Rzut oka w tabelę, jeszcze przed rozegraniem poniedziałkowego meczu – Ruch zajmuje przedostatnią pozycję. Wystarczy jednak, że dziś pokona Koronę i będzie jedenasty, ze stratą trzech punktów do grupy mistrzowskiej. Czy najbardziej nieprawdopodobny scenariusz tego sezonu może się ziścić?
Patrząc po tegorocznych wynikach Ruchu, czemu nie! Zaczęło się od 0:1 z Cracovią, ale potem…
3:1 z Legią w Warszawie
2:0 ze Śląskiem u siebie
0:0 z Bruk-Betem w Niecieczy
2:1 z Lechią u siebie
1:0 w Lubinie z Zagłębiem
0:0 z Piastem u siebie
Sześć ostatnich meczów to zero porażek, tylko dwa stracone gole. I to nawet, jeśli rywalami chorzowian były poważne w skali naszego kraju zespoły, jak Legia, Lechia czy Zagłębie. Przed rozpoczęciem tej kolejki Ruch był trzecią drużyną w 2017 roku, teraz – jako że Lech przegrał z Legią – może stać się drugą. Ale znów: potrzebuje do tego zwycięstwa.
Awans Niebieskich do grupy mistrzowskiej byłby z kilku powodów kompletnie niewytłumaczalnym w futbolu wydarzeniem. Mówimy tu przecież o drużynie, która:
– na koniec roku zajmowała przedostatnie miejsce,
– “wzmocniła się” tylko jednym piłkarzem, Gamakowem z Lechii
– została osłabiona sprzedażą Mazka, reprezentanta Polski do lat 21, a za granicę uciekł z niej nawet Ćwielong
– wiosnę i tak początkowo miała rozpocząć ze stratą dziewięciu punktów do miejsca dającego utrzymanie
– wiosnę ostatecznie rozpoczęła ze stratą pięciu punktów do miejsca dającego utrzymanie (!)
– zimę przeżywała w naprawdę mizernych nastrojach, wiedząc o odebranych klubowi punktach, i za moment usłyszała o długu wynoszącym 36 milionów złotych
– odmówiła kilka dni temu wyjścia na trening przez zaległości finansowe
– miała się zastanawiać, jak czytamy dziś np. w Przeglądzie Sportowym, by opóźnić wyjście na mecz ligowy
I tak, o tej drużynie mówimy w kontekście grupy mistrzowskiej. Gdyby nie te cztery ujemne punkty, Ruch w przypadku wygranej w Kielcach zajmowałby miejsce w ósemce.
Fot. FotoPyk