Że Lech pod wodzą Nenada Bjelicy idzie jak burza, a problemy miewa tylko ze ścisłą czołówką – porażki z Lechią, Jagiellonią i dwie z Legią – wiedzieliśmy. Że w czasach, gdy mistrzostwo wygrywało się meczami z dołem tabeli byłby to duży atut, a teraz, gdy o tytule decydują starcia grupy mistrzowskiej, może być trudniej – również. Ale ósmy zespół, najsłabszy w stawce, z dwunastoma porażkami na wyjeździe to na własnym terenie rywal niemal wymarzony. Dla Kolejorza jednak spotkanie mogło się skończyć dramatycznie.
Liczba podań? 347 do 444.
Posiadanie piłki? 52 – 48%.
Strzały? Pięć do dziewiętnastu.
Strzały celne? Trzy do siedmiu.
Rzuty karne? Dwa do jednego.
I to te ostatnie miały istotny wpływ na końcowy wynik. 3:2. O jedenastce, po której Lech zdobył zwycięskiego gola, będzie się jeszcze dyskutowało…
Lechici był dziś mocno niewyraźni, zawodzili w wielu elementach. Brakowało im dokładności, bo celność podań mieli na poziomie 70 proc., a Majewski rozgrywał pod nogi rywali. Brakowało im koncentracji, bo Kędziora dawał się objeżdżać i wpadał na kolegów, a Trałka biegł jako kolejny do Palanci, nie widząc, co się dzieje za plecami (screen poniżej). Brakowało im środka pola, bo duet TT zamiast Audi bardziej przypominał dziś dwa Trabanty. Brakowało też prawej strony, bo o ile Kędziora może czuć się nieco zajechany, o tyle Makuszewski od grudnia nie dał nawet asysty.
Mimo tych wszystkich niesprzyjających okoliczności, Kolejorz jakoś sobie radził. Kiedy początkowo nie szło, to Majewski zagrał spytnie z rzutu rożnego przed pole karne, a Jevtić – choć wydawało się, że źle przyjął piłkę – oddał ładny techniczny strzał. Kiedy Korona szybko odpowiedziała i znów Lechowi nie szło, Jevtić posłał świetne prostopadłe podanie do Robaka, którego sfaulował Rymaniak. Kiedy kielczanie odpowiedzieli jeszcze szybciej, a gospodarzom nie szło jeszcze bardziej – dobrze w tyłach zaprezentował się Burić, a z przodu znów włączył się Jevtić, mijając Dejmka i padając w polu karnym po starciu z Możdżeniem. Oglądamy tę powtórkę, oglądamy i uważamy, że siedmiu na dziesięciu sędziów na “wapno” by nie wskazało.
Lech miał więc dziś trzech piłkarzy: broniącego Buricia, błyszczącego Jevticia i wykonującego jedenastki Robaka. Facet wykonywał w tym sezonie już osiem rzutów karnych, średnio co 211 minut – trafił wszystkie.
Nie będziemy ukrywali, szkoda nam Korony. Szkoda, bo w Poznaniu zawiesiła bardzo wysoko poprzeczkę. Starała się grać szybką, kombinacyjną piłkę i bez żadnych zahamowań wjeżdżała w defensywę gospodarzy. O problemach Kędziory już wspominaliśmy, ale Bednarek z Wiluszem też nie mieli łatwego życia. Wręcz przeciwnie – pożar co chwila, luki w środku pola, które były wypełniane a to przez Możdżenia, a to przez Żubrowskiego. Kielczanie ani przez moment nie bali się, że jak wielu poprzedników zostaną pojechani 0:3. Owszem, dostali trójkę, oddając jeszcze dwa razy, ale po trzech celnych strzałach Lecha i w kontrowersyjnych okolicznościach.