W Chorzowie cieszył się opinią Króla. Kibice z upodobaniem mówili o nim Waldek King. Jeżeli w ostatnich latach był w naszej lidze trener należący do wymierającego na całym świecie gatunku „niewyjebywalnych”, to był nim właśnie Waldemar Fornalik. Aż do dziś, kiedy sam postanowił, że czas zejść ze sceny i odpuścić dalszą grę w rozpadającym się teatrzyku.
Takie oto oświadczenie wydał Fornalik dziś na łamach portalu niebiescy.pl:
Po 2,5 roku mojej pracy w Chorzowie nadszedł czas na podjęcie trudnej decyzji – sobotni mecz z Lechem Poznań będzie ostatnim, który poprowadzę w tym sezonie w roli trenera Ruchu Chorzów. Jak ciężka to była decyzja zrozumieją tylko ci, którzy wiedzą jak blisko jestem związany z Ruchem i tworzącymi go ludźmi. Razem przeżywaliśmy lepsze i gorsze chwile. Niestety, wydarzenia ostatnich miesięcy – w tym szczególnie ostatnich dni – sprawiły, że nie czułem się już wyłącznie odpowiedzialny za osiągane wyniki. Jest to sytuacja, której nie mogłem zaakceptować.
Razem z zawodnikami wykonaliśmy ciężką pracę, która dała nam na boisku 34 punkty. Rozstaję się z drużyną, którą stać na utrzymanie i z którą tworzyliśmy dobrze współpracujący kolektyw. Chciałbym podziękować wszystkim, którzy uczestniczyli w tym, co wydarzyło się w Ruchu w ostatnich latach – w szczególności drużynie, wspaniałym kibicom i wszystkim współpracownikom.
Trener dał jasno do zrozumienia, że mimo wydźwignięcia drużyny z ogromnego kryzysu, pogłębionego jeszcze ujemnymi „oczkami”, nie jest w stanie dalej tego ciągnąć. Akurat w jego przypadku nie wydaje nam się, by szukał taniego pretekstu, byle tylko móc się zawinąć. Musiało więc być bardzo, bardzo źle.
Trudno dziś zliczyć wszystkie przypadki, kiedy Fornalik podnosił „Niebieskich” z kolan i kiedy zaszczepiał w tej drużynie nowego ducha. Kiedy potrafił zdobywać z klubem z Cichej wicemistrzostwo kraju, a także – to już historia najświeższa – wyciągać go z dna ligowej tabeli, mimo ujemnych punktów i mocno okrojonych środków do osiągnięcia upragnionego utrzymania. Ruch Fornalika punktował przecież wiosną identycznie co choćby Lechia Gdańsk – a niech przepaść między tymi klubami symbolizuje jedyne zimowy posunięcie Niebieskich na rynku transferowym, wypożyczenie etatowego ogrzewacza krzesełek na gdańśkiej arenie, Milena Gamakowa.
Jeżeli mimo wydarzeń ostatnich tygodni i miesięcy, mimo brudnych gierek pod nosem Komisji Licencyjnej, mimo protestu piłkarzy, mimo niemożliwego do spłacenia długu sięgającego 36 milionów złotych, w Chorzowie nadal znajdowali się ludzie żyjący iluzją, dziś ich szeregi zostały właśnie znacząco przetrzebione. Trudno bowiem łudzić się, że Ruch da się jeszcze w obecnej formie postawić na nogi, skoro z cudem połatanego okrętu schodzi odpowiedzialny za to łatanie kapitan. Ten, który niczym ostatni bastion, wobec wszystkich zawirowań wokół Ruchu, cały czas stał niewzruszony i dalej wykonywał kawał dobrej roboty.
Dziś ten bastion pada. I trudno przypuszczać, by na tym gruzowisku dało się jeszcze cokolwiek trwałego zbudować.
fot. FotoPyK