W piłce jest trochę stereotypów, którymi kierujemy się przy ocenie piłkarzy z różnych zakątków świata. Od Hiszpana czy reprezentanta “Canarinhos” prędzej będziemy oczekiwać dobrej techniki, niż twardej, fizycznej gry. Tak samo, po Anglikach nie spodziewamy się nagle tiki-taki. Właśnie dlatego, dy zobaczyliśmy bramkę Johna Barnes’a, to się poważnie zastanawialiśmy, czy to na pewno Brytyjczyk.
Pojedynek Anglika z obrońcami wyglądał, jakby Brazylijczycy chcieli, by Barnes tę bramkę zdobył. Biegł, a oni się rozstąpili jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. Ani jednej próby przerwania, ani zdecydowanego wejścia w Johna. Nic. I oto, jakże widowiskowy, efekt: