Od dzisiaj ruszamy z nowym cyklem, który będzie się ukazywać w każdy poniedziałek wtorek. Co tydzień Michał Sadomski będzie mierzył, analizował, sprawdzał i porównywał. Będzie obalał mity i weryfikował fakty, zawsze na bazie twardych liczb. Na pierwszy ogień idzie Robert Lewandowski – czy naprawdę jest taką maszyną, jak się go powszechnie przedstawia? Jak mocno polski napastnik jest eksploatowany na tle innych gwiazd światowej piłki i dlaczego powinien zamienić Bayern na Real Madryt? Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź w pierwszym “Rozliczeniu”. Zapraszamy!
* * *
Na najwyższym światowym poziomie – w klubach, które biją się o sukces na trzech-czterech płaszczyznach – natężenie spotkań jest nieprawdopodobne. Czasami wystarczy złapać trzydniowe przeziębienie, by opuścić dwa mecze. Są jednak piłkarze totalnie odporni na tego typu drobne dolegliwości, a przy tym mający masę szczęścia. I takim gościem z pewnością jest Robert Lewandowski, któremu z powodów zdrowotnych przez bite dziesięć lat nie zdarzyło się opuścić 2 meczów w klubie z rzędu. Najbliżej tego nasz napastnik był ostatnio, po urazie barku, ale w ligowym meczu z Bayerem Leverkusen i tak pauzował za kartki, więc nie sposób ocenić, czy bez tego nie dostałby od Ancelottiego kilku minut na boisku. A pamiętajmy, że kilkadziesiąt godzin później Polak był już gotowy, by wyjść od początku na Santiago Bernabeu. Co więcej, Lewy przez 10 lat opuścił w klubie ledwie 5 spotkań z powodu kilku drobnych urazów. Średnia więc jest tutaj niebywała – jedna pauza na dwa lata! Innymi słowy – chociaż Ameryki raczej tu nie odkryjemy – taki piłkarz to prawdziwy skarb dla każdego trenera.
Jednym z tych pięciu spotkań było niedawne domowe starcie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Realem Madryt, co jest klasycznym przypadkiem nieszczęścia w szczęściu. Zamiast wypaść na jakiś Augsburg czy inne Ingolstadt, Robert opuścił pierwszy i jak się okazało kluczowy mecz w kontekście awansu do półfinału Champions League. Ponadto – przy potencjalnym dobrym występie – była to unikalna szansa na wysunięcie się na czoło wyścigu o Złotą Piłkę France Football czy Piłkarza Roku FIFA. A tak wiele wskazuje, że po raz kolejny Polakowi przyjdzie obejść się smakiem. Zwłaszcza że pod jego nieobecność najjaśniej błyszczał Cristiano Ronaldo.
Pytanie też, na ile sprawny jest dziś bark Roberta i na ile procent on sam jest gotowy do gry. Tak naprawdę Bayern nie walczy już o nic, a sam zawodnik bierze udział w wyścigu o koronę króla strzelców Bundesligi (obecnie wyprzedza Aubameyanga o jedno trafienie). I od razu nasuwa się pytanie, czy jest to na tyle istotna kwestia, by ryzykować odnowienie kontuzji oraz nadmiernie eksploatować zawodnika, który i tak od dłuższego czasu gra niemal wszystko. Jeżeli Lewy swoim zwyczajem trzy ostatnie ligowe mecze zagra od początku do końca, po raz 6 z rzędu zakończy sezon w klubie z ponad 4 tysiącami boiskowych minut na liczniku, co jest wynikiem niemal równie imponującym, jak liczba goli zdobytych przez Polaka. Jakkolwiek spojrzeć, jak najbardziej pasuje tutaj popularna ostatnio zbitka słów (choć używana w innym kontekście): Robot Lewandowski.
Inna sprawa, że pokaźna liczba minut w każdym sezonie to idealne warunki do sportowego rozwoju, co w przypadku Roberta jest aż nadto widoczne. Tak naprawdę synonimem dla jego kariery jest właśnie harmonijny rozwój, bo on z roku na rok staje się lepszy. Nie traci czasu na leczenie urazów czy siedzenie na ławce rezerwowych, nigdy też – po wyleczeniu poważnej kontuzji z samego początku kariery – nie musiał mierzyć się z takimi sytuacjami, jak chociażby do niedawna Arkadiusz Milik. W zamian regularnie notuje progres poprzez sukcesywne występy. Spójrzmy na poszczególne sezony ligowe w wykonaniu Roberta oraz jego procentowy udział w maksymalnym możliwym czasie gry:
84 procent możliwego czasu gry na przestrzeni 10 ligowych sezonów to wynik rzadko spotykany. Składa się na niego doskonałe zdrowie Roberta (tylko cztery mecze opuszczone z powodu kontuzji!), gra fair (tylko jedna bezpośrednia czerwień w karierze), kapitalne przygotowanie fizyczne oraz wielka piłkarska jakość. Tylko w pierwszym sezonie w Borussii Lewy potrzebował czasu, by przeskoczyć z poziomu Ekstraklasy na Bundesligę i grał nieco mniej, a w pozostałych przypadkach nie schodził poniżej 80 procent (a także 28 ligowych meczów w sezonie). Ponadto wszędzie realizował się podobny scenariusz – przy takiej maszynie jak Robert prędzej czy później inni napastnicy odchodzili z klubu. Tak było z Rengifo (pół roku wspólnej gry), Barriosem (dwa lata) czy Mandzukiciem (nie zdążyli nawet razem zagrać).
Dziś Lewandowski praktycznie nie ma konkurencji w Monachium i sam odpowiada za szpicę, co jednak raz na jakiś czas odbija się czkawką – świetnie pokazał to pierwszy mecz z Realem. I nawet nie chodzi tylko o to, że Polaka nie ma kto zastąpić, bo wyniki całej drużyny są uzależnione od niego. W tym sezonie w Bundeslidze, kiedy Robert trafiał do siatki, drużyna wygrała 13 meczów i 2 zremisowała (średnia 2,73 punktu na mecz). Natomiast bez trafień Lewego bilans wyniósł 9 zwycięstw, 5 remisów i 2 porażki (2,00 punktu na mecz). Innymi słowy, przy słabszym dniu Polaka szanse Bayernu na zwycięstwo w lidze spadały aż o przeszło 30 procent.
A jak mocno Robert jest eksploatowany i jak wygląda jego końskie zdrowie na tle innych gwiazd światowej piłki? Bo to, że pod względem minut spędzonych na boisku nie ma sobie równych w Niemczech nie jest żadną tajemnicą od dawna. Sprawdziliśmy więc sześć ostatnich sezonów, czyli czas, w którym Lewandowski już bardzo regularnie występował w Bundeslidze, a przy tym wzięliśmy pod uwagę wszystkie klubowe rozgrywki. Osiągi Polaka odnieśliśmy do ofensywnych zawodników, którzy zostali nominowaniu do nagrody Piłkarza Roku FIFA 2016, czyli do tzw. crème de la crème. Z tą tylko różnicą, że zamiast Mahreza i Vardy’ego z Leicester, którzy siłą rzeczy na najwyższym poziomie znaleźli się niedawno (i mają najsłabsze liczby w zestawieniu), umieściliśmy Higuaina i Aubameyanga:
Jakkolwiek spojrzeć, wyniki Lewandowskiego wyglądają więcej niż okazale nawet w odniesieniu do światowego topu, gdzie Polak ustępuje tylko kosmitom (Messi, Ronaldo), a jest bardziej eksploatowany od całej reszty. Z kolei w ostatnich sześciu latach nieznacznie lepszym zdrowiem cieszyli się tylko Suarez (sporo odpoczywał z powodów dyscyplinarnych) i Griezmann. Inna sprawa, że liczba meczów opuszczonych z powodów zdrowotnych jest jedynie orientacyjna (ma pokazać rząd wielkości), bo nie zawsze prawdziwe powody absencji wychodzą na światło dzienne, a także często trudno rozsądzić, na ile absencja jest spowodowana kontuzją, a na ile brakiem formy czy rytmu meczowego u zawodnika, który kontuzję już zdążył wyleczyć.
A dlaczego Lewy przy swojej niebywałej wydolności i lepszym zdrowiu grał mniej niż Messi czy Ronaldo? Przede wszystkim Bundesliga jest jednak mniejsza niż Primera Division (34 vs 38 kolejek), a Puchar Niemiec mniejszy niż Puchar Króla (6 vs 9 meczów). Ponadto w ostatnich latach Lewandowski tylko raz zaszedł do finału europejskich rozgrywek i ani razu nie zdobył trofeum, przez co ominęło go sporo pucharowych spotkań, Superpuchary czy Klubowe Mistrzostwa Świata. Wniosek tutaj nasuwa się jeden – jeżeli Lewy chce jeszcze lepiej wykorzystać swój fizyczny potencjał, a także mieć lepsze pole do bicia dotychczasowych rekordów strzeleckich, po prostu musi się przenieść do Hiszpanii.
MICHAŁ SADOMSKI