat nieistniejący klub, w latach 70. potrafił dokonywać w pucharach kolejnych wielkich rzeczy. Zaczęło się niepozornie, od wyeliminowania Wisły Kraków Kapki, Nawałki czy Kusto, ale później było już tylko ciekawiej. Na drodze Belgów, którzy zaledwie raz w historii byli mistrzami kraju, znaleźli się – i zostali rozjechani – piłkarze znacznie mocniejszych wtedy kadrowo Schalke (wicemistrza Niemiec w przytaczanym sezonie) czy Feyenoordu (wtedy czwartego w Eredivisie). Odpadli dopiero będąc o krok od finału, po dwóch remisach z Athletikiem Bilbao.
20. Vicenza (Włochy) – Puchar Zdobywców Pucharów 1997/98
Młodszym kibicom Francesco Guidolin będzie się kojarzył z fatalnym startem sezonu Swansea, ewentualnie z naprzemiennym zatrudnianiem i zwalnianiem go w Palermo. Starsi jednak będą pamiętać, że miejscem, gdzie wybił się do naprawdę wielkiego futbolu, była Vicenza. Tam przez cztery lata z niczego stworzył drużynę, która była w stanie zajść aż do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, gdzie była o jednego gola od wyeliminowania londyńskiej Chelsea, zespołu z Danem Petrescu, Gianlucą Viallim, Gianfranco Zolą czy Roberto Di Matteo. Wcześniej z kolei zespół, który w tym samym sezonie znalazł się o włos od spadku z Serie A (1 punkt przewagi nad 15. Brescią Calcio), potrafił jednak przekonująco eliminować i Rodę Kerkrade, i Szachtara Donieck, i Legię Warszawa.
19. Spartak Trnava (Czechosłowacja) – Puchar Europy 1968/69
Na oficjalnej stronie Spartaka Trnava, w zakładce „historia”, lata 1968-69 są tymi, które zasłużyły sobie bodaj na najwięcej wzmianek. A to dlatego, że właśnie wtedy ten zespół osiągnął historyczny sukces – zaszedł aż do półfinału Pucharu Europy, a więc dzisiejszej Ligi Mistrzów. Czechosłowacy zaczęli od mocnego uderzenia – odrobili 1:3 z Bukaresztu i z kwitkiem odprawili Steauę, później już awansowali w znacznie spokojniejszych okolicznościach. Finów z Reipas Lahti ograli w dwumeczu 16:2 (!), AEK Ateny – 3:2, ani przez moment jednak w dwumeczu nie doznając sytuacji, w której wynik dawałby awans Grekom. Nie udało się awansować dopiero, gdy w półfinale na drodze stanął Ajax Rinusa Michelsa z Johanem Cruijffem na czele. A i wtedy było blisko, bo po 49 minutach rewanżu udało się odrobić dwie z trzech bramek przywiezionej z Holandii straty.
18. MTK Budapeszt (Węgry) – Puchar Zdobywców Pucharów 1964/65
Droga MTK Budapeszt do finału była jedną z najbardziej niesamowitych, z jaką Puchar Zdobywców Pucharów miał do czynienia. Z odrabiania strat Węgrzy uczynili sztukę – najpierw w drugiej rundzie przywieźli sobie wynik 0:1 z Zwickau, by w meczu u siebie z Motorem zwyciężyć 2:0, później – już w półfinale – z Glasgow wrócili z trzybramkowym bagażem, samemu nie strzelając Celtikowi choćby jednej bramki. A jednak u siebie MTK, w składzie między innymi z późniejszym szkoleniowcem Szombierek Bytom Mihalym Vasasem, potrafiło ograć bardzo mocnych wtedy Szkotów aż 4:0. Straty odrabiali też w finale, gdzie do przerwy przegrywali ze Sportingiem Lizbona 1:2, by ostatecznie zakończyć mecz na Heysel wynikiem 3:3. W powtórce w Antwerpii ten wyczyn powtórzony już jednak nie został – Węgrzy przegrali 0:1 i stracili szansę na pierwsze – i jedyne – europejskie trofeum w swojej historii.
17. Waregem (Belgia) – Puchar UEFA 1985/86
Paolo Maldini, Paolo Rossi, Mauro Tassotti, Ray Wilkins i cała plejada gwiazd Milanu w 1985 roku nie potrafiła pociągnąć swojej pucharowej przygody aż do wiosny. Dała się bowiem wyeliminować sensacyjnemu półfinaliście UEFA Cup, zespołowi Waregem. Wygraną w ćwierćfinale z Hajdukiem Split można jeszcze rozpatrywać w ramach wyniku możliwego do przewidzenia, ale że Belgowie pokonają 3:2 w dwumeczu włoską potęgę? Bez szans. A jednak się udało. Za mocna okazała się dopiero w półfinale niemiecka Kolonia, nie pozostawiając Waregem złudzeń i wygrywając w dwumeczu 7:3.
16. CFKA Sredets Sofia (Bułgaria) – Puchar Zdobywców Pucharów 1988/89
CFKA, klub utworzony na gruzach CSKA Sofia, nie zajęło dużo czasu pozamiatanie w lidze bułgarskiej, jednak by wszyscy mogli docenić klasę drużyny, jaką zbudowano w stolicy kraju wokół niesamowitego Christo Stoiczkowa, potrzebny był znaczący sukces na arenie międzynarodowej. Ten przyszedł jeszcze nim zdążyły upłynąć lata 80. Stoiczkow nie mógł wymarzyć sobie lepszej okazji do promocji swoich ponadprzeciętnych umiejętności, niż przeciwko dream teamowi Johanna Cruijffa, wielkiej Barcelonie. I choć CFKA odpadło w półfinale z zespołem ze stolicy Katalonii, już kilka dni po spotkaniu na stole prezesa klubu z Sofii znalazła się oferta transferowa dla Stoiczkowa, z Barcelony właśnie. Mimo że Barca wygrała w dwumeczu aż 6:3, Bułgar skradł piłkarzom Blaugrany show i przyklepał sobie angaż u hiszpańskiego giganta.
15. Górnik Zabrze (Polska) – Puchar Zdobywców Pucharów 1969/70
Olympiakos Pireus, Glasgow Rangers, Lewski Sofia. Na Górników nie było w Europie mocnych, mknęli jak pociąg pospieszny do finału Pucharu Zdobywców Pucharów, rozjeżdżając kolejne przeszkody na swojej drodze. Gdy już wydawało się, że w półfinałach ta historia musi dobiec końca, kibice klubu z Zabrza byli świadkami prawdopodobnie najbardziej emocjonującej pucharowej rywalizacji z udziałem polskiego klubu – tej z AS Roma. Tak wspominaliśmy trójmecz z Włochami w jednej z naszych “Kartek z kalendarza”:
Co ciekawe, gdyby tylko Lubański był w lepszej formie strzeleckiej, Górnik w pierwszej odsłonie mógł zamknąć dwumecz i spokojnie wracać do Zabrza. Niestety, jak głosi stare piłkarskie porzekadło niewykorzystane okazje lubią się mścić. Przeciwko takiej potędze jak Roma, zemścić się musiały
Włosi, na nasze nieszczęście, zachowali się jak wytrawny bokser – dali się wyszumieć Górnikowi i pozwolili by po nabojach – z wyjątkiem tego jednego – zostały tylko łuski. Dopiero wtedy wyprowadziła cios w brzuch. Hubert Kostka musiał skapitulować po strzale Elvio Salvoriego. 1:1 i można wracać do Zabrza. Z wynikiem dobrym, a mimo to z uczuciem dużego niedosytu.
Rewanż doprowadził do dodatkowego meczu, gdzie również padł remis. Wtedy właśnie nastąpił legendarny rzut monetą i wybuch radości Stanisława Oślizło. Piękna historia. Kolejna zresztą napisana przez Górników.
Niestety, w finale lepszy okazał się Manchester City. Górnik swój triumfalny marsz zakończył o jeden krok od pucharu.
14. Deportivo Alaves (Hiszpania) – Puchar UEFA 2000/01
Wcale nie tak dawno, bo równo dekadę temu, Hiszpanie niemal zawłaszczyli dla siebie półfinały Pucharu UEFA, wprowadzając do nich trzy zespoły (jedynym rodzynkiem spoza La Liga był wtedy Werder). Espanyol, Osasunę i Sevillę. Czy więc obecność jakichkolwiek Hiszpanów w półfinale, można traktować jako wielką sensację? Tak, jeśli mowa o Deportivo Alaves, którzy w sezonie 2000/01 nie tylko weszli do najlepszej czwórki, ale też rozegrali finał nazywany po dziś dzień jednym z najlepszych w historii europejskich pucharów. Nie bez powodu. 2:0 dla faworyzowanych Anglików już po szesnastu minutach, zmienione w 4:4 gdy sędzia gwizdnął po półtorej godziny grania. Bramka na 5:4 zdobyta przez Liverpool w samej końcówce dogrywki, kończąca piękny sen hiszpańskiego kopciuszka. To wszystko miało swego rodzaju magiczną otoczkę, którą każdemu, kto miał okazję oglądać tamten mecz, do dziś trudno zapomnieć. Jak i drogi Alaves do decydującego starcia: 5:3 z Lillestroem, 4:2 z Rosenborgiem, 4:2 z Rayo Vallecano, 9:2 z Kaiserslautern. Nudy i murowania bramki za wszelką cenę z pewnością nie można im było wtedy zarzucić.
13. Swarovski Tirol (Austria) – Puchar UEFA 1986/87
Jakkolwiek to zabrzmi, klub „FC Swarovski Tirol” powstał… w 1986 roku, a więc tym samym, kiedy pierwszy raz zagrał w europejskich pucharach. I od razu zaszedł w nich aż do półfinału, gdzie uległ późniejszym zwycięzcom IFK Goeteborg. Później klub przejął wybitny trener Ernst Happel, jednak ogromnego, debiutanckiego sukcesu, powtórzyć już nie potrafił. Wtedy to, pod wodzą Felixa Latzke, trenera bez sukcesów, przez jakiś czas jedynie tymczasowego selekcjonera Austriaków, eliminował po drodze do tamtego półfinałowego dwumeczu ze Szwedami: Torino, Spartaka Moskwa czy Standard Liege.
12. Slavia Sofia (Bułgaria) – Puchar Zdobywców Pucharów 1966/67
Tak, ta sama Slavia Sofia, którą Zagłębie Lubin eliminowało w tym sezonie jako pierwszą przeszkodę w europejskich pucharach, tuż przed piękną przygodą z Partizanem zakończoną awansem. Ta właśnie Slavia pół wieku temu wjechała w Puchar Zdobywców Pucharów z drzwiami, futryną i kawałkiem ściany. Trzeba powiedzieć wprost – nie miała najgorszych losowań, bo można było wpaść znacznie gorzej niż na Olympiakos Pireus, Strasbourg czy Servette Genewa, ale nie sposób nie docenić tamtego sezonu Bułgarów. Dość powiedzieć, że akurat w tych latach nie potrafili oni ani razu wygrać krajowej ligi, a największym sukcesem był – dający zresztą przepustkę do Europy – puchar Bułgarii 1966.
11. Waterschei Thor (Belgia) – Puchar Zdobywców Pucharów 1982/83
Wyeliminowani dopiero przez niesamowite wtedy Aberdeen sir Alexa Fergusona Belgowie byliby największą rewelacją tamtych rozgrywek, gdyby nie właśnie Szkoci, którzy potrafili na koniec ograć Real Madryt w wielkim finale. Ale i zespół, którego nazwa kojarzy się raczej z filmem Marvela niż z piłką nożną, był sprawcą ogromnej sensacji, gdy udało mu się wyeliminować w ćwierćfinale Paris Saint-Germain. Legendarnego Safeta Susicia, rekordzistę pod względem asyst dla klubu ze stolicy Francji, a także niesamowitego Dominique’a Rocheteau, strzelającego gole na potęgę reprezentanta kraju, kompletnie wyłączając w wygranym 3:0 rewanżu z gry.
10. Radnicki Nis (Jugosławia) – Puchar UEFA 1981/82
Ledwie sześć lat przed rozpoczęciem najbardziej udanej pucharowej kampanii w dziejach klubu, Radnicki udało się zdobyć pierwsze międzynarodowe trofeum. A i tak był to od dawna nieistniejący i – umówmy się – podrzędny Puchar Bałkanów. Gdy więc ten sam klub pędził bez chwili przystanku prosto do półfinału Pucharu UEFA, można było przecierać oczy ze zdumienia. Nie dało im rady ani Napoli z Ruudem Krolem czy legendarnym Giuseppe Bruscolottim, ani jedna z holenderskich potęg – Feyenoord, ani Grasshoppers czy Dundee United. Tamten sukces miał dla klubu dodatkowy wymiar, bowiem po przegranych półfinałach z HSV zdecydowano, że skoro Radnicki może tak godnie reprezentować Jugosławię w Europie, to warto, by mógł to robić po raz pierwszy w historii przy sztucznym oświetleniu.
9. KSK Beveren (Belgia) – Puchar Zdobywców Pucharów 1979/80
Robert Stevens. Gość nie zasłużył sobie na stronę na Wikipedii, a jednak to właśnie jego bramka pozwoliła KSK Beveren na osiągnięcie największego sukcesu w historii – awansu do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, po uprzednim wyrzuceniu za burtę rozgrywek Interu Mediolan. Interu z późniejszymi mistrzami świata – Bordonem, Bergomim, Altobellim czy Orialim. Włosi nie potrafili dać sobie rady ze sforsowaniem defensywy Belgów, problemy z dokonaniem tego miała zresztą później również Barcelona, która jednak koniec końców potrafiła wbić dwa gole ekipie Beveren i wyeliminować ją tuż przed wielkim finałem.
8. Dinamo Tbilisi (ZSRR) – Puchar Zdobywców Pucharów 1980/81
Zwycięzcy całej edycji Pucharu Zdobywców Pucharów, którzy obecnie swoją przygodę z Europą kończą zwykle już w lipcu, przy dobrych wiatrach w sierpniu. Przełom lat 70. i 80., kiedy Tbilisi należało jeszcze do Związku Radzieckiego, był jednak złotym okresem w dziejach tego klubu. To był czas, kiedy Dinamo dostarczało wielu piłkarzy do reprezentacji ZSRR, by wspomnieć Cziwadze, Daraselię, Sulakwelidze czy Szengelię. No i potrafiło w drodze po końcowy triumf pokonywać i zdobywcę FA Cup West Ham, i triumfatora pucharu Holandii Feyenoord, i wreszcie – w finale PZP – późniejszych wicemistrzów NRD Carl-Zeiss Jena.
7. Legia Warszawa (Polska) – Puchar Europy 1969/70
Na trenera takiego jak Jaroslav Vejvoda Warszawa czekała od lat. Nie dawał sobie mieszać w składzie, nie pozwalał na jakąkolwiek ingerencję w jego kompetencje, w przeciwnym razie grożąc odejściem. I choć początki miał trudne, to on zbudował Legię, która zaszła aż do półfinału Pucharu Europy. Pierwszą polską drużynę, która potrafiła z najważniejszych klubowych rozgrywek nie dać się wyrzucić aż do starcia z Feyenoordem, którego stawką był występ w meczu o trofeum. Nim jednak trzeba było wracać z Holandii po bolesnej porażce 0:2, udało się wyeliminować i mistrza Turcji Galatasaray, po dwóch popisach Lucjana Brychczego (wszystkie trzy gole w dwumeczu jego autorstwa), i bardzo mocne wtedy Saint-Etienne po bramce Deyny. O tym, jak druzgocąca i jak niespodziewana była ta porażka dla Francuzów niech świadczy sam fakt, że nie pojawili się na zwyczajowym pomeczowym bankiecie. A także że od tamtej pory nie potrafili już odbudować swojej pozycji na Starym Kontynencie.
6. Ujpesti Dozsa (Węgry) – Puchar Europy 1973/74
Widok węgierskiej drużyny w najważniejszych klubowych rozgrywkach kontynentu w fazie grupowej dziś byłby nie lada sensacją, a co dopiero mówić o jej awansie aż do najlepszej czwórki. To jednak swego czasu udało się ekipie Ujpestu, która wcale nie zaszła tak daleko dzięki korzystnym losowaniom. Nie, już w 2. rundzie los skojarzył ich z Benfiką Eusebio. Benfiką, która ledwie sezon wcześniej niepodzielnie królowała w Portugalii (18 punktów przewagi nad wicemistrzem Belenenses), a dwa lata wcześniej zdobyła krajowy dublet. Ani Portugalczycy, ani później Spartak Trnava, przeżywający najlepsze lata w swojej historii, nie potrafili zatrzymać triumfalnego pochodu Węgrów. Zrobił to dopiero Bayern. A i w starciu z Bawarczykami Ujpest dokonał rzeczy naprawdę dużej, bowiem przez 171 minut nie dawał strzelić gola Gerdowi Muellerowi.
5. Widzew Łódź (Polska) – Puchar Europy 1982/83
By zasłużyć sobie na brawa na Anfield, nie będąc w dodatku piłkarzem Liverpoolu, trzeba dokonać czegoś doprawdy niesamowitego. I nie, rywalem oklaskiwanego w 1983 roku Widzewa nie była ekipa The Reds pogrążona w kryzysie, przechodząca jakiś rodzaj przebudowy czy zdziesiątkowana kontuzjami. Nie, na Alei Unii, a później na Anfield zagrała cała śmietanka angielskiej piłki kopanej – Graeme Souness, Kenny Dalglish, Ian Rush, Bruce Grobbelaar… Ale to Widzew wyszedł z tamtego ćwierćfinałowego dwumeczu zwycięsko, pokazując w obu spotkaniach słynny już widzewski charakter i zgarniając owację na stojąco od trybun jednej z świątyń angielskiego futbolu po 2:0 w Łodzi i 2:3 w mieście Beatlesów. Polski klub zatrzymał się dopiero na Juventusie, w którego barwach szalał wtedy Zbigniew Boniek, były piłkarz Widzewa właśnie.
4. Hibernian F.C. (Szkocja) – Puchar Miast Targowych 1960/61
Przegrali w tamtym sezonie u siebie z Motherwell 1:4, o wyjeździe na Third Lanark nie wspominając. Tam było aż 1:6. Nie przeszkodziło to jednak piłkarzom Hibernian F.C. wejść aż do półfinału Pucharu Miast Targowych, ba – zmusić Romę do grania z nimi trzeciego spotkania po dwóch bramkowych remisach. A wcześniej – wyeliminować w półfinale Barcelonę, wbijając jej w dwumeczu siedem (!!!) bramek. Barcelonę, dodajmy, która ledwie trzy miesiące wcześniej wyrzuciła madrycki Real z Pucharu Europy. Po meczu numer dwa, przegranym 2:3 w Edynburgu, piłkarze Barcelony gonili wtedy sędziego aż do tunelu, nie mogąc się pogodzić z podyktowaną w ostatnich minutach jedenastką, która przypieczętowała jedną z największych pucharowych sensacji wszech czasów.
3. Videoton Szekesfehervar (Węgry) – Puchar UEFA 1984/85
Trzy dekady przed tym, jak pokornie przyjęli cztery sztuki od poznańskiego Lecha w eliminacjach do fazy grupowej Ligi Europy, piłkarze Videotonu zachwycili całą piłkarską Europę. Zrobili coś, czego kompletnie nikt nie mógłby się po nich spodziewać. Nie były to już bynajmniej złote czasy węgierskiego futbolu, gdy Madziarzy sięgali po srebrne medale mistrzostw świata, a mimo to drużyna z tego kraju potrafiła przejść PSG, dwumecz wygrywając 6:2, nie dać szans niezłemu wtedy Partizanowi, a w ćwierćfinale ograć Manchester United po rzutach karnych. Dojść do półfinału Pucharu UEFA, gdzie sposób na nią znalazł dopiero madrycki Real. I to nie bez kłopotów, bo mimo wygranej 3:0 w pierwszym meczu w Szekesfehervarze, Węgrom udało się wtedy zdobyć Santiago Bernabeu, wygrywając 1:0.
2. Dundee United (Szkocja) – Puchar UEFA 1986/87
Jest w Europie taki klub, który zagrał z Barceloną cztery razy i wszystkie cztery spotkania wygrał. I nie jest to żaden angielski, włoski czy niemiecki gigant, a szkockie Dundee United. Drużyna prowadzona przez Terry’ego Venablesa doświadczyła właśnie najboleśniejszej porażki w menedżerskiej karierze Anglika – ligowego 0:4 z Gijon, przerywającego serię 20 meczów bez porażki. Miała więc ochotę na odbicie sobie tamtego niepowodzenia na Szkotach w ćwierćfinale Pucharu UEFA. Wyszło kompletnie na opak – tak, że zespół ze stolicy Katalonii przegrał i u siebie, i na wyjeździe. – Wydaje mi się, że dlatego tak dobrze zagraliśmy przeciwko Barcelonie, że kompletnie nie skupialiśmy się na przeciwniku. Wyszliśmy żeby grać swoje – wspominał po latach Kevin Gallacher, napastnik tamtej ekipy Dundee.
1. Aberdeen (Szkocja) – Puchar Zdobywców Pucharów 1982/83
Dziś – w lidze 27 punktów za Celtikiem. Kiedyś – pogromcy Bayernu Monachium i Realu Madryt w jednych rozgrywkach. Aberdeen może i nie jest tak anonimowym klubem jak kilka innych z tego zestawienia, ale jego osiągnięcie z 1983 roku przebija wszystkie pozostałe. Szkoci odprawili z kwitkiem Lecha Poznań w 1/8 finału, co wielką sensacją jeszcze nie było. Ale gdy już rozprawili się z Bayernem w 1/4, Waterschei Thor w 1/2 i na sam koniec ograli Real w wielkim finale, trzeba było zbierać szczęki z podłogi. Ekipa sir Alexa Fergusona potrafiła utrzeć nosa Królewskim prowadzonym przez Alfredo di Stefano, z legendarnym Santillaną na desancie, a także Bawarczykom z Rummenigge, Breitnerem, Augenthalerem czy Pfaffem, posiadając w składzie jedynie rodzimych zawodników. Tym samym pozbawiając Real szansy na trofeum, którego ostatecznie królewski klub nigdy nie potrafił zdobyć.
SZYMON PODSTUFKA