Reklama

Warto było iść na mecz w Poznaniu. Ale nie warto być dziś w skórze kibica Lecha

redakcja

Autor:redakcja

09 kwietnia 2017, 20:44 • 3 min czytania 151 komentarzy

Chcieliście hitu, to macie! Chcieliście meczu na szczycie Ekstraklasy, o którym długo będzie można dyskutować – ależ proszę bardzo. Nie trzeba na siłę poszukiwać smaczków, nie trzeba podkreślać, że w Poznaniu zjawili się dziś skauci Barcelony i Chelsea, a informacja, ilu widzów zjawiło się na stadionie (ponad 40 tysięcy, szacun), nie jest najważniejszą. W końcu możemy pogadać tylko o tym, co działo się na boisku…

Warto było iść na mecz w Poznaniu. Ale nie warto być dziś w skórze kibica Lecha

82. minuta gry. Wynik wciąż bezbramkowy, oba zespoły już powoli opadają z sił. Michał Kopczyński fauluje, powinien obejrzeć drugą żółtą kartkę, ale sędzia go oszczędza – tylko rzut wolny. Darko Jevtić dorzuca, Tomasz Kędziora ucieka spod opieki Kopczyńskiego i strzela gola. Trener Magiera momentalnie dokonuje trzeciej zmiany i wykorzystuje fakt, że jeszcze może ściągnąć Kopczyńskiego – za niego wchodzi Hamalainen.

Poznań szaleje, Poznań w euforii. W końcu Lech w tym roku w siedmiu ligowych i dwóch pucharowych meczach stracił tylko jednego gola. Ale to, co ugrał w 897 minutach, przebił w kilkaset sekund!

Po mocnym wrzucie Jędrzejczyka z autu, nieudanym wybiciu Gajosa, trąceniu piłki przez Trałkę – strzał nie do obrony oddał Maciej Dąbrowski. Kiedy Lech wydawał się mocno zaskoczony, jakby uznając wyrównanie Legii za przypadek, ruszył odważniej do przodu i… oberwał po raz drugi. Wystartował lewą stroną Hlousek, nie dał się zablokować i świetnie dośrodkował na głowę Hamalainena, który wygrał w powietrzu z Kostewyczem.

Hamalainen. Czyli znów… Jesienią w Warszawie to również Fin strzelił na 2:1 w doliczonym czasie gry. A pamiętacie, co wtedy wydarzyło się chwilę wcześniej? Też padł gol, też wyrównujący, tylko akurat dla Lecha. I jego strzelcem był Robak, który tym razem nawinął w polu karnym Pazdana, ale dał się zatrzymać Dąbrowskiemu.

Reklama

Zresztą, od przeprowadzki Hamalainena do stolicy, Legia wygrywała z Lechem trzy razy. Dziś wygrała po raz czwarty. Remisów i porażek – zero.

Ale naprawdę niewiele dziś zapowiadało, że górą w Poznaniu będą goście. Pierwsza połowa, zwłaszcza początek meczu, należał do gospodarzy. Lech zepchnął Legię do głębokiej defensywy: najpierw Kownacki minął się z piłką, potem strzał Jevticia złapał Malarz, aż Kownackiemu niesłusznie odgwizdano pozycję spaloną. Goście chcieli odpowiedzieć, ponownie pierwsze skrzypce odgrywał Odjidja-Ofoe. A to przeprowadził indywidualną akcję, mijając Bednarka i uderzając w Putnockiego, a to świetnie uruchomił Kucharczyka, który ograł Nielsena i dał się zatrzymać bramkarzowi Lecha.

To było w wielu momentach szybkie, intensywne spotkanie, z zakładanym przez oba zespoły pressingiem. Gubili się jedni i drudzy, jakby nieprzyzwyczajeni do takiego tempa, z dokładnością podań na poziomie 72 proc. I najlepsze w pierwszej połowie okazje oglądaliśmy po stałych fragmentach: Majewski dostrzegł niepilnowanego Gajosa, którego mocne uderzenie zatrzymał Malarz, a po wrzutce z rzutu rożnego Radović trafił w poprzeczkę.

Druga połowa? Już z nieco większą dokładnością, z mniej odważnymi atakami. Lech miał niewiele okazji, Legia właściwie jeszcze mniej. Tuż przed pierwszym golem Kędziora miał dobrą sytuacją, ale na tym właściwie koniec. I wtedy wreszcie Kopczyński wykonał faul, za który powinien wylecieć, prowadzenie objęli gospodarze, wszedł Hamalainen, na co trener Bjelica odpowiedział Tettehem.

Ten sam Tetteh najpierw odpuścił krycie Dąbrowskiego przy golu, potem pozwolił Hlouskowi zaliczyć asystę.

Jeszcze w tamtym momencie, przed kluczowymi dla dalszej fazy meczu zmianami, Lech był nad Legią w tabeli i zajmował drugą pozycję. Teraz traci już do niej pięć punktów, do lidera – sześć. O mistrzostwo coraz trudniej.

Reklama

f1

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

151 komentarzy

Loading...