David Villa był zawodnikiem, który przez wiele lat pozostawał w cieniu innych napastników i mimo że w Valencii był jednym z najlepszych, nie spieszyło mu się do wyjazdu do klubów ze ścisłego kontynentalnego topu. Do momentu, gdy zgłosiła się po niego sama Barcelona latem 2010 roku. 28-letni, wcale nie najmłodszy snajper, właśnie wtedy na dobre się rozpędził.
Jeszcze zanim cokolwiek zdobył z Barceloną – został wicekrólem strzelców na mundialu rozgrywanym w RPA, na którym Hiszpania powiększyła swoje terytorium. Europę zdobyła w 2008 roku, teraz była po prostu najlepsza na świecie. W pierwszym meczu na mundialu Hiszpanie ulegli Szwajcarom, więc teoretycznie mecz z Hondurasem był o wszystko, bo przy ewentualnej, kompromitującej porażce, nie mieliby już szans na wyjście z grupy. Villa jednak omal w pojedynkę załatwił reprezentację z Ameryki, a pierwszego gola strzelił w 17. minucie. Zabawił się z trójką obrońców i władował futbolówkę w okienko. Potem dołożył drugą i tym rezultatem skończyło się spotkanie.