Gdy w 2015 roku, zarząd Realu zatrudniał Rafę jako szkoleniowca, wielu kibiców pukało się w głowę, ale byli też tacy, którzy obdarzyli go sporym zaufaniem. Ostatecznie cały projekt się nie udał, a drużynę przejął Zizou, który naprawił to, co zepsuł Benitez i wygrał z Realem Ligę Mistrzów. Jednak przeszłość Hiszpana jest bardzo bogata w trofea, więc w dniu jego urodzin skupimy się tylko na tych pozytywnych aspektach.
Zapewne niewielu o tym wie, ale Rafa był naprawdę dobrze aspirującym juniorem i gdyby ze zdrowiem było lepiej, to mógłby nawet liznąć wielkiej piłki. Jego ojciec był kibicem Atletico, a matka Realu, więc gdy Benitez w wieku 13 lat odchodził do akademii „Los Blancos”, to jeden członek rodziny był niezadowolony. Co nie oznacza, że tata go nie wspierał, ale miłości do Atletico nie próbował przerwać czy ukrywać.
Mimo że trenował piłkę i chciał zostać zawodnikiem w przyszłości, to nigdy nie zapomniał o nauce, która jak sądził, była mu niezbędna. Benitez zawsze odkładał kilka groszy na studia, by trochę odciążyć rodziców. Grając w AD Parla, do której Rafa trafił na wypożyczenie, skończył z piłką, z powodu ciągnącej się z za nim kontuzji kolana. Następnie dostał fuchę trenera drużyny U-19 „Los Blancos”. Wtedy też wygrał swoje dwa pierwsze mistrzostwa Hiszpanii i zobaczył, że obrał dobry dla siebie kierunek.
Jednak największa radość czekała go na Teneryfie, kiedy to zadzwonił do niego przedstawiciel Valencii z propozycją objęcia sterów na Mestalla. Przecież pamiętamy początek obecnego wieku i multum świetnych zespołów w formie – Real i „Galacticos”, „SuperDepor”, Atletico, Barcelonę czy Sevillę. Mimo tych wszystkich konkurentów, Rafa w pierwszym sezonie zrobił majstra. W trzecim sezonie Benitez znów wygrał La Ligę oraz zgarnął Puchar UEFA.
Po tych sukcesach pożegnał się z Walencją w glorii chwały, tym samym zostając pierwszym hiszpańskim trenerem w Premier League. W Liverpoolu zrobił wiele pamiętnych rzeczy: zdobył na przykład 86 punktów w lidze, co jest dotychczasowym rekordem w historii klubu. Jednak to, co my kibice pamiętamy najlepiej jest magiczna noc w Stambule. Kiedy Jerzy Dudek schodził na przerwę z bagażem trzech goli, nikt nie spodziewał się późniejszego renesansu formy „The Reds” i odrobienie wyniku. Potem w karnych polski bramkarz pokazał swój kunszt i Benitez podniósł puchar za wygranie Champions League.
Co tu więcej mówić? Wystarczy: sto lat, Rafa!