Początek lat dwudziestych XX wieku stał pod znakiem ostatecznego docierania się granic i stref politycznych wpływów po I wojnie światowej. Polska odpierała właśnie bolszewicką zarazę, na Śląsku wybuchły dwa powstania. Turcja toczyła wojny jednocześnie na wszystkich granicach, walki trwały również w Irlandii. Niespokojnie było także we Włoszech, gdzie rodził się faszyzm. Zanim jednak marsz czarnych koszul ruszył na Rzym – strzały padły w prowincjonalnym Viareggio.
W niewielkiej miejscowości w Toskanii, w której bezpośrednią przyczyną walk stał się mecz piłkarski. Podczas spotkania miejscowego Viareggio z rywalami z pobliskiego Lucchese karabinier zastrzelił jednego z kibiców. To zapoczątkowało pospolite ruszenie, określane później jako „trzy czerwone dni Viareggio”. Krótki konflikt, który poskutkował głębokimi zmianami we włoskiej piłce.
W ekipie Viareggio, zresztą jak w całym świecie piłkarskim tamtych lat, próżno było szukać piłkarzy zawodowych, czy choćby z doświadczeniem w mocniejszych klubach Anglii bądź Hiszpanii. Bramkarz Guidi był synem właściciela, prawy obrońca Rossino pracował w kamieniołomach, a uzupełniali cały skład cieśle, studenci, ratownicy oraz jeden jedyny w miarę profesjonalny grajek – Pippo Veronesi. Owego feralnego 2 maja 1920 roku ta ekipa miał zagrać w meczu derbowym z Lucchese. Nikt się nie spodziewał, że za kilkadziesiąt minut to toskańskie miasteczko może zamienić się w kompletne piekło.
Viareggio to przede wszystkim port – przed stu laty dość popularny, z doskonale rozbudowaną morską architekturą. Przy jego budowie korzystano głównie z drewna, mimo że 3 lata przed słynnym zamachem stanu część budynków uległa zniszczeniu po ogromnym pożarze. Dlaczego to istotna informacja? Ano dlatego że port w Viareggio i jego architektoniczna surowość miały naprawdę duży udział w wydarzeniach z 1920 roku. Druga ważna wiadomość: pobliska Lucca, z której pochodzi derbowy rywal Viareggio toczyła już wówczas polityczno-ekonomiczne boje z sąsiednim miastem.
Atmosfera przed meczem skłóconych sąsiadów była więc bardzo napięta. W derbowym spotkaniu iskrzyło, w książce Soccer FAQ możemy przeczytać, że kilkakrotnie dochodziło do scysji między piłkarzami obu drużyn, piłkarzami i sędziami oraz piłkarzami, sędziami i miejscowymi kibicami. Po jednej z przepychanek arbiter postanowił zakończyć mecz, co naturalnie jeszcze mocniej rozwścieczyło wszystkie strony konfliktu – miejscowych kibiców, przyjezdnych piłkarzy oraz Augusto Morgantiego, byłego wojskowego, który jako jeden z sędziów liniowych znalazł się w centrum zdarzeń. Podczas szarpaniny ruszył na jednego z karabinierów. Stróż prawa nie wytrzymał.
Padł strzał, a chwilę później – zastrzelony Morganti.
Nietrudno sobie wyobrazić, jaki był dalszy ciąg zdarzeń. Rozwścieczona ludność Viareggio zaatakowała placówki policyjne, oblężono oficjalne urzędy i dworzec, próbując pomścić zabitego Morgantiego. Niejako przy okazji proklamowano “Republikę Viareggio”, która miała odłączyć się od kraju – a przede wszystkim od sąsiadów z Lukki. Rozpoczęły się czerwone dni Viareggio, podczas których trwała zwyczajna rewolucja o mocno anarchistycznym zabarwieniu. Kto wie, jak skończyłyby się te walki, gdyby nie zewnętrzna pomoc armii. Do pacyfikacji buntowników odesłano okręt wojenny, który nie miał żadnych problemów z poradzeniem sobie z rebeliantami. Biorąc pod uwagę charakter miejskiej zabudowy – wspomniane drewno… – nie było wielkim wyczynem ujęcie dowódców powstania i naturalnie ich surowe osądzenie.
Tak zakończyły się derby w Toskanii – pierwszym zgonem związanym ściśle z chuligaństwem stadionowym oraz 3-dniową rewoltą, podczas której oderwano Viareggio od świata (co nie było wielkim wyczynem, biorąc pod uwagę liczbę połączeń w prowincjonalnym portowym miasteczku).
Oczywiście – jak zwykle bywa w takich przypadkach – wydarzenia z Viareggio stały się później orężem politycznej walki i dla faszystów, i dla zwolenników czerwonych rewolucji, dla których niepomszczona wyrokiem dla zabójcy śmierć Morgantiego stała się prawdziwym symbolem. Inna sprawa, że w negocjacjach z odciętym miastem brali udział również umiarkowani socjaliści, z Luigim Salvatorim z Włoskiej Partii Socjalistycznej na czele. Może chcąc pomóc sfrustrowanym mieszkańcom, może uzyskać pomoc w karierze politycznej.
Epilog ma jednak znamiona happy endu, dalekiego od świata włoskiej polityki. To właśnie we Viareggio, miejscu, w którym narodziły się zadymy kibiców z tego państwa, spróbowano również zinstytucjonalizować cały tamtejszy futbol. W 1926 roku wydano dokument o nazwie “Carta di Viareggio”, który tak naprawdę rozpoczął tworzenie rozgrywek znanych dziś jako Serie A.