Reklama

Wyścig ślimaków w pierwszej lidze. Górnik i Wigry zabrały nam 90 minut życia

redakcja

Autor:redakcja

21 kwietnia 2017, 23:27 • 3 min czytania 12 komentarzy

Zamiast pisać tekst z meczu Górnika Zabrze z Wigrami Suwałki moglibyśmy po prostu zostawić wam ten filmik.

Wyścig ślimaków w pierwszej lidze. Górnik i Wigry zabrały nam 90 minut życia

I tak go wkleimy, popatrzcie sobie na ślimaki kilka minut (my robiliśmy to dziś przez bite półtorej godziny).

Doliczony czas gry, rożny dla Wigier. Wybicie piłki przez obrońcę i kontra. Wyobraźcie sobie, że atakujecie w sześciu na trzech. Czyli – szybka matematyka – pod bramką rywala jest was dwa razy więcej. I nie trafiacie. Ani do bramki ani w piłkę. Arcon z lewej strony zagrywał do Ambrosiewicza, ten nie trafił w futbolówkę, a zamykać akcję wślizgiem próbował Wolniewicz, ale z identycznym skutkiem, co kolega sekundę wcześniej. Ta akcja jest idealnym usymbolizowaniem całego meczu. Jedni nie potrafili bronić, drudzy strzelać.

Spodziewaliśmy się, że Górnik będzie jednak stroną dominującą, głównie ze względu na grę u siebie. Tymczasem zwłaszcza w pierwszej połowie był głęboko schowany. Pozwalał Wigrom na grę na swojej połowie, podchodzenie pod pole karne. Mamy w głowie taką akcję…

Reklama

Santana zamarkował dośrodkowanie na skrzydle, zszedł na prawą nogę i wycofał piłkę do Augustyniaka. Ten strzelił, ale w jednego z obrońców, z pierwszej piłki dobijać próbował Santana – z takim samym skutkiem. Bezpańską piłkę przejął Augustyniak, który z impetem wbiegł między kilku zawodników Górnika. Najpierw przepchnął Wolsztyńskiego, minął Wolniewicza, wyłożył Kopacza i trafił w bramkarza. Akcja, w której piłkarz nie minął trzech rywali dzięki technice, a po prostu sile. Bo Augustyniak biegł jak byk, nie zmieniając specjalnie toru biegu. Ale jak tak sobie biegł i przepychał kolejnych obrońców, to jednak z piłkę przy nodze, za co należy się pochwała.

Górnik odpowiadał, ale może lepiej byłoby, gdyby tego nie robił w ogóle, niż w stylu, w jakim to robił… W pole karne po prawej stronie wbiegł Kurzawa, wycofał piłkę do Arcona, ten (chyba celowo) puścił ją do Angulo, który z kolei (tu już na pewno nie celowo) puścił do Karwota, a ten kopnął w powietrze.

Mecz ożywiło wprowadzenie Kamila Adamka. W swojej pierwszej akcji Adamek wbiegł między Wolniewicza, Kopacza i Suareza i gdy dostał podanie, uderzył z pierwszej piłki, ale obronił Loska. Później Paweł Baranowski wybił piłkę spod własnego pola karnego i wyszło z tego fenomenalne podanie do Adamka. Rezerwowy zrobił Daniego Suareza jak dziecko, do tego stopnia, że na końcu Hiszpan wyłożył się na murawie jak beksa. Kopacz kolejny raz został minięty i pozostało strzelać, ale – tak, tak – w bramkarza. Kamil Zapolnik nie trafił dobitki do pustej bramki, choć oczywiście miał mało miejsca i przeszkadzał mu obrońca.

Ale o ile Adamka możemy pochwalić za walkę, szarpanie i stwarzanie zagrożenia, o tyle w wywiadzie pomeczowym nie wykazał się bokserką odwagą. My rozumiemy, że “mowa trawa”, że dyplomacja, ale powiedzenie, że mecz z MKS-em Kluczbork u siebie będzie bardzo trudnym wyzwaniem to szczyt nieszczerości. Ale nikomu nie kłamiemy tak dobrze jak sobie, więc możliwe też, że to po prostu brak wiary we własne umiejętności. Nie wiemy, co gorsze.

Tak oto Górnik Zabrze, który strzelał gole w czterech kolejnych meczach w roli gospodarza, oraz Wigry, które zdobywały bramki w pięciu wyjazdowych meczach z rzędu, dojechały (a raczej dopełzły) do ostatniego gwizdka przy wyniku 0:0. To był jeden z gorszych wieczorów piątkowych, jakie pamiętamy. A wiadomo – najlepsze były te, których nie pamiętamy.

*

Reklama

Miedź Legnica – Znicz Pruszków 2:0 (1:0)

1:0 Vojtus 10′

2:0 Garguła 57′

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...