To nie jest dobry czas dla Ruchu Chorzów. Po dwóch porażkach z kolei drużyna zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli i czeka ją ciężka walka o utrzymanie. Piłkarze dopiero co strajkowali, nie wyszli na trening i wciąż mają nadzieję na wypłatę zaległych wynagrodzeń. Sam klub boryka się z problemami finansowymi, które powodują również kłopoty z uzyskaniem licencji na grę w Ekstraklasie. A miasto? No, władze Chorzowa jak zwykle się głowią i próbują zaprzeczyć przysłowiu – że z pustego może jednak naleją.
Na stronie Przeglądu Sportowego czytamy, że Ruch nie uporał się z długami za poprzedni rok, mimo że – jak każdy przedstawiciel Ekstraklasy – powinien zrobić to do 31. marca. Andrzej Kotala, prezydent Chorzowa, zaznacza, że ostateczny moment na zapłatę zaległości przypada na połowę maja, tylko że Ruchowi uzbierało się już prawie 5 milionów złotych! Są to oczywiście zobowiązania wobec piłkarzy, ale również i wobec ZUS-u czy urzędu skarbowego.
Pięć baniek musi naprędce skołować Ruch. Zasadnicze pytanie brzmi: skąd?
Tutaj należy zagłębić się w to, co mówi pan Kotala: – Po raz kolejny deklaruję, że miasto jest gotowe wesprzeć klub, ale w ramach takich środków, jakimi dysponujemy, a jest to kwota około 2 mln złotych, która jest w budżecie miasta zaplanowana na ten rok. Możemy jeszcze ewentualnie wysupłać dodatkowy milion złotych. Pani skarbnik już tych pieniędzy szuka.
Ha, i to jest piękne! Dwa miliony? Spoko, znajdą się. Mało? No to może jeszcze milionik wygrzebiemy, zaskórniaki. Zresztą, zobaczymy, bo pani skarbnik już szuka pieniędzy. To znaczy, gdzie szuka? Pod materacem? W skarpecie?
Prezydent Chorzowa słusznie zwraca uwagę, że rok temu miała miejsce podobna sytuacja – licencja dla Ruchu była poważnie zagrożona, nad klubem widniało ryzyko upadku, potrzebna była kasa… – Wtedy zrobiliśmy naprawdę wszystko, co było w naszej mocy. Dużym wysiłkiem naszym, ale też kosztem innych ważnych dla miasta inwestycji, znaleźliśmy 18 milionów złotych i pomogliśmy klubowi, udzielając pożyczki.
Wtedy osiemnaście baniek, teraz – trzy. Dla miasta generalnie nie ma problemu, że Ruch absolutnie nie jest w stanie obsłużyć swoich zobowiązań, że co chwila pada na kolana i woła „Pomóżcie, bo klub upadnie”. Nie ma twardego postawienia sprawy, zatrzymania tej postawy roszczeniowej, jakiegokolwiek planu restrukturyzacyjnego, jest zaś wysyłanie przez miasto skarbnika na poszukiwanie skarbów i drobne sugestie: proście nie tylko nas, ale też inne podmioty. No i jest również tradycyjne przymykanie oka na ciągłe zaniedbania.
Kotala kontynuuje: – Od decyzji radnych będzie zależało to, czy te środki (3 mln złotych – przyp. red.) mogą być przekwalifikowane z działu promocji na zakup akcji. Na podstawie tej sytuacji, jaka jest w klubie, Ruch nie będzie mógł skorzystać ze środków na promocję, bo zalega wobec Urzędu Skarbowego i ZUS-u.
A przecież prezes Janusz Paterman dopiero co poinformował o łącznym długu klubu wynoszącym 36 milionów złotych, na co ekspert Andrzej Strejlau rzucił w telewizji, że Ruch powolutku spłaca sobie pożyczki. Czyli nikt specjalnie niczym się nie przejmuje, mimo że Niebiescy znów znajdują w stanie krytycznym, uruchamiają miejską kroplówkę, a za rok historia zatoczy koło. O ile kiedyś po drodze nie spełni się czarny scenariusz…