Niemieckiego snajpera zapamiętamy głównie z bramek strzelonych głową. W tym aspekcie miał nieprawdopodobną skuteczność. Pokusimy się nawet o stwierdzenie, że jego koledzy w ciemno wrzucali piłkę w pole karne z myślą, że ta właśnie odbije się od głowy Olivera. I mieli rację. Oliver Bierhoff zostanie zapamiętany przede wszystkim dzięki jego wyjątkowym golom. Niemiec umiał się znaleźć w odpowiednim miejscu, ale przede wszystkim o odpowiednim czasie. Jeden z najlepszych jokerów w historii futbolu obchodzi dzisiaj 49. urodziny.
Przypomnijmy kilka pamiętnych trafień legendarnego już napastnika:
1. Niemieccy kibice zapamiętają na lata to, co zrobił w meczu z Meksykiem w 1/8 finału mundialu ’98, kiedy to uratował swoich kolegów przed dogrywką. Nasi zachodni sąsiedzi mocno się męczyli z ekipą zza oceanu, szło im jak po grudzie. Jednak nie spodziewali się, że mogą stracić bramkę, a co dopiero przegrywać. Po wznowieniu drugiej połowy Luis Hernandez wprowadził w lekkie zdezorientowanie fanów niemieckiej reprezentacji. Po fali ataków „die Mannschaft” w końcu udało im się wyrównać za sprawą Jurgena Klinsmanna. Dziesięć minut później, było już 2-1 dla Europejczyków. Tak, to właśnie Bierhoff załatwił dla Niemców ćwierćfinał.
[od 0:38]
2. Bierhoff okazał się również katem polskiej reprezentacji. 4 września 1996 roku mieliśmy zaplanowany mecz towarzyski z naszymi odwiecznymi rywalami. Oczywiście faworytami byli goście, u których szaleli tacy piłkarze jak Jurgen Kohler, jego imiennik Klinsmann, czy Andreas Moller. Niemcy lepiej weszli w tamto spotkanie. Stwarzali sobie sytuacje, rozbijali nasze ataki – generalnie to była pełna dominacja. Dzieła zniszczenia dopełnił właśnie Bierhoff, który po dwóch kwadransach dał prowadzenie swojej kadrze. Drugą „cegiełkę” dołożył wspomniany Klinsmann i goście wywieźli z naszej ziemi zwycięstwo.
[od 6:20]
3. Słodko-gorzkim dniem dla dzisiejszego jubilata okazał się 24 maja 2003 roku (Bierhoff przywdziewał wtedy barwy werońskiego Chievo). Drużynie Niemca wystarczył remis, by w następnym sezonie zagrali w pucharach. A że Juve już wcześniej zapewniło sobie scudetto, to można było przypuszczać, że wyjdzie drugim składem i tak też się stało. W Turynie mieliśmy spotkanie pełne zwrotów akcji i gdyby potrwało jeszcze pięć-dziesięć minut to mogłoby się zakończyć totalnie inaczej. Na początku dwie bramki wpakowali gospodarze, a Chievo odpowiedziało golem Oliego. Potem jeszcze strzelił Trezeguet, a dwie kolejne dołożył Niemiec. Wtedy też przekroczył magiczną barierę stu goli w Serie A i potencjalna gra w pucharach mogłaby być fantastycznym spuentowaniem wyczynu Bierhoffa. Niestety, w 87. minucie dla Juventusu strzelił Zenoni, tym samym kończąc marzenia Chievo o Europie.
4. Pięć lat wcześniej Niemiec szalał w barwach Udinese. Co więcej – zdobył nawet koronę króla strzelców (ani Ronaldo, ani Baggio nie znaleźli sposobu, by zdobyć więcej bramek niż Oliver). Dla samego Udine to był niesamowity sezon – wysokie trzecie miejsce gdzieś pośród Milanów, Interów, Fiorentin i Juventusów to naprawdę kawał osiągnięcia, tym bardziej, że Udinese jeszcze 3 lata wcześniej występowali na zapleczu Serie A. W ostatnim meczu tych udanych dla jego klubu rozgrywek Bierhoff skompletował dublet.
5. Trzy gole, sześć minut – brzmi jak scenariusz z jakiejś gry komputerowej (zwłaszcza w tamtym czasie, zanim swoje zrobił Lewandowski). Jednak dla Bierhoffa był to po prostu kolejny dzień w pracy. Niemcy naprawdę byli w poważnych tarapatach, przegrywając z Irlandią Północną do 73. minuty (w 69. na boisku zameldował się nasz dzisiejszy bohater). To właśnie wówczas na trochę ponad kwadrans przed końcem, Oli najpierw wyrównał, 240 sekund później wyprowadził swoją kadrę na prowadzenie, a następnie powiększył przewagę do 3-1. Magiczny występ Niemca.
6. Naszą truskawką na torcie będzie historyczne spotkanie Niemców z Czechami w finale Euro 1996. W 59. minucie to właśnie ci drudzy strzelili na 1-0 i Niemcy byli w opałach. Berti Vogts musiał reagować. W 69. minucie wprowadził na boisko Bierhoffa, który miał odmienić losy tego starcia. To była jedna z najlepszych decyzji w życiu niemieckiego selekcjonera. Oli wyrównał już cztery minuty po wejściu, a gdy trzeba było zagrać o tzw. „złotą bramkę”, to był tym, który skończył ten szaleńczy turniej. Historia godna finału mistrzostw Europy.
[pierwszy gol od 6:16, drugi od 8:55]
Czego dziś można mu życzyć? Chyba tylko spokojnej emerytury, na której z pewnością będzie miał co wspominać.