Kilka spotkań, kontuzja, kilka tygodni odpoczynku i rehabilitacji, kilka spotkań, kontuzja, kilka tygodni… Tak wygląda cykl w Arsenalu u Santiego Cazorli. Gdy już coś wyleczy, to pojawia się następny obolały mięsień, bez którego raczej trudno myśleć o regularnej grze. Pamiętamy jeszcze jego popisy z Malagi, gdzie był prawdziwym liderem, który prowadził swój zespół do triumfów. Teraz? Cóż, pozostaje zadowolić się przebłyskami, które gwarantuje ilekroć pojawi się w pełni sił na boisku.
Przypominamy jego gola jeszcze z hiszpańskich czasów. Nietypowe uderzenie, pod względem technicznym – bajka. Mierzone, mocne, dokładne. No i tak podkręcone, że bramkarz zwyczajnie nie miał szans przy tym strzale. Cudo.
[od 1:15]