Trudno wyobrazić sobie lepszą okazję do zdobycia pięknej bramki. Debiut w dorosłej drużynie, od razu w meczu derbowym rozgrywanym między zespołami z górnej części tabeli. Ledwie dziesięć minut gry, niepewna interwencja bramkarza i… bum. Tak właśnie Daniel Lee Rose przedstawił się angielskiemu futbolowi. Gol na White Hart Lane, w starciu z Arsenalem, w dodatku takiej urody.
Ostatecznie Spurs wygrali spotkanie 2-1, a nasz główny bohater skończył swój udział w meczu po 45 minutach. Co ciekawe – to było jedyne ligowe 45 minut rozegrane przez niego w barwach Spurs w tamtym sezonie. Zakończył więc rozgrywki ze średnią jednego gola na mecz, ba, jednego gola na każdą rozegraną połówkę. Bilans zepsuł sobie dopiero rok później, gdy po powrocie z wypożyczenia do Bristol City wywalczył sobie plac na końcówkę sezonu 2010/11.