Najlepsza drużyna wiosny kontra ta najsłabsza. Dawid i Goliat. Zespół trawiony problemami i ekipa, w której wiele rzeczy udało się w ostatnich kilku miesiącach poukładać tak, by chodziły jak w szwajcarskim zegarku. Tak właśnie prezentuje się zestaw finałowy Pucharu Polski. Ale czy Lech jest skazany na zwycięstwo, a Arka nie ma prawa dostrzec przed zbliżającym się starciem choćby cienkich promyków optymizmu?
Patrząc na tabelę ujmującą wyłącznie spotkania rozegrane w 2017 roku – szanse są praktycznie zerowe.
Lech w tym roku nie ma sobie równych w naszej lidze. Włączając w to spotkania w Pucharze Polski, jego bilans zdecydowanie nie jest tym, co Leszek Ojrzyński powinien napisać na tablicy swoim piłkarzom, jeżeli przed nie chce ich zdeprymować. 10 meczów wygranych, 2 zremisowane i tylko 1 przegrany. 30 bramek strzelonych, zaledwie 5 straconych. A już zdecydowanie nie powinien im obok rozpisywać ich własnych osiągów. 2 wygrane, 3 remisy, 8 porażek. Co prawda jeszcze z przodu nie jest tak źle (19 bramek strzelonych), ale przy tym aż 28 razy golkiperzy gdynian musieli wyciągać piłkę z siatki.
Delikatnie rzecz ujmując, do Arki nie należą też ostatnimi czasy końcówki spotkań postawionych na ostrzu noża. Remis z Piastem mimo prowadzenia i dwudziestu ostatnich minut gry w przewadze po czerwonej kartce Sedlara, karny Kante w 95. minucie meczu z Wisłą Płock ledwie tydzień wcześniej, gol na 5:1 wbity przez Pogoń w Szczecinie, trafienie Kądziora sprawiające, że Wigrom do awansu do finału PP brakowało już tylko jednego gola, bramka Drewniaka na 4:1 dla Górnika Łęczna, która skutecznie powstrzymała pogoń gdynian, decydujący gol Badii na 3:2 w Gliwicach, trafienie Marcina Robaka na 4:1 w Gdyni. Siedem razy Arka traciła w tym roku bramki w ostatnim kwadransie spotkania, trzy z nich zmieniające kierunek wyniku i odbierające punkty gdynianom. Łącznie – pięć „oczek”, które sprawiałyby dziś, że Arka miałaby trzy przewagi nad strefą spadkową zamiast jednego. Co gorsza – słabe finisze nie skończyły się wraz ze zmianą trenera, a tylko przybrały na sile, bowiem za Leszka Ojrzyńskiego gdynianie wypuścili już dwa zwycięstwa w ostatnim kwadransie.
Ojrzyński zdecydowanie ma też problem z Lechem. Grał z nim dziewięciokrotnie i ani razu nie udało mu się zwyciężyć. Próbował z Koroną, próbował z Podbeskidziem, próbował także z Górnikiem. Bez powodzenia.
Powodów do optymizmu trudno też szukać wśród graczy kreatywnych – w fazie zasadniczej to lechici wypadali znacznie lepiej pod względem liczby stworzonych sytuacji. Sam Radosław Majewski w sezonie zasadniczym stworzył swoim partnerom 23 sytuacje, a więc 1/3 szans wykreowanych przez wszystkich piłkarzy Arki zebranych do kupy. Aż sześciu zawodników Kolejorza zresztą stworzyło kolegom dwucyfrową liczbę okazji. W Arce – tylko dwaj.
Radosław Majewski (Lech) – 23
Darko Jevtić (Lech) – 17
Tomasz Kędziora (Lech) – 13
Mateusz Szwoch (Arka) – 12
Marcus Vinicius (Arka) – 12
Dawid Kownacki (Lech) – 11
Maciej Makuszewski (Lech) – 10
Szymon Pawłowski (Lech) – 10
Mieliśmy jednak szukać powodów do optymizmu dla arkowców. Te kryją się w skuteczności ich najlepszego napastnika. Może i Siemaszko to nie nazwisko, na dźwięk którego dyrektorom sportowym w największych piłkarskich ośrodkach w Polsce miękną nogi, ale to właśnie on spośród plejady ofensywnych piłkarzy, których możemy we wtorek obejrzeć na boisku, potrzebował w fazie zasadniczej najmniej okazji do zdobycia gola, by to właśnie uczynić.
Rafał Siemaszko (Arka) – 3,63 strzału na gola
Dawid Kownacki (Lech) – 4,11
Marcin Robak (Lech) – 4,47
Przemysław Trytko (Arka) – 4,50
Josip Barisić (Arka) – 4,50
Wbrew pozorom, Arka jest też nieco bardziej bezlitosna, gdy już dojdzie do sytuacji strzeleckiej. Co prawda stwarza sobie takowe rzadziej od poznaniaków, ale za to w rundzie zasadniczej wykorzystała ich niemal 28%. Lech? Nieco ponad 24%.
Do tego dochodzi niezaprzeczalny fakt – Kolejorz nie wygląda już na tę samą maszynę, która na starcie rundy rozjeżdżała każdego ligowego rywala. Okej, Arka nie dociągnęła prowadzenia grając 11 na 10 z dzisiejszą czerwoną latarnią ligi, ale i Lech wygrał dopiero po bardzo mocno dyskusyjnym, by nie powiedzieć wprost – niesłusznym karnym.
Dlatego też – choć wiele wskazuje na to, że wtorkowe spotkanie będzie raczej jednostronne – można przynajmniej do pierwszego gwizdka wierzyć w to, że piłkarze Arki spróbują dać nam jeszcze nieco emocji w oczekiwaniu na końcowe rozstrzygnięcie. A sobie – jakkolwiek groteskowo brzmi to w przypadku zespołu, który w tym roku wygrał ledwie dwa razy – szansę na europejskie puchary.
fot. FotoPyK